Wyobraź sobie teraz mnie, jak siadam do stołu w mojej jadalni, otwieram komputer, a potem na niego dmucham i w powietrzu zaczynają unosić się wielkie kłęby kurzu. Żarcik taki oczywiście 🙂 Ja wiem, iż nie było mnie tutaj od dwóch miesięcy i mam choćby kilka słów na swoje usprawiedliwienie. Po pierwsze bardzo potrzebowałam odpocząć od mojego bloga. Tak po prostu. Po drugie życie zaproponowało mi różne nieinternetowe projekty, w których mogłam się wykazać, wykorzystać moją wiedzę i umiejętności i przy okazji na tym zarobić. To było dla mnie coś nowego, miłego i zaskakującego. Po trzecie całą swoją energię i pozostały na pracę czas skupiłam na tworzeniu nowego, letniego e-booka, z którego jestem ogromnie dumna. Po czwarte zepsuł mi się komputer a do ogarniania roboty musiał wystarczyć mi telefon (stąd dużo więcej było mnie na Instagramie). No i po piąte lato wciągnęło mnie maksymalnie i mam poczucie, iż wyciskam je jak cytrynę, choć nie ma w nim zbyt wielu spektakularnych momentów, choć jest cudowne w swej zwyczajności, ale o tym za chwilę.
Powrót do pisania na blogu postanowiłam rozpocząć od mojej ulubionej formy podsumowań – „w moim obiektywie”. Kocham robić zdjęcia i jestem jedną z tych osób w towarzystwie, która nieustannie i dyskretnie fotografuje zupełnie spontaniczne chwile. zwykle każdy dziwi się, iż takie zdjęcie zostało w ogóle zrobione, a jeżeli tak, to jak i kiedy. No cóż, lata praktyki. Lubię zdjęcia, są dla mnie jak pamiętnik. W jedną chwilę przenoszą mnie w czasie, przypominają smaki, zapachy, ludzi, rozmowy i to jak się wtedy czułam. I myślę sobie, iż to bardzo dobrze, iż mamy dziś te super telefony z super aparatami i iż możemy uwieczniać od razu tyle pięknych chwil. Byle tylko wracać do tych zdjęć i wybierać ulubione. Nieustannie zachęcam do ich wywoływania.
SZTUKA TWORZENIA WSPOMNIEŃ, CZYLI JAK SIĘ ZABRAĆ ZA WYWOŁYWANIE ZDJĘĆ
CZERWIEC EKSPLODOWAŁ
Chyba na żaden miesiąc nie czekam tak, jak na początek czerwca. Jest jak najlepiej działający koktajl witaminowy, który przywraca rumieńce na zmęczoną zimą twarz. Wszystko jest znowu jakby pierwsze, dziewicze. Wszystko znowu smakuje tak, jakbym to jadła pierwszy raz. Co roku te same zachwyty, ten sam kwitnący jaśmin, te same soczyste truskawki, wytrawne szparagi i zapach drożdżówek w mojej kuchni. Co roku to znoszenie wszelkich badyli do wazonów i kilometry spacerów. To samo wyczekiwanie moich dzieci na pierwszy dzień wakacji, planowanie wyjazdów, biwaków, spotkań. Euforia połączona z jakąś taką niespotykaną nadzieją, iż te wakacje będą wyjątkowe, iż teraz to odpoczniemy, skorzystamy, „nażremy” się tego lata, tak żeby poszło w boczki i wystarczyło aż do listopada.
Pierwszy raz od wielu lat mam takie poczucie, jakby to lato trwało dwa razy dłużej. Zaczęłam się choćby zastanawiać, dlaczego tak czuję akurat w tym roku, kiedy pogoda nie rozpieszcza, a ostatnie miesiące bardziej przypominają to skandynawskie lato, niż nasze polskie. Otóż okazało się, iż sekret tkwi w zatrzymaniu się i zaprzestaniu gonienia za wszystkim. O tak, tego lata czuję to zatrzymanie całą sobą. Skupiam się na tak banalnych rzeczach, iż czasem zastanawiam się, czy jest w ogóle sens o nich pisać. Wracam do początku, do atrakcji rodem z lat 90. Do cieszenia się domem, spacerami po osiedlu, do krzyżówki rozwiązywanej na tarasie, do wieczornej herbaty zaparzanej w szklance i wiklinowym koszyczku, do bycia turystką w swoim mieście, do wypraw po Polsce z termosem i kanapkami w plecaku, do roweru, do odwiedzin na kawkę u dawno niewidzianej rodziny, do stosu nieprzeczytanych książek i kolejnych wypraw do biblioteki, do samotnych wypadów do kina, do sezonowego gotowania… I tak mi z tym wszystkim dobrze, tak bardzo dobrze! Kocham tę cudowną zwyczajność.
