Podróżowanie z psem, kotem czy fretką po Europie brzmi jak prosta formalność – wystarczy wsiąść do samochodu lub samolotu i ruszyć w drogę. Jednak unijne przepisy pokazują, iż choćby wakacyjny wyjazd ze zwierzęciem to procedura wymagająca nie tylko paszportu, ale i skrupulatnej znajomości prawa.
Harmonizacja regulacji w obszarze mobilności zwierząt ma ułatwiać życie obywatelom i ich pupilom. W praktyce jednak w wielu sytuacjach rodzi pytania, a czasem choćby poczucie nadmiernej biurokracji.
Paszport dla zwierząt domowych w UE jest dziś nie tyle pamiątką z gabinetu weterynaryjnego, ile pełnoprawnym dokumentem wymaganym na granicach. Zawiera on opis i dane identyfikacyjne pupila, w tym numer mikroczipu lub tatuażu, historię szczepień przeciwko wściekliźnie oraz dane lekarza weterynarii, który go wystawił. Wyłącznie uprawniony weterynarz może wydać taki dokument, co formalnie ogranicza ryzyko fałszerstw, ale w praktyce powoduje, iż w mniejszych miejscowościach znalezienie specjalisty z odpowiednimi uprawnieniami bywa utrudnione.
Kluczowym wymogiem, zarówno w podróżach wewnątrz UE, jak i przy wjeździe z państw trzecich, pozostaje aktualne szczepienie przeciwko wściekliźnie. Obowiązek ten ma niewątpliwe uzasadnienie sanitarne, jednak brak elastyczności w wyjątkowych sytuacjach (np. nagły wyjazd) bywa krytykowany. Dodatkowo w przypadku podróży do państw uznawanych za wolne od tasiemca Echinococcus multilocularis – m.in. Finlandii, Irlandii, Malty, Norwegii czy Irlandii Północnej – konieczne jest potwierdzenie odrobaczenia. To wymóg, który w teorii chroni lokalne ekosystemy, ale w praktyce generuje kolejne formalności i koszty.
Brexit a zwierzęce paszporty
Istotną zmianę w krajobrazie podróży ze zwierzętami przyniósł Brexit. Od 2021 r. paszporty dla zwierząt wydane w Wielkiej Brytanii nie mają już mocy prawnej przy wjeździe do UE ani Irlandii Północnej. Właściciele z UK muszą spełniać warunki analogiczne do podróżnych z państw trzecich, co oznacza dodatkowe procedury i wydłużony czas przygotowań.
W tym kontekście pojawia się pytanie o zasadność utrzymywania aż tak rygorystycznego rozdzielenia statusu dokumentów, skoro w pozostałych aspektach przepisy sanitarne pozostają zbliżone. Trudno nie dostrzec, iż w dużej mierze jest to konsekwencja rozliczeń politycznych, a nie wyłącznie przesłanek zdrowotnych.
Nie każdy pupil jest „uprawniony”
Choć nazwa „paszport dla zwierząt domowych UE” może sugerować uniwersalne zastosowanie, w rzeczywistości dokument dotyczy jedynie psów, kotów i fretek. Posiadacze ptaków, gryzoni, królików czy gadów muszą każdorazowo sprawdzać przepisy kraju docelowego. Brak jednolitej regulacji dla pozostałych gatunków rodzi problem przewidywalności prawa – właściciel zwierzęcia egzotycznego często dowiaduje się o wymaganiach dopiero w momencie odprawy, co w skrajnych przypadkach może skończyć się odmową wjazdu.
Dla osób podróżujących z mniej typowymi gatunkami oznacza to konieczność prowadzenia szczegółowych konsultacji z ambasadami czy konsulatami. W dobie wspólnego rynku i deklarowanej swobody przepływu wydaje się to anachronizmem.
Świadectwo zdrowia zamiast paszportu
Podróżując do UE z państwa trzeciego, właściciel musi przedstawić tzw. świadectwo zdrowia zwierzęcia UE. Wzór dokumentu jest jednolity, ale jego uzyskanie wiąże się z dodatkowymi warunkami: wystawia go urzędowy lekarz weterynarii w kraju pochodzenia, a data jego wydania nie może być wcześniejsza niż 10 dni przed wjazdem na teren UE. Do tego dochodzi wymóg dołączenia pisemnego oświadczenia, iż przewóz nie ma charakteru komercyjnego.
Z punktu widzenia bezpieczeństwa epidemiologicznego krótkie terminy ważności dokumentów mają sens, ale w praktyce potrafią komplikować podróż. Przykładowo, zmiana planów czy opóźnienie transportu może wymagać ponownego przeprowadzenia całej procedury. W kontekście rosnącej mobilności mieszkańców oraz częstych podróży wieloetapowych (np. z przesiadkami poza UE) warto postawić pytanie, czy nie należałoby dopuścić dłuższego okresu ważności świadectwa, przy zachowaniu ścisłej kontroli szczepień.
Limit pięciu zwierząt – bariera czy ochrona?
Unijne przepisy przewidują możliwość podróżowania z maksymalnie pięcioma zwierzętami domowymi. Przekroczenie tego limitu wymaga udowodnienia, iż biorą one udział w zawodach, wystawie lub imprezie sportowej, a dodatkowo mają ukończone 6 miesięcy. W teorii ma to zapobiegać przewozowi większej liczby zwierząt w celach komercyjnych pod pretekstem podróży prywatnej.
W praktyce jednak rozwiązanie to bywa postrzegane jako zbyt sztywne. Dla rodzin wielodzietnych lub hodowców-amatorów, którzy chcą podróżować ze swoimi pupilami na wakacje, limit staje się realnym ograniczeniem swobody przemieszczania się. Z drugiej strony, jego zniesienie mogłoby zwiększyć ryzyko nadużyć, w tym nielegalnego handlu zwierzętami. Problem polega na tym, iż obowiązujące przepisy w małym stopniu różnicują sytuację właściciela prywatnego od osoby działającej faktycznie w obrocie komercyjnym.
Podróż w zastępstwie – regulacja o wąskiej tolerancji
Jeżeli właściciel nie może osobiście towarzyszyć zwierzęciu w podróży, przepisy dopuszczają możliwość powierzenia tej roli innej osobie, pod warunkiem udzielenia jej pisemnej zgody. Właściciel musi jednak ponownie spotkać się ze swoim pupilem w ciągu 5 dni od relokacji. Ten termin ma sens z punktu widzenia weryfikacji niekomercyjnego charakteru przewozu, jednak w rzeczywistości bywa zbyt krótki w przypadku dłuższych wyjazdów służbowych czy nieprzewidzianych komplikacji.
Rozsądne wydawałoby się wprowadzenie mechanizmu indywidualnych odstępstw, przy zachowaniu obowiązku zgłoszenia i udokumentowania przyczyny. Obecny stan prawny traktuje bowiem wszystkie sytuacje jednakowo, niezależnie od kontekstu i faktycznego ryzyka.
Równowaga między bezpieczeństwem a swobodą
Przepisy UE dotyczące przemieszczania zwierząt domowych zostały zaprojektowane w celu ochrony zdrowia ludzi i zwierząt oraz ograniczenia rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych. W dużej mierze ten cel jest realizowany – ryzyko wprowadzenia wścieklizny na obszar Wspólnoty zostało znacząco zminimalizowane. Jednak koszt tego sukcesu to rozbudowany system wymogów, który w pewnych przypadkach może ograniczać swobodę podróżowania obywateli.
W obliczu rosnącej mobilności i częstszych podróży wieloetapowych pytanie o elastyczność przepisów staje się coraz bardziej aktualne. Czy system oparty na jednolitych, sztywnych zasadach jest w stanie sprostać tym wyzwaniom? A może potrzebne są mechanizmy dostosowujące wymogi do realnego poziomu ryzyka, przy zachowaniu wysokich standardów ochrony sanitarnej?