„Dla ciebie kot jest ważniejszy niż siostrzeniec!” — wrzeszczała matka.
Od dziecka, ja, Weronika, marzyłam o własnym kocie. W końcu, w wieku 20 lat, kupiłam kociaka od sprawdzonego hodowcy w małym miasteczku pod Krakowem. Nazwałam go Puszek i stał się moim najlepszym przyjacielem. Poświęcałam mu każdą wolną chwilę: dbałam, bawiłam się z nim, otaczałam troską. Nie był zwykłym zwierzakiem — stał się częścią mojej duszy, pocieszeniem w trudnych dniach. Rodzice nie protestowali, ale nigdy nie zrozumieli, dlaczego jest dla mnie tak ważny. „Lepiej byś dziecko urodziła, niż z kotem się pieściła!” — rzucała ze złością mama, Ewa Kowalska. Jej słowa bolały, ale milczałam, unikając kłótni.
Moja starsza siostra, Kasia, urodziła syna, Piotrusia, i odtąd często zostawiano mi go pod opiekę. Szczerze mówiąc, nie czułam do siostrzeńca ciepłych uczuć. Pomagałam Kasi: gotowałam, prałam, sprzątałam, ale zajmowanie się dzieckiem było dla mnie udręką. Nie dawało radości, tylko wyczerpywało. Gdy Kasia była zmęczona, z Piotrusiem zostawała mama. Ja zaś, wracając do domu, biegłam do Puszka. Jego mruczenie i oddanie napełniały mnie ciepłem. Pewnego dnia mama straciła cierpliwość i zaatakowała mnie: „Co, dla ciebie zwierzak ważniejszy niż dziecko własnej siostry?!”
Odpowiedziałam szczerze: „Tak.” To była prawda. Puszek był moim światłem, a Piotruś, choć rodziną, pozostawał dla mnie obcy. Mama wpadła w furię, zasypując mnie gradem wyrzutów: „Jak możesz tak mówić? To przecież twoja krew!” Kasia tylko się zaśmiała, nazywając mnie wariatką. Ale trwałam przy swoim. Dlaczego miałabym zmuszać się do miłości do dziecka, którego nie czuję? Ich reakcja obudziła we mnie bunt. Nie chciałam udawać dla ich aprobaty.
Mama postanowiła się zemścić. Pewnego wieczoru zatrzymałam się u przyjaciółki i nie wróciłam na noc. Rano, gdy wpadłam do mieszkania, Puszka nie było. Mama obojętnie oznajmiła: „Wystraszył się czegoś, drzwi do klatki były otwarte, pewnie uciekł.” Serce mi zamarło. Płakałam, dzwoniłam do sąsiadów, rozklejałam ogłoszenia, ale Puszek zniknął. Ta strata była dla mnie tragedią. Był moim przyjacielem, ratunkiem w samotności. niedługo wyprowadziłam się do narzeczonego, Tomka, do Warszawy. Wzięliśmy nowego kociaka, ale ból po stracie Puszka nie ustawał.
Po kilku miesiącach odwiedziłam rodziców w rodzinnym mieście. Mój młodszy brat, Marek, nie wytrzymał i wyjawił prawdę. Okazało się, iż podczas mojej nieobecności mama z Kasią postanowiły mnie „dres”Udusili się własną złością, bo choć Piotruś dorastał, nigdy nie spojrzał na nich z takim oddaniem, jak Puszek na mnie.”