Czy lot może być swobodny?

nn6t.pl 2 dni temu

Nie mogę zapomnieć tej spłakanej twarzy starca.

Widniała przed laty na okładce północnoamerykańskiego czasopisma. Przetarte i przerzedzone siwe włosy, twarz pomarszczona, acz wciąż jędrna i ochocza do stawiania czoła. I oczy: ciemne, błyszczące, przesłonięte filmem wilgoci. Pod zdjęciem widniał napis budzący trwogę i zdumienie: „Obiecaliście, iż będziemy latać helikopterami do szkoły, a dostaliśmy bezsensowne media społecznościowe”. Nie dziwi mnie jego reakcja. Takie stwierdzenie faktu może wzmóc aktywność gruczołów łzowych. Nie tak miała wyglądać przyszłość – nie tak, jak wygląda – gdy ludzkość planowała ją w przedszkolnym zeszycie.

Zacznijmy od podstaw. Zasadniczo osoba ludzka porusza się w dwóch wymiarach. kilka różni się tym od barana, koguta czy kaczki grasujących w przestworze płaskiej łąki. Wszelkie ich poruszenia ciała można rozpisać na dwóch osiach: w lewo bądź w prawo, do przodu lub do tyłu. To wszystko. Owszem, człowiek dzięki wysiłkom architektury uzyskał możność poruszania się schodami bądź windą w górę albo w dół. Jednak tego samego rodzaju swobodą dysponuje dżdżownica, która może kopać jamę wyżej bądź niżej, niezmiennie pozostając przykuta do gruntu jak Prometeusz do skały. I choćby podobnie dręczą ją ptaki, do których niedługo dolecimy myślą.

Nadmienię, iż nie uważam awiacji zbiorowej za spełnienie marzenia o swobodzie latania. Spakowanie ludzi do stalowej tuby i przetransportowanie ich do miejsca pracy bądź wypoczynku w innym krańcu globu nie ma dla mnie nic wspólnego z wolnością. Przeciwnie. Podróż wielkim samolotem więcej ma wspólnego ze spakowaniem pająka albo żuczka do szklanki, żeby wypuścić go z mieszkania za oknem. Jest to podróż przyspieszona i odrywająca insekta od wiążącego go na co dzień podłoża, nie sposób mówić tu o jakiejkolwiek swobodzie czy choćby przyjemności. jeżeli dodamy do tego obowiązkowy pobyt na lotnisku z rentgenem bezpieczeństwa, gwałtownie okaże się, iż awiacja zbiorowa to jedynie źródło krępującej udręki.

Gdzie są plecaki albo czapki ze śmigłem, które umożliwiałyby lokalne i prywatne przeloty? Plecaki odrzutowe albo doczepiane skrzydła? Co powstrzymało unoszenie się ludzkości ku indywidualnej awiacji?

W klasycznych podejściach do latania poważny problem stanowiły materiały niskiej próby. Wosk pszczeli wystawiony na egejskie słońce gwałtownie osiąga temperaturę topnienia (62°C) i traci przy tym adekwatność lepienia piór. Katastrofa gotowa, czego dowodem znany przypadek Ikara.

W epoce niemal współczesnej (rok 1742) markiz de Bacqueville podjął próbę przelecenia nad Sekwaną przy pomocy maszynerii podobnej nieco do tej posiadanej przez Dedala i Ikara. Był poinformowany o minionych wypadkach i mocno przytwierdził do swych kończyn sztuczne skrzydła, aby symulować lot ptaka. Tym razem materiałem niskiej próby okazały się ludzkie mięśnie, które nie potrafią wygenerować siły nośnej wystarczającej do uniesienia arystokratycznego brzucha. Markiz zwalił się na przepływającą dołem barkę.

