Pamiętam podobną scenę sprzed wielu lat, kiedy uczestniczyłam w pogrzebie jeźdźca – wspomina Beata Kapica, dyrektor Dolnośląskiego Związku Hodowców Koni i hodowczyni z Krasiejowa.
– Za trumną szedł jego koń, ale zatrzymano go przed bramą cmentarza. Pamiętam ten moment, gdy trumna była składana do grobu, a koń donośnie zarżał. Wszyscy poczuliśmy to bardzo emocjonalnie – jakby żegnał swojego pana.
Hodowcy jednak podkreślają, iż często popełniamy błąd „uczłowieczania” zwierząt, przypisując im ludzkie emocje.
– Krzywdzimy konie, traktując je jak ludzi – podkreśla Beata Kapica. – Można powiedzieć, iż koń jest inteligentny i potrafi wyczuwać ludzkie emocje. Gdy człowiek choruje, jego energia się zmienia, serce bije inaczej – koń to odbiera. Ale moje czterdziestoletnie doświadczenie mówi jasno: koń nie jest świadomy, iż jego właściciel zmarł.
Aby naprawdę zrozumieć konie, trzeba obserwować ich życie w stadzie. – Nie wystarczy patrzeć na jednego osobnika – mówi pani Beata.
Gdy odłącza się źrebaka od matki, pierwsze dni są dla niej trudne – spędzili razem pół roku.
– Ale po kilku dniach zapomina – opowiada hodowczyni. – Niektóre klacze same odganiają źrebięta, chcąc mieć spokój. W stadzie nie ma miejsca na słabość, jeżeli wybiorą słabszego, będą go atakować, dopóki człowiek nie zareaguje.
Gdzieś zgubiliśmy rozsądek
W stadzie przewodzi najstarsza klacz. Pozostałe konie ustępują jej miejsca przy wodopoju i podczas jedzenia. Gdy ona się nasyci, kolejne osobniki podchodzą zgodnie z ustaloną hierarchią.
– Prowadząc hodowlę, człowiek musi zajmować najwyższą pozycję w hierarchii stada – tłumaczy Beata Kapica. – Łatwo jednak zaburzyć ten porządek. Gdy otwieramy boks, to koń powinien ustąpić miejsca człowiekowi. jeżeli jest odwrotnie, zwierzę uznaje, iż to ono dominuje – i może próbować przesunąć człowieka. To może prowadzić do niebezpiecznych sytuacji.
Koń, idąc obok człowieka, wyczuwa jego tętno. jeżeli poruszamy się pewnie, dotrzymuje nam kroku bez problemu.
– Ale wystarczy, iż nasze tętno gwałtownie wzrośnie, to koń natychmiast traci pewność siebie – tłumaczy Beata Kapica. – Odbiera to jako sygnał zagrożenia i jest gotowy do ucieczki.
W sytuacji zagrożenia koń broni się ucieczką. Gdy nie ma innego wyjścia, może zaatakować – gryźć lub kopać.
– Przez 40 lat pracy z końmi nie spotkałam zwierzęcia, które zrobiłoby to bez powodu – podkreśla hodowczyni z Krasiejowa.
– Chyba iż wcześniej zostało skrzywdzone przez człowieka. W takich przypadkach trzeba reagować – bo choć koń jest duży, zawsze pozostaje słabszy od człowieka.
Hodowcy zauważają, że zatraciliśmy zdrowe podejście do zwierząt.
– Koń idący w zaprzęgu z załzawionym okiem często odbierany jest jako cierpiący, zmuszany do ciężkiej pracy – opowiada Beata Kapica. – Tymczasem koń to zwierzę ruchu, potrzebuje aktywności, a praca nie jest dla niego krzywdą. Potem internet huczy od emocjonalnych treści typu „płaczący koń woła o pomoc”. A koń nie płakał – łzawił, bo dokuczały mu muchy.
Człowieku, ale się sam
– Czasem trudno jednoznacznie wyjaśnić zachowania zwierząt – przyznaje Beata Kapica. – Jednak to psy, bardziej niż konie, przywiązują się do człowieka. Zdarza się, iż pies po śmierci właściciela – z tęsknoty – odchodzi z tego świata.
– Zwierzęta wyczuwają, iż ktoś z ich najbliższego otoczenia, człowiek lub inne zwierzę, odchodzi – mówi dr Mirosław Tarka, opolski lekarz weterynarii z Holistycznego Centrum Leczenia Zwierząt. – Z naszych obserwacji wynika, iż psy i koty potrafią „ściągać” z nas choroby, przynosząc ulgę. Doskonale odbierają nasze emocje: lęk, smutek, strach. Wiele chorób ma swoje źródło właśnie w emocjach.