W czerwcu w naszym domu wszystko było truskawkowe. Jak w wierszu o Entliczku Pętliczku, tylko zamiast jabłek – truskawki. Truskawki jedzone do momentu, aż brzuchy rozbolą. Truskawkowy koktajl na kefirze, taki sam, jak ten który w dzieciństwie robił mi tata. Racuchy z truskawkami i kompot z truskawek. Truskawkowe dżemy i soki, których znowu wyprodukowaliśmy trochę w domowej manufakturze. A na koniec pełna szuflada zamrożonych truskawek. Uff… Wykorzystaliśmy sezon na te owoce w 100%.
W czerwcu znosiłam do domu z letnich spacerów badyle wszelkiej maści. Połączenie zapachu jaśminu i rześkiego, letniego, porannego powietrza, które tuż po przebudzeniu wpuszczałam do naszego domu było niczym najlepsze i najdroższe perfumy.
Czego nie mogę powiedzieć o gotującym się w garnku bobie 🙂 No cóż w naszym domu jestem jedyną fanką bobu. Cała reszta domowników ucieka w popłochu, gdy tylko przyniosę go z warzywniaka.
Idealna letnia pobudka: świeża pościel, przebijające się przez nasze drzewa słońce i ukochane, lniane, 14 letnie zasłony, które kupiliśmy, gdy byłam w pierwszej ciąży/ To tylko zasłony, a za każdym razem, gdy na nie patrzę, uświadamiam sobie, jak ten czas goni.
Nasze zasłony mają tylko 14 lat, za to emaliowana, poobijana miseczka mojej teściowej pewnie z 50. A w niej rzodkiewka. Prawdziwa i szczypiąca w język. Trudno o taką na sklepowych półkach.
Uwielbiam robić zakupy na targu. W Lublinie zwykle jeżdżę na ulicę Ruską, gdzie stragany uginają się od świeżych warzyw i owoców. To tam zawożę puste wytłaczanki po jajkach do pań, od których kupuję prawdziwe, wiejskie jajka.
PIERWSZE PRZETWORY I OGRÓDEK NA BALKONIE
Były już dżemy i soki z truskawek, potem przyszła pora na sok z kwiatów czarnego bzu. Uwielbiamy go całą rodziną. Zwłaszcza do jesiennych i zimowych herbat albo do rozpuszczenia w letniej wodzie, gdy odporność spada i dopadają nas przeziębienia. Sok z kwiatów bzu ma wspaniałe adekwatności detoksykujące, przeciwzapalne, przeciwbakteryjne, przeciwwirusowe i wykrztuśne. Ważne, żeby zbierać kwiaty dojrzałe, bez zielonych łodyżek, w słoneczny, ciepły dzień i z dala od miasta i dróg.
Jest i nasz zielnik na dużym tarasie w mieście. Miał być warzywnik, zakupiliśmy mnóstwo skrzynek, które wyłożyliśmy grubą folią i wysypaliśmy ziemią do uprawy warzyw, ale ostatecznie stwierdziliśmy, iż to gra niewarta świeczki, a w naszych skrzynkach będziemy uprawiać zioła i krzaczki pomidorków koktajlowych. Aromatyczne i świeże gałązki mięty, rozmarynu, bazylii, melisy, tymianku, kolendry, natki sprawdziły się wspaniale podczas tworzenia mojego letniego e-booka. Kupowałam zioła w markecie, a gdy użyłam ich do gotowania, wkładałam do skrzynki same korzonki, które po kilku dniach odbijały, a potem rozrastały się w piękną, zdrową roślinę. Kolejny, letni, cudowny zapach do kolekcji: rozgrzane słońcem zioła, podlewane wieczorem strumieniem chłodnej wody. Niesamowity aromat!
