Codziennik - Zimnik majowy

3 tygodni temu

Mła polazła w sprawie kocich zdjątek ale pocałowawszy klamkę, bo pani opiekująca, wiekowa, poszła odwiedzić panią kotów. Numeru telefonu ni mam coby się umówić, więc zostaje mła nachodzenie. Nie mam co narzekać, są sytuejszyn wymagające większego zaangażowania. Piesa poszukuje miejsca dla szczególnego kotka, miziastego Kropka. Tylko poważne oferty z domów dla kotów niewychodzących będą rozpatrywane, bo Kropuś jest kotem o nieco większych wymaganiach. Nie znaczy iż się będzie siedziało z nim na okrągło u weta ale paru zasad trzeba przestrzegać. W zamian Kropek oferuje mruczenie wyczynowe i przylepność ogromną, znaczy będzie dopieszczał. Mła wie co znaczą takie dopieszczania, bowiem dopiero od niedawna jej stado przywróciło mła do łask. Łaski rozdzielane są skąpo, mła się zaczęła stadu podlizywać w nadziei na zwiększenie z ich strony... hym... intensywności świadczeń. Jakby było mało to mła w domu pochowała przed sobą różne rzeczy, które są jej teraz potrzebne i starannie zapomniała o lokalizacji tych schowanek. Wicie rozumicie, wewiórka i żołędzie. Mła wkurzona na ten swój wewiórkizm, garami rzucam, drzwiami trzaskam, co oczywiście wcale nie pomaga ani na ataki sklerozy, ani na poprawę nastroju. Metodami joginów uspokajać się nie mogę, bo parę głębokich wdechów i zasypiam a jakoś tak mła głupio w majowy dzień podsypiać. Łażę taka półwściekła i zionę mniłością do świata. Kiedy nie muszę to staram się ludziów nie widywać, lepiej żeby na humory mła nie byli narażeni. W otoczeniu mła i bez złych młowych humorów ludziom nie lekko, każdy tam dźwiga jakiś kawałek krzyża, niektórzy mają naprawdę dużo do dźwigania i nie ma co dokładać ciężaru własnym kiepskim nastrojem. Hym... siedząc sama ze sobą doszłam do wniosku iż nie jestem najlepszym towarzystwem, chyba mam na siebie zły wpływ. Ciągle smęcę.

Pogoda jak na razie taka ogrodowo zniechęcająca, więc mła jeszcze nie posadziła swoich zeszłotygodniowych zakupów roślinnych. Ponoć idzie ocieplenie ale mła wyłażąc z chałupy dzisiejszego poranka jakoś nie mogła w to uwierzyć. Chłodno, oględnie pisząc, ogrodnicy i zimna Zocha, te klimaty. Jedno co dobre iż ślimory w związku z tą pogodą mało aktywne, nie widać śladów ich żerowania. Jednakże o pracach ogrodowych czy leniwym zaleganiu na trawce mła nie marzy, dopiero jak się naprawdę ociepli mła wylezie do Alcatrazu bez lęku iż ogrodowanie zakończy się pokasływaniem i ciągłym lataniem do kibelka, coby pokropelkować. Tak przy okazji tych zdrowotnych euforii to piaseczek u mła się ruszył, mam nadzieję iż nie mam wydm w nerkach. Fizyczna niemoc od razu się u mła zamienia w zły humor, czuję się jak stara skarpetka, taka dziurawa z której palec wystaje. Ponadto komuś bardzo spodobała się moja azalia 'Veiling', na tyle oczarowała iż tylko dołek po niej został. Rosła ponad 9 lat, wątpię by przyjęła się w nowym miejscu. Złodziej będzie rozczarowany, pierwsze padną kwiaty a zaraz potem cała reszta, bo podciął korzenie. Oby gleba w ogrodzie zarosła mu perzem po całości i to tak na metr w głąb. Najgorsze iż tę odmianę ciężko odtworzyć.
Idź do oryginalnego materiału