Dr Tarka twierdzi, iż jeżeli opiekun zwierzęcia doświadcza silnego lęku, jego pupil może mieć problemy z układem moczowym.
– Gdy trafia do mnie kot, który nie może się załatwić, moje pierwsze pytanie brzmi „Czego się boi?” – wyjaśnia. – Zwykle słyszę, iż niczego, ale gdy zaczynam dopytywać, okazuje się, iż np. kuweta została przestawiona, a dla kota to już powód do niepokoju. Może też pojawił się nowy zwierzak w domu albo zmieniło się menu.
Jeśli wszystko wokół kota pozostało bez zmian, problem może leżeć po stronie opiekuna.
– Wtedy pytam: „A czego pan lub pani się boi?” – opowiada dr Tarka. – Opiekunowie często nie zdają sobie sprawy, iż ich emocje mogą wpływać na zdrowie zwierzęcia.
Zwierzę może się niepokoić, gdy jego opiekun przychodzi o innej porze niż zwykle – np. zamiast o 16, pojawia się dopiero po zmroku. Takie zmiany, według dr. Tarki, mogą prowadzić u zwierzęcia do problemów z żołądkiem i śledzioną.
Gdzie się podział kot?
Okazuje się, iż „uczłowieczamy” zwierzęta choćby poprzez sposób ich karmienia. – Czy pies w naturalnych warunkach jadłby gotowane mięso albo ziemniaki? – pyta Mirosław Tarka.
– Pies zjada tyle, ile zdoła, bo nie wie, czy jutro lub pojutrze coś upoluje. Jego żołądek potrafi zwiększyć swoją objętość choćby trzykrotnie.
Tymczasem karmimy zwierzęta według ludzkich schematów: mniej, ale częściej. To może zaburzać ich trawienie – nie wydziela się odpowiednia ilość kwasu żołądkowego, a proces trawienia staje się mniej efektywny.
– jeżeli zwierzę dostaje jedzenie po godzinie 20, zmusza to woreczek żółciowy do pracy między 1 a 3 w nocy – dodaje dr Tarka. – A to czas, kiedy ten narząd powinien odpoczywać.
Zaskakujące zdolności wykazują też koty – potrafią doskonale ukrywać się przed wizytą u weterynarza. Kot jakby wiedział, iż ma iść do lecznicy. Kiedy zbliża się moment wyjścia z domu, nagle znika. Szukasz go wszędzie, bez skutku. A po kilku godzinach pojawia się z miną jak z kreskówki o Garfieldzie – przeciąga się i patrzy, jakby mówił: „Ale was wykołowałem”.
– Mamy mnóstwo takich przypadków – kontynuuje dr Tarka. – Pamiętam kota, do którego przyjeżdżałem w wyznaczone dni. Zawsze znikał. W końcu ustaliliśmy, iż zadzwonię w losowym momencie, a właścicielka go przytrzyma. Ale wystarczyło, iż odłożyła telefon – kot znikał. Trzeba było się nieźle nagimnastykować, żeby go w końcu zbadać.
Jak to wytłumaczyć?
– Nie doceniamy inteligencji zwierząt – stwierdza dr Tarka. – Człowiek uważa się za najmądrzejszego na Ziemi, a przecież zwierzęta nie są głupsze – są po prostu inne. Przewyższają nas w sposobie odbierania świata. Koty słyszą inaczej, sokoły widzą inaczej, psy czują zapachy, których my nie jesteśmy w stanie zarejestrować.
Może dlatego, iż są bliżej natury niż my.
Jedna z historii, którą przeżył dr Tarka, skłania do refleksji nad tym, jak mało rozumiemy ze świata zwierząt.
– Kiedyś, idąc do pracy, zobaczyłem bezpańskiego kota siedzącego pod drzwiami lecznicy – wspomina. – Zdziwiony powiedziałem sam do siebie: „Co się stało?”, a on spojrzał na mnie i podniósł zakrwawioną przednią nogę.
Gdy otworzył drzwi, kot wskoczył do środka.