Podobne próby naśladowania przyrody podejmowało kilka innych interesujących osób – z zasadniczo podobnymi skutkami. Na adekwatny ruch w przestworza trzeba było poczekać do wynalazku silnika spalinowego, który mógł zastąpić mięśnie. Jeszcze w 1904 roku (już po sukcesie Wrightów) Edward Purkis Frost zbudował ornitopter – urządzenie machające skrzydłami – który faktycznie oderwał się od ziemi. Zdaniem obserwatorów był to jednak bardziej „podskok” niż adekwatny lot. Sztywna maszyna braci Wright zwyciężyła.

Nie każdą i każdego przekonuje takie barbarzyństwo. Skoro bowiem natura daje nam wzór unoszenia się w powietrzu, to może zamiast nieudolnie ją naśladować, lepiej zastanowić się, jak ją wykorzystać? Tak jak koń ciągnie karnie powóz w przestrzeni o dwóch wymiarach, tak odpowiedni ptak mógłby napędzać wehikuły lotnicze w trzech stopniach swobody. Wedle legendy Aleksander Wielki unosił się w klatce ciągniętej przez gryfy, którym machał przed dziobami mięsem. Niestety całkowite wyginięcie tych fantastycznych zwierząt ukróciło intrygujące próby.

Dopiero wynalazek pojazdu lżejszego od powietrza reaktywował wyobraźnię. Balon wznosi się do góry, to rzecz zrozumiała dla wszystkich, kto widział pierwszy lot osobowy, w którym udział wzięli baran, kogut i kaczka. Jednak jednostajny ruch wznoszący to w istocie mniejszy zakres swobody niż ten, którym cieszą się zwierzęta gospodarskie w naturalnym środowisku dwóch wymiarów. Problemem stało się wprawienie balonu w ruch celowy – w innej osi niż tylko do góry bądź do dołu – który nie byłby porwaniem przez wiatr w nieznanym kierunku.

Francuscy wynalazcy testowali zatem połączenie balonu z siłą zwierzęcia. W tym układzie wór ciepłego powietrza zapewniał siłę wznoszącą, a przywiązany doń zaprzęg tresowanych sępów siłę kierunkową. Problemem była, oczywiście, tresura ptaków, a także ich trening, by nabrały krzepy odpowiedniej do wielkości zadania. Znacznie lepsze efekty osiągano, przymocowując balon do koni bądź osłów, które podróżowały drogą w dole i ciągnęły wehikuł powietrzny do miejsca przeznaczenia. Pomysł sprytny, ale kilka miał on wspólnego ze swobodą podniebnej podróży. Balon napędzany osłem to bardziej skomplikowany powóz z mieszanym napędem zwierzęco-opałowym niż statek powietrzny jako taki.

Mimo prób uzyskania powietrznej swobody zgrzebna rzeczywistość wciąż sprowadza nas na ziemię. Można choćby przypuszczać, iż problem leży niżej bądź głębiej – w samej istocie lotu. Być może lot jako taki nie jest wcale swobodny, tylko zdaje nam się taki przez kontrast z naziemną mobilnością.

Myśląc bowiem o wolności ptaków i stawiając ją sobie za wzór do naśladowania, pomijamy fakt, iż ptaki niechętnie korzystają z możliwości wyboru nowej ścieżki. Przeciętny ptak spędza większość czasu w najbliższej okolicy gniazda. Znana mi para młodych kawek przebywa zwykle w kącie parku, gdzie narzuca się przechodzącym psiakom. Skrzydła pozwalają im bezkarnie dręczyć przechodniów, ale wcale nie skłaniają do eksploracji, dla przykładu, wybrzeży Szkocji, gdzie ich dalecy kuzyni założyli gniazdo w wieży katedry św. Idziego.

Weźmy swojskiego bociana, który dwa razy w roku przebywa trasę między Zgierzem bądź Rzgowem a Szandi w Sudanie. Jego behawior nie przywodzi na myśl beztroskiego brzdąca, zwiedzającego z odrzutowym plecakiem okoliczne gminy wedle zachcianki. Bocian to raczej przymocowany do powietrznych szyn pociąg, który regularnie stara się zdążyć na następną stację bez opóźnień. Zwierzę przezornie unika rozczarowań, jakie przynosi zwykle indywidualna turystyka, i trzyma się uparcie przetartych szlaków, dla nas może egzotycznych, ale dla niego znanych. Przestrzega niepisanych przepisów ruchu lotniczego – podobnie jak gołąb, który bez drobiny namysłu kieruje się po strzelistej jezdni pola magnetycznego. Zaszła tu interesująca pomyłka skojarzenia: może się zdawać, iż galopujący koń – mustang – jest symbolem wolności, tymczasem 99% koni spędza 99% życia na grodzonym terenie. Trzeba pilnie zaktualizować wyobrażenia na temat warunków życia w królestwie zwierząt.

Skoro prawa przyrody stosują się do ludzi równie bezwzględnie co do zwierząt, to można się spodziewać pewnych konsekwencji. Radosna swoboda, która mogłaby zaiskrzyć po wzniesieniu się indywidualnych helikopterów, plecaków odrzutowych albo krzeseł podwieszonych pod gromady balonów, prędko zostałaby zgaszona. Tak jak rodzic – z troski, nie złości – karci dziecko, które włożyło ciekawską dłoń w ogień, tak odpowiednie zespoły legislacyjne oraz wydziału ruchu powietrznego przy komendach policji zadbają o uporządkowanie lotu.

Odlot indywidualny należałoby zatem poprzedzić zdobyciem uprawnień do kierowania latającym pojazdem mechanicznym. Do rejestracji takowego trzeba by posiadać aktualny przegląd techniczny oraz obowiązkowe ubezpieczenie OC, a przyda się prawdopodobnie także NNW. Pojazd musiałby spełniać normy dotyczące hałasu przy starcie i lądowaniu, a osoba kierująca – znać przepisy o włączaniu się do ruchu lotniczego w terenie zabudowanym bądź nie.

Co ze standardami emisji i spalania dla plecaków odrzutowych? Dziś z indywidualnej awiacji korzystają najbogatsze obywatelki globu, a kurz z ich samolotów spada nam wszystkim na głowy. Czy wszyscy powinni latać, czy może nikt nie powinien, skoro nie jest to naprawdę konieczne? Czymże jest w ogóle konieczność ruchu i komu przysługuje w tym swoboda (ten dylemat rozważałem w „NN6T” nr 151/2023)? Drogi powietrzne, którymi można poruszać się nad Polską (a w zasadzie w Polsce, bo powietrze należy do państwa), znajdziemy w odpowiednich rozdziałach „Zbioru informacji lotniczych” albo w „Planie użytkowania przestrzeni powietrznej”. Istnienie dokumentów o tych nazwach świadczy, iż odpowiedni regulatorzy opanowali temat, zanim jeszcze czapka ze śmigłem na czubku weszła do powszechnego użycia. Czy manewr wyprzedzania helikopterka wiozącego bobasa do szkoły trzeba wykonywać z lewej strony, czy też można zrobić to górą, dołem albo z prawej? Ten dylemat być może ma już rozwiązanie.

Przed nami nowe wyzwania. ale spłakana twarz starca pozostaje mokra: odebrano mu uprawnienia do kierowania odrzutkami za przekroczenie limitu punktów karnych.

Czy lot może być swobodny?

Nie wiemy.

Piotr Puldzian Płucienniczak – krajoznawca, wydawca, wykładowca, przeciwnik podróży lotniczych. Pracuje na ASP w Warszawie, mieszka w Łodzi.

Piotr Puldzian Płucienniczak, Balon zaporowy przycumowany w miejscu posterunku, z cyklu: Czego nie wiemy, akryl na płótnie, 30 × 20 cm, 2025

Idź do oryginalnego materiału