ENERGIA LATA, GRILLE, NOWE ROŚLINKI I DUŻO PRACY
Gdy kupiliśmy nasz dom, postanowiliśmy zrobić w nim totalny i ekstremalny remont. Zamieniliśmy drzwi balkonowe na duże przeszklone drzwi tarasowe i powiększyliśmy taras. W tym roku zrobiliśmy pergolę, a mój mąż zainspirowany instagramową rolką, postanowił zrobić wielkie donice ze styroduru, w których posadziliśmy różne rośliny. Do tego lampeczki zawieszone między drzewami, wygodne meble, kilka koców i poduch i w konsekwencji większość poranków i wieczorów spędzamy właśnie tutaj, na naszym tarasie. I musisz mi uwierzyć na słowo, iż choć mieszkamy w mieście i do centrum mamy 10 minut autem, to na tym naszym kawałku ziemi, wśród tych szumiących drzew można poczuć się jak w agroturystyce na wsi. Mamy jeże, wiewiórki, sójki. kosy, sroki, kukułkę, drozdy, rudziki, od czasu do czasu wpada dzięcioł, a w budkach lęgowych gniazdo zrobiły sobie sikorki. Jak się prawdopodobnie domyślasz siedziałam z lornetką jak zahipnotyzowana i podglądałam najpierw parę rodziców sikorek, które cały dzień na zmianę znosiły do gniazda jedzenie, a potem maluchy, które uczyły się latać. Brakowało tylko głosu Krystyny Czubówny. Do rozpoznawania dźwięków ptaków polecam aplikację BIRDNET.
Ten ogród to ogrom naszej pracy, której czasem mam wrażenie nie widać. Co chwilę coś kosimy, sadzimy, przycinamy, dokupujemy nowe rośliny, a wydaje się to kroplą w morzu potrzeb. Nieustannie walczymy o ładną trawę, o którą przy tych drzewach po prostu trudno, a i my nie jesteśmy w tym temacie fachowcami, ale cieszymy się każdą roślinką, której u nas dobrze i skupiamy się na tych szumiących brzozach. To właśnie obecność tych pięknych drzew w dużej mierze zaważyła o naszej decyzji kupna domu. W październiku minie 2 lata odkąd mieszkamy w naszym domu. Zleciało! A zanim w nim zamieszkaliśmy, przez 10 miesięcy trwał w nim potężny remont, który w dużej mierze robiliśmy sami. Teraz to nam się zwyczajnie należy leżenie na hamaku 🙂 jeżeli jesteś interesująca jak wyglądał nasz remont, to zostawiam link do wpisu:
NASZ REMONT – ZOBACZ NAJLEPSZE METAMORFOZY
WYPRZEDAŻ GARAŻOWA NA VINTED I PROJEKT DENKO
Latem postanowiłam posprzątać. jeżeli czytasz mnie dłużej, to wiesz, iż raz na jakiś czas robię w domu wielkie odgracanie, bo lubię, gdy otaczające mnie przedmioty są ładne i przydatne. A iż rzeczy wchodzą do naszego domu oknami i drzwiami, chyba gdy śpimy, to raz na jakiś czas zarządzam audyt stanu posiadania 🙂
PRZECZYTAJ TEN WPIS: 100 RZECZY, KTÓRYCH POZBYŁAM SIĘ OD RAZU
Gdy dni są dłuższe, a my zyskujemy więcej czasu i energii, lato wydaje się być doskonałą porą na posprzątanie domu, zaglądając do każdego kąta i szuflady. Tak właśnie myślę. To zawsze przynosi sporo dobrego i pozwala wejść w nowy rok szkolny, który dla mnie jest ważniejszy niż Nowy Rok, z nową energią i takim poczuciem sprawczości. Wiesz, iż bardzo poważnie rozważałam zajęcie się odgracaniem i organizowaniem cudzych domów na full etat? Kto wie, może wszystko przede mną. Wiem, iż jestem w tym dobra i wiem, iż bardzo to lubię 😉 Póki co pomagam moim Przyjaciółkom.