– Położyłem go na stole, założyłem opatrunek, podałem zastrzyki – opowiada. – Cały czas był spokojny. A przecież koty przychodzące z opiekunami często syczą, gryzą. Bo emocje opiekuna przenoszą na zwierzę. A potem ten kot po prostu się odwrócił i spokojnie wyszedł. Zwierzęta nauczyły mnie pokory. Pokazały, jak czują, jak odbierają świat. Proszę spojrzeć na psa przewodnika – skąd on wie, iż zapaliło się czerwone światło i trzeba się zatrzymać? Gdy nadjeżdża samochód, potrafi odciągnąć człowieka do tyłu.
Groźny pies, czy człowiek
Okazuje się, iż nawet amstaffy, często niesłusznie uznawane za agresywne z natury, mogą być łagodne.
– Wszystko zależy od opiekuna. Znam amstaffy, które można całować w nos – mówi dr Tarka.
Podobnego zdania są Beata i Krzysztof, małżeństwo z Opola.
– W życiu miałem wiele ras psów, między innymi owczarka niemieckiego – opowiada Krzysztof Szumigaj. – Kiedyś ktoś powiedział mi, iż jeżeli dobrze wychowam amstaffa, nie będę chciał już psa innej rasy. I rzeczywiście – przekonałem się, iż są niezwykle inteligentne i nie mają wrodzonej agresji. Owszem, mają potencjał – są silne, mają zdecydowany charakter, ale nie są „bandytami”, które chcą krzywdzić. jeżeli jednak ktoś uczy psa agresji, może stworzyć maszynę do zabijania.
Przyjęło się, iż pitbule i amstaffy to „chodzący mordercy”. Tymczasem owczarki niemieckie kojarzymy z „komisarzem Aleksem”, „psem Cywilem” czy Szarikiem z „Czterech pancernych”.
– Zapominamy, iż owczarki były też szkolone do pilnowania obozów koncentracyjnych – dodaje Krzysztof. – Kontakt z każdym źle wychowanym psem może skończyć się źle, niezależnie od rasy.
Co to znaczy „dobrze wychowany pies”?
– Trzeba komunikować się zgodnie z jego sposobem rozumowania – tłumaczy Beata Raczyńska-Szumigaj. – Pies porozumiewa się mową ciała. gwałtownie wyczuwa nasz smutek, chorobę czy radość. Kiedyś przygarnęliśmy ze schroniska głuchego amstaffa, Leona. Porozumiewaliśmy się wzrokowo. Choć był głuchy, już od progu „słyszał”, iż wracamy. Myślę, iż reagował na drgania.
Obecny amstaff Beaty i Krzysztofa, Dragon, również trafił do nich ze schroniska. Choć czasem reaguje nerwowo na smycz, to już rzadkość. Początki były trudniejsze.
– Wzięliśmy go na próbę, bo nie wiedziałam, czy sobie z nim poradzę – mówi Beata. – Nie był agresywny, ale bardzo impulsywny. Ciągnął smycz jak szalony. Po tygodniu już wiedzieliśmy, iż zostaje z nami. Z czasem Dragon nauczył się nam ufać. Musiał się przekonać, iż wychodzimy z domu, ale zawsze wracamy. Doskonale rozróżnia, kiedy wychodzimy na spacer, a kiedy do pracy. Zawsze wiedział, kiedy jedziemy do weterynarza – trząsł się cały, choć wszystko wyglądało jak zwykle. choćby nie używaliśmy słowa „weterynarz”, a i tak nas „po psiemu” zdemaskował.
To inne stworzenia
– Mamy skłonność do nadinterpretowania sytuacji, których nie rozumiemy – mówi Justyna Niwelt, behawiorystka z Opola. – choćby badania nie dają jednoznacznych odpowiedzi, dlatego tak łatwo przypisujemy zwierzętom ludzkie emocje. Nie wiem, jak jest naprawdę, ale widzę u zwierząt tęsknotę, smutek, agresja, apatię czy brak apetytu. Jednak to, co obserwujemy u zwierząt, nie jest tym samym, co u ludzi.
– Pies musi mieć swoje rytuały i przewidywalność: stałe godziny karmienia, spacerów, zabawy – dodaje behawiorystka. – Brak tych elementów wywołuje u niego lęk i frustrację. Niestety, większość opiekunów w takich sytuacjach nie podejmuje żadnych działań.
W domu pojawiają się pogryzienia, nietypowe zachowania. Pies może warczeć, okaleczać się. Zapominamy, iż pies ma instynkt – potrzebuje codziennego ruchu i węszenia, bo to jego sposób poznawania świata.
Coraz częściej, gdy jakaś para decyduje się na psa, otoczenie komentuje to żartobliwie: „kupili sobie psiecko”. Niestety, bywa, iż zwierzę traktowane jest nieodpowiednio.
