Adres wydaje się obiecujący: ulica XXI Wieku w Józefosławiu, brzmi jak zapowiedź nowoczesności, symbol nowego myślenia, otwartości, ekologii i rozumu w praktyce. Ale niech nazwa nikogo nie zmyli — bo za tą fasadą nowoczesności kryje się stary, dobrze znany Ciemnogród, w pełnej krasie i w wersji de luxe: ze telefonem, elektrycznym samochodem i internetem światłowodowym.
Oto historia jak z podręcznika współczesnego absurdu, o mentalnym betonie, który nie przepuszcza ani światła, ani idei. O społeczeństwie, które potrafi godzinami dyskutować o kolorze elewacji, ale na słowo „odnawialne źródła energii” reaguje jak kot na odkurzacz. Przecież to absurd – młodzi ludzie, z dostępem do wszystkiego, co świat oferuje, zachowują się jak ich dziadkowie w czasach, gdy telewizor był luksusem, a elektryk był „czarodziejem”.
Mieszkaniec jednej z 9 wspólnot – być może ten, który czyta coś więcej niż instrukcję do ekspresu do kawy postanowił: zainstalować fotowoltaikę na wspólnej części dachu. Czysta energia, nowoczesne rozwiązanie, działanie w duchu ekologii. Słowem – coś, co w normalnym świecie powinno spotkać się z aprobatą, a przynajmniej rzeczową rozmową. Ale to przecież Polska, a dokładniej: wspólnota mieszkaniowa. Tu zdrowy rozsądek nie ma prawa głosu bez większości.
Podczas głosowania nad wnioskiem większość mieszkańców powiedziała stanowcze „nie”. I tu zaczyna się kabaret. Uzasadnienie? Czysta klasyka: „bo monterzy będą chodzić po dachu i zniszczą jego pokrycie”, „bo wnioskodawca nie chodzi na zebrania wspólnoty” (czyli jak rozumiem – za karę ma płacić więcej za prąd?), „bo parkuje samochód na miejscu parkingowym, a inni by też chcieli z tego miejsca korzystać”. I wreszcie koronny argument – „nie bo nie” – czyli w trzech słowach streszczony stan umysłu.
Nie chodzi tu o brak wiedzy. Większość mieszkańców to ludzie młodzi, z wyższym wykształceniem, niektórzy prowadzący własną działalność gospodarczą i korzystający z udogodnień jakie niesie ze sobą współczesność. Teoretycznie powinni wiedzieć, czym grozi dalsze spalanie paliw kopalnych, powinni rozumieć, iż energia odnawialna to nie fanaberia, tylko konieczność. Ale co z tego? Gdy przychodzi do czynów, wygrywa mentalność z czasów, gdy o słońcu mówiło się tylko w prognozie pogody.
To nie jest kwestia braku paneli na dachu. To kwestia braku światła w głowie. Wspólnota, która boi się monterów, a nie boi się rachunków za energię, nie zasługuje na miano nowoczesnej. To wspólnota, która ma XXI wiek w adresie, ale w sposobie myślenia – głęboki PRL.
Niech więc ta historia będzie przestrogą. Bo nie wystarczy mieć elektryczne auto, nowy telefon i tabliczkę z napisem „ul. XXI Wieku”, żeby być człowiekiem nowoczesnym. Trzeba jeszcze mieć w sobie odrobinę odwagi, by zrobić coś dobrego nie tylko dla siebie, ale i dla świata.
A póki co, jeżeli ktoś będzie kiedyś zmieniał nazwę tej ulicy, to może warto rozważyć coś bardziej adekwatnego. Na przykład: ul. Ciemnogrodzka. Przynajmniej wtedy nikt nie pomyśli, iż pod tym adresem świeci słońce rozumu.
/MWT/






