Czujni komcionauci zauważyli, iż na blogu pojawiła się nowa kategoria – „Panna Cecylia”. Będzie dotyczyła notek warsawianistycznych.
Dlaczego tak? Bo na stare lata nie przechodzi mi skłonność do gimnazjalnego poczucia humoru.
Kiedyś, kiedy kategorie były tylko trzy, kusiło mnie ułożenie ich tak, żeby wszystkie były na „p”. Bez sensu, ale bawią mnie takie żarty.
To jedyne skojarzenie na „p”, jakie mam z Warszawą. Pochodzi oczywiście z apaszowskiej ballady Grzesiuka.
Postrzegam Warszawę trochę jak Ankh-Morpork. Zobaczyć i umrzeć. Jak się człowiek nie pilnuje, to choćby tego samego dnia. A więc…
W Saskim ogrodzie koło fontanny
Jakiś się frajer przysiadł do panny
Była niewinna jak wonna lilia
Na imię miała panna Cecylia
Tak z nią flirtował aż przebrał miarę
Skradł jej całusa, ona mu zegarek
Nad modrą Wisłą goniąc spojrzeniem
Siedzi Marianna ze swoim Heniem
On, jak to mówią, jest chłop morowy
I bezrobotny jest zawodowy
Raz ją poklepie, raz ją pobije
I chwalić Boga, jakoś się żyje
Jak pokochałem swoją Walerię
To jej kupiłem los na loterię
Moja Walerio, w twe szczęście wierzę
Jak wygrasz stawkę, to się pobierzem
Na los wypadło 20 tysięcy
I jam jej odtąd nie ujrzał więcej
Ojciec Edmunda miał wzniosłe cele
Na dobroczynny cel dawał wiele
I nieraz mawiał – mój przyjacielu
Człowiek powinien dążyć do celu
I posłuchali ojca synowie
Każdy ma cele, ale w Mokotowie