– Ludzie zapraszają naturę do domu, zapominając, iż ona musi się ruszać i wąchać – tłumaczy Niwelt. – Zamiast tego uczłowieczamy psy, rozpieszczamy je, traktujemy jak dzieci. W efekcie to one przejmują kontrolę, czują się liderami stada. Spacery są zbyt krótkie, a trzeba się zastanowić, co robiłby pies, gdyby był wolny. Zanim ktoś zdecyduje się na psa, musi wiedzieć, iż to dodatkowe obowiązki. A dla wielu wygospodarowanie 15 minut dziennie to już za dużo.
Behawioryści zauważają dwa typy złych opiekunów: jedni są nadopiekuńczy, drudzy nie robią nic, tłumacząc się brakiem czasu. Nadopiekuńczy biegają z każdą sprawą do weterynarza, co sprawia, iż pies – jako „przewodnik stada” – staje się niestabilny.
Dobry opiekun sprawia, iż pies jest rozluźniony – ma otwarty pysk, macha ogonem, uszy uniesione. Szuka kontaktu. Przy niestabilnym opiekunie pies chowa ogon, unika kontaktu, uszy ma położone płasko.
Dzikie zwierzęta też czują
Marta Węgrzyn, prowadząca Opolskie Centrum Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt Avi, podkreśla, iż choćby zwierzęta żyjące na wolności potrafią odczytywać ludzkie emocje.
– Nad jednym nie mamy kontroli – nad źrenicami – opowiada. – Gdy się rozszerzają, zdradzają nas najbardziej. Kruk odbiera to jako sygnał zagrożenia, zaczyna obserwować otoczenie.
– Zwierzęta czytają nas jak otwartą książkę – dodaje. – Gdy jestem przebodźcowana, zdenerwowana, pełna emocji, praca z dzikim zwierzęciem staje się ogromnym wyzwaniem. Pamiętam, jak w takim stanie podeszłam do młodego lisa. Wyskoczył na mnie z pyskiem. Musiałam go mocno złapać, by się obronić. A on zapamięta to już na zawsze.

Jak podkreśla, fundamentem jej pracy jest przywracanie zwierząt naturze. – Nie mogą być oswojone z człowiekiem – zaznacza Marta. – Choć mam też rezydentów, zwierzęta trwale okaleczone, które zostają w ośrodku na stałe. One potrafią rozpoznać opiekuna i okazują przywiązanie.
W ośrodku przebywa w tej chwili 30 bocianów. – Bociany naprawdę odczytują emocje – mówi. – Podobnie jak kruk. Choć urodził się w niewoli, żyje na granicy dwóch światów – ludzkiego i dzikiego. Gdy rano idziemy na loty w leśnej dziczy, świetnie dogaduje się z wolno żyjącymi krukami. Bawią się w powietrzu, tańczą, ścigają.
Co ciekawe, dzikie kruki porozumiewają się swoimi dźwiękami, a kruk Marty przemawia do nich… ludzkim głosem. Naśladuje jej ton, mówi głosem Marty.
– Zwraca się do nich słowami: „echo”, „cześć”, „jak się masz”, „wow” – śmieje się Marta. – Jak papuga, uczy się tych wyrażeń, które niosą największy ładunek emocjonalny. Dlatego trzeba uważać, by nie wypowiadać przy nim przekleństwa, bo one są najbardziej nacechowane emocjonalnie. Kruki są niesamowicie inteligentne. choćby jeżeli próbujemy ukryć emocje, one i tak je wyczuwają.
– Są gatunki o silnym instynkcie stadnym – opowiada Marta. – Na przykład gęsi. Trafiły do mnie gęgawy, którym ktoś wyrwał lotki, by nie odleciały. W ośrodku tworzą stado, z wyraźną hierarchią – na czele samice. Gdy trzy z pięciu młodych zaczęły latać, pozostałe wychodziły na otwartą przestrzeń, by je lepiej widzieć. Cały czas je nawoływały, aż wracały. Zdarzało się, iż nie wracały na noc – wtedy reszta czekała, wpatrzona w niebo. Nie byłam w stanie ich zagonić. Gdy jedna z gęsi skręciła kark na płocie u sąsiada, jej partnerka przez wiele dni stała na górce, patrząc w niebo. Przestała jeść, pić, popadła w depresję.
Zwierzęta są niesamowite. Ale trzeba pamiętać – są inne niż ludzie.

***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania