Co dwie głowy to nie jedna!

3 godzin temu

W dobie zmian klimatycznych coraz więcej zwierząt migruje na tereny zurbanizowane. W miastach powszechne stają się dziki, sarny, lisy, kuny korzystające z darmowych, śmietnikowych stołówek nie wymagających nadmiernego trudu w zdobywaniu pokarmu. Piszącego te słowa natomiast zaskoczyła wizyta modliszki w naszym jednorodzinnym domu.

Niecodzienny „gość niedzielny” jak gdyby nigdy nic wleciał sobie przez okno na pierwszym piętrze budynku. Przysiadł na parapecie na płycie kompaktowej zespołu muzyki elektronicznej Kraftwerk, na którego koncercie byłem na początku sierpnia podczas OFF Festival w Dolinie Trzech Stawów w Katowicach. Trudno jest mi dyskutować o gustach muzycznych modliszek, choć zwyczaje godowe samiczek w stosunku do samców mogą pozostawiać wiele do życzenia, szczególnie z punktu widzenia tej drugiej płci. Ale po kolei…

Tekst oraz opisy zdjęć:

Przemysław Maćkowiak

Modliszki (Mantodea) zaliczają się do rzędu owadów i dotychczas opisano ponad dwa tysiące trzysta gatunków. Powstaje pytanie skąd wzięła się ich nazwa? Mianowicie często przyjmują pozycję przypominającą osobę z rękami złożonymi do modlitwy, stąd więc powstało takie skojarzenie. W dawnych wiekach wierzono wręcz, iż stworzono ją po to aby uczyła ludzi prawidłowej postawy modlitewnej. Z kolei w islamie przyjmuje się, iż owad w tej pozycji zawsze kieruje się w stronę Mekki. Miasto to jest bowiem najświętszym miejscem muzułmanów, ze względu na narodziny tam Mahometa – Muhammada ibn Abd Allaha. Jego życie stało się przesłaniem dla wyznawców religii zapisane w Koranie, a nauki proroka wytyczyły jej podstawy. Stał się on założycielem pierwszej wspólnoty muzułmańskiej przeobrażonej później w teokratyczne państwo religijne. Wracając do wiodącego tematu naszych rozważań, należy wspomnieć, iż większość gatunków modliszek występuje w strefie tropikalnej oraz subtropikalnej. W naszym kraju można spotkać jedynie modliszkę zwyczajną (Mantis religiosa) objętą ścisłą ochroną. Znajduje się ona w polskiej Czerwonej Księdze Zwierząt powstałej w 1992 roku i regularnie aktualizowanej przez Instytut Ochrony Przyrody Polskiej Akademii Nauk (wcześniej Zakład Ochrony Przyrody i Zasobów Naturalnych PAN). Wzoruje się ona na międzynarodowej Czerwonej Księdze Gatunków Zagrożonych (The IUCN Red List of Threatened Species) przygotowywanej od 1963 roku przez Międzynarodową Unię Ochrony Przyrody (IUCN – International Union for Conservation of Nature). Publikowane są w niej opisy ze szczegółowymi mapami występowania gatunków oraz proponowane sposoby ochrony. Nasza odważna modliszka zwyczajna jest w krajowej edycji księgi traktowana jako „silnie zagrożony gatunek o wysokim ryzyku wymarcia w niedalekiej przyszłości” (EN – Endangered). Jej status jest definiowany „Gatunek bardzo rzadki i ginący w Europie Środkowej, w Polsce osiąga północną granicę zasięgu. Dawniej prawdopodobnie szerzej rozprzestrzeniony, w ostatnich dekadach – mimo okresowo liczniejszych pojawów – zagrożony wyginięciem. Prawnie chroniony” fot. Przemysław Maćkowiak
Dość zaskakująca wizyta rzeczonej modliszki wymagała od niej bądź co bądź niemałego wysiłku w specyfice karkołomnego lotu, tak aby znaleźć się na pierwszym piętrze domu. Być może chciała kształtować swój wizerunek medialny i zostać modelem w naszym periodyku? Modliszka zwyczajna jest jedynym przedstawicielem tej rodziny występujący w Europie Środkowej, a więc również w Polsce. Ubarwiona jest przede wszystkim na zielono, a samce są mniejsze od samic. Najczęściej można je spotkać w ciepłych letnich miesiącach począwszy od sierpnia do października. Czerwona księga starająca się określić wielkość ich populacji w naszym kraju stwierdza „Trudna do oceny ze względu na znaczne wahania liczebności zależnie od warunków meteorologicznych, a także ze względu na bardzo dużą redukcję w trakcie cyklu rozwojowego. Można przypuszczać, iż w kilkudziesięciu istniejących prawdopodobnie na terenie Polski populacjach lokalnych żyje łącznie od kilkuset do kilku tysięcy dorosłych osobników”. Naturalnym środowiskiem życia modliszek są śródleśne polany, rozległe łąki oraz obrzeża lasów. Teraz jednak w związku z ociepleniem klimatu chętnie powiększają swoje terytoria o obrzeża miast. prawdopodobnie więc takich migrantów spotkaliśmy na swojej drodze. Jako drapieżnik poluje na inne owady oraz pająki czając się zamaskowana na roślinach. Zwabia ofiary w swoje pobliże, a potem mocno chwyta je parą przednich odnóży. choćby silne koniki polne nie są w stanie wyrwać się z uchwytu i żywcem stają się jej posiłkiem. A teraz wyjaśnienie dotyczące tytułu artykułu i zwyczajów godowych modliszek. Są one drapieżne i niekiedy występuje u nich kanibalizm, gdy samica podczas kopulacji zjada samca. Jednak takie zdarzenie występuje na szczęście tylko od czasu do czasu, najczęściej z powodu braku dostępnego pożywienia. Do tego gdy mniejszy samiec nieopatrznie podchodzi do samicy od przodu to zwykle staje się jej przekąską (sic!). Może więc wówczas stracić (nomen omen) głowę. Chciałoby się tylko żartobliwie rzec, gdzie tutaj występuje to równouprawnienie płci szczególnie intensywnie forsowane w mainstreamowych mediach! Oczywiście Pani to modliszka, a czy Pan to modliszek? fot. Przemysław Maćkowiak
Tutaj z kolei mamy modliszkę-turystkę w ujęciu naszego redakcyjnego grafika. Wędrowała ona w pobliżu Potoku Junikowskiego przepływającego przez Luboń. Ta z kolei chyba nie końca chciała być modelką przyjmując raczej postawę obronną fot. Wojciech Adamski
Modliszka była częstym tematem w sztuce japońskiej utożsamiając nadprzyrodzoną siłę, męskość oraz odwagę. Samurajowie umieszczali wyobrażenie owada na mieczach (katana), pojawiały się one również na tradycyjnych drzeworytach. Moda Europejczyków na Kraj Wschodzącego Słońca wręcz eksplodowała w dziewiętnastym wieku, a dzieła uznawano za szczyt wyrafinowania i piękna. Przyczyniły się do tego głośne wystawy sztuki japońskiej w Paryżu oraz Londynie. Podobnie stało się w naszym kraju podzielonym zaborami, gdy późniejszy największy pasjonat tej odległej kultury Feliks Manggha Jasieński odwiedził francuską ekspozycję. Miał okazję wówczas zapoznać się z oryginalnymi pracami artystów oraz rzemieślników i… stało się! Z podróży przywiózł ogromną kolekcję dzieł, które potem podarował Muzeum Narodowemu w Krakowie. Rozpropagował sztukę japońską na tyle skutecznie, iż zafascynowali się nią między innymi Stanisław Dębicki, Józef Mehoffer, Ferdynand Ruszczyc, Leon Wyczółkowski, czy wydawca „Chimery” – Zenon Przesmycki Zb. Antykwariat Athanor
Zamieszczone w artykule barwne drzeworyty zostały wykonane na żeberkowej bibule w drugiej połowie dziewiętnastego wieku w Japonii. W listopadzie 2016 roku do właściciela krakowskiego Antykwariatu Athanor – Grzegorza Żarneckiego, zawitał starszy pan oferując do sprzedaży kilkaset grafik pogrupowanych w trzech albumach. Była to swoistego rodzaju sensacja, gdyż rzadko pojawia się na rynku antykwarycznym jednocześnie taka ich ilość. Najprawdopodobniej był on spadkobiercą pasji kolekcjonerskiej swojego przodka, choć tego nie ujawnił. Po transakcji kilka drzeworytów pozostawił sobie właściciel Athanora, jednak większość z nich znalazła się w ofercie antykwariatu. Świetną anegdotę ilustrującą przedsięwzięcie przytoczył mi w rozmowie Grzegorz Żarnecki. Zakup odbył się przed Bożym Narodzeniem, więc po transakcji zaciekawiony nabywca w całości poświęcił swój wolny czas identyfikacji zamieszonych na grafikach postaci z mitologii japońskiej. Nastąpiło więc ujmując to żartobliwie interesujące zderzenie kultur i to tym bardziej w okresie świątecznym. Puentując warto zacytować polski hip-hopowy duet Łona i Webber „patrz trochę szerzej, patrz trochę szerzej”. Często to co wyjątkowe mamy na wyciągnięcie ręki jednak tego nie zauważamy. Umyka nam to, choć mamy niesamowite możliwości powszechnego dostępu do wiedzy w dobie powszechnej cyfryzacji. Ważne jest byśmy byli ciekawi świata, a z tym w tej chwili bywa różnie. Ale oczywiście „nie traćmy przy tym głowy” szczególnie w kontekście rzeczonego artykułu i drapieżnej modliszki… Zb. Antykwariat Athanor
Nieodłącznym atrybutem każdego samuraja wyznaczającym jego pozycję społeczną była katana, a więc jednosieczna broń biała. Typologicznie można ją porównać do szabli europejskiej. Zakrzywiona głownia o długości co najmniej sześćdziesiąt centymetrów kończyła się ściętym sztychem (kissaki). Zarówno jelec (tsuba), jak i rękojeść (tsuka) były zwykle bogato zdobione. Co interesujące tradycyjne miecze są do dzisiaj wytwarzane, choć proces manualnego kucia jest bardzo skomplikowany. Dlatego też w pełni opanowało go niewielu najwyższej klasy kowali. Jednym z wiodących producentów katan jest firma Hanwei, co w dosłownym tłumaczeniu oznacza „wielki i potężny”. Swego czasu dość wyjątkowy model Praying Mantis był oferowany w warszawskim sklepie z bronią białą prowadzonym przez spółkę Solid-Data w cenie ponad sześć tysięcy złotych. Na zdjęciach widać niezwykle bogato zdobioną rękojeść z modliszką czekającą na swoją ofiarę. Z kolei rycina opisująca elementy zbroi samuraja została zaczerpnięta z Biuletynu Stowarzyszenia Przyjaciół Wojska „Broń i Barwa” wydanego w październiku 1938 roku. Znalazł się w nim referat Władysława Tomkiewicza o zbroi japońskiej, wygłoszony w tym samym miesiącu na zebraniu Stowarzyszenia. fot. Zb. Przemysława Maćkowiaka
Nieodłącznym atrybutem każdego samuraja wyznaczającym jego pozycję społeczną była katana, a więc jednosieczna broń biała. Typologicznie można ją porównać do szabli europejskiej. Zakrzywiona głownia o długości co najmniej sześćdziesiąt centymetrów kończyła się ściętym sztychem (kissaki). Zarówno jelec (tsuba), jak i rękojeść (tsuka) były zwykle bogato zdobione. Co interesujące tradycyjne miecze są do dzisiaj wytwarzane, choć proces manualnego kucia jest bardzo skomplikowany. Dlatego też w pełni opanowało go niewielu najwyższej klasy kowali. Jednym z wiodących producentów katan jest firma Hanwei, co w dosłownym tłumaczeniu oznacza „wielki i potężny”. Swego czasu dość wyjątkowy model Praying Mantis był oferowany w warszawskim sklepie z bronią białą prowadzonym przez spółkę Solid-Data w cenie ponad sześć tysięcy złotych. Na zdjęciach widać niezwykle bogato zdobioną rękojeść z modliszką czekającą na swoją ofiarę. Z kolei rycina opisująca elementy zbroi samuraja została zaczerpnięta z Biuletynu Stowarzyszenia Przyjaciół Wojska „Broń i Barwa” wydanego w październiku 1938 roku. Znalazł się w nim referat Władysława Tomkiewicza o zbroi japońskiej, wygłoszony w tym samym miesiącu na zebraniu Stowarzyszenia. fot. Zb. Przemysława Maćkowiaka
Idź do oryginalnego materiału