WIELKIE PORZĄDKI U TEKSTUALNEJ – ZOBACZ JAK W KILKA DNI ODGRACIŁYŚMY JEJ MIESZKANIE
W te wakacje wprowadziłam jeszcze jedną rzecz – „projekt denko”, czyli zużywanie kosmetyków zalegających w szufladach i niekupowanie nowych, dopóki jeden rodzaj nie zostanie „zdenkowany”. Czy masz pojęcie, ile butelek balsamów trzymamy w swoich szufladach? Nie starcza nam często roku, by je wszystkie wmasować w skórę i lądują w koszu przeterminowane. Mnie w tym wyzwaniu idzie dobrze, zachęcam Cię do podjęcia swojego. Mnóstwo pieniędzy zostaje w portfelu i w końcu używamy tego, co mamy! Można rozszerzyć o ubrania, książki czy produkty w szafkach kuchennych. Daj znać w komentarzu czy takie treści jak odgracanie cię interesują i czy powinnam napisać o tym coś więcej.
TUTAJ WRZUCAM RZECZY, KTÓRYCH JUŻ NIE POTRZEBUJĘ.
NOWE NAWYKI, RUCH, CZYLI JAK MI IDZIE OCHUDZANIE
Pamiętasz jak kilka miesięcy temu pisałam o tym, iż po raz kolejny postanowiłam się ruszyć z kanapy i schudnąć? Trzymam się tego postanowienia cały czas. Zrzuciłam kilka kilogramów, poprawiłam kondycję i zmieniłam bardzo nawyki żywieniowe. Napiszę o tym dłuższy wpis, a póki co melduję, iż polubiłam jajka na śniadanie, robiąc po mieście wielokilometrowe spacery nie mam zadyszki, a swoje ulubione spodnie kupiłam w mniejszym rozmiarze. No i kupiłam sukienkę, w której czuję się, jak milion dolarów. Dobrze jest odzyskać kontrolę nad swoim ciałem.
LUDZIE! LATO TO LUDZIE!
Dobrze jest też, gdy ludzie, których znasz tylko z Instagrama, okazują się być na tyle szaleni i spontaniczni, iż przyjeżdżają do ciebie na weekend i gdy okazuje się, iż w realu są jeszcze lepsi. Aga i Łukasz, dobrze było Was mieć u nas. Zachęcam do obserwowania ich kont na Instagramie. Obydwoje kochają Skandynawię, przywożą z niej przepiękne rzeczy z drugiego obiegu, przepięknie urządzają wnętrza, mają stado zwierząt i są po prostu super. Na zdjęciu bukiet, który Aga skomponowała z kwiatów ze swojego ogródka i lubelskie atrakcje, które były w planie zorganizowanej przeze mnie kilkunastogodzinnej wycieczki: nocny wyjazd na kebaba, Stare Miasto, zamówiona pogoda, lumpeks i udane w nim łowy, sushi i spacer nad Zalewem. Myślę, iż im się podobało 🙂
LUBLIN LATEM ZACHWYCA
A my nieustannie jesteśmy turystami we własnym mieście i wciąż mam wrażenie tyle przed nami do odkrycia, choć ten Lublin przecież nieduży. Uwielbiam w nim letnie, wieczorne spacery, siedzenie na Krakowskim Przedmieściu i po prostu obserwowanie przechodzących ludzi. To mi się nigdy nie znudzi.
PRACA NAD E-BOOKIEM
Ostatnie miesiące to była także intensywna praca nad nowym e-bookiem z letnimi przepisami. Moja kuchnia znowu wypełniła się zapachami, smakami, garnkami, patelniami i ludźmi, którzy mieli za zadanie zjeść to wszystko, co w hurtowych ilościach gotowałam do książki. Uwielbiam tę robotę i to, iż na kartach e-booka zamknęłam kolejną porę roku. Aktualnie e-book jest w promocji, którą prawdopodobnie utrzymam do końca sierpnia, tak by więcej osób mogło skorzystać z przepisów. Dziękuję za każde zamówienie!
PYSZNE LATO – ZOBACZ MÓJ NOWY E-BOOK
Korzystam z tego lata świadomie i z ogromną przyjemnością, choć jak widzisz moje życie to w większości – zwyczajne, dobre momenty. No dobrze, z tych zupełnie niezwyczajnych i spektakularnych, powinnam wspomnieć, iż w lipcu świętowałam swoje ostatnie trzydzieste urodziny w operze w Paryżu z moją mamą, ale to już będzie historia na całkiem nowy post. Post o sile afirmacji, strategii, sprawczości i spełnianiu swoich marzeń.
Tymczasem pozdrawiam cię ciepło i dziękuję za to, iż tutaj jesteś ze mną na blogu.
Jestem interesująca jak ci mija LATO?