Jeżeli w dzieciństwie, tak jak ja, lubiliście grać w Sapera na komputerze, to mam dla Was coś ekstra. Czas rozbroić bomby w kooperacji w wersji planszówkowej!
Znalazłeś bombę z kolorowymi kabelkami i tykającym zegarem. Kogo zamierzasz wezwać? Bomb Busters!
Tworzycie elitarną grupę saperów (tak przynajmniej uważacie…). Musicie współpracować, aby sprostać kolejnym wyzwaniom, które stają się coraz trudniejsze. Rozbrojenie bomby wymaga dedukcji – który kabelek można przeciąć, a którego lepiej nie ruszać? Mądrze korzystajcie z dostępnego sprzętu i nie dajcie się wysadzić z dobrze płatnej posady! Bomba wybuchnie, jeżeli przetniecie czerwony kabelek lub upłynie czas na wykonanie misji.
– opis wydawcy.

Oj, nie było łatwo. Moje pierwsze podejście do Bomb Busters wraz z ekipą przyjaciół skończyło się raczej dramatycznie. Gra wydawała nam się początkowo bardzo prosta, bo cóż może być trudnego w przecinaniu kabelków? Zwłaszcza w misjach próbnych, w których tego zakazanego czerwonego jeszcze nie ma. Jak się okazało dość mocno się myliliśmy. Pierwszym wzywaniem było zrozumienie zasad, które w instrukcji są dość chaotyczne. I tu duży minus, bo finalnie skończyło się na tym, iż skorzystaliśmy z filmiku na YouTube, gdzie ktoś opowiadał zasady w dużo bardziej przyswajalny sposób. Po zrozumieniu, co należy zrobić, aby wygrać, wzięliśmy się za początkowe misje. I tutaj się zaczęło!
Pierwsze misje w Bomb Busters są próbne, czyli mają za zadanie przygotować graczy do trudniejszych, w których już możliwe jest przecięcie zdradzieckiego kabla. Nie zmienia to faktu, iż choćby podczas treningu może się potknąć noga… choćby wielokrotnie. Testując grę z przyjaciółmi, przeszliśmy przez kilka misji i wszystkie z nich skończyły się niepowodzeniem. Wraz z każdą kolejną rozgrywką skupialiśmy się coraz bardziej, współpracowaliśmy coraz intensywniej i faktycznie z każdą partią zbliżaliśmy się do upragnionego zwycięstwa. Pojawiło się ono jednak przy innym spotkaniu, kiedy byliśmy już całkowicie nastawieni na to, iż będą z nas świetni saperzy.
Bomb Buster, mimo początkowego wrażenia gry skomplikowanej, jest prostą i pomysłową rozrywką. Aby wygrać, należy się bardzo skupić, być bardzo uważnym, obserwować, co się dzieje na planszy oraz przede wszystkim współpracować ze sobą. Wcielenie się w zespół rozbrajający bomby jest naprawdę satysfakcjonujące, a każdy ruch może okazać się zdradliwym i ostatnim. Gra wyposażona jest w aż 66 misji. Nie jest to też pozycja jednorazowa. Gracze losują karty z kabelkami i powtarzanie poszczególnych zadań zawsze różni się od poprzedniej rozgrywki.

Poza czerwonym kablem przeciwnikiem jest również czas. Na planszy Bomb Busters znajduje się detonator, który ma licznik. Każdy błąd zbliża graczy do porażki. Jak rozbroić bombę? Gracze na swoich podstawkach mają karty z kablami. Należy zgadnąć, jakie kable posiadają inni w zespole, aby móc połączyć je w pary – to prawidłowe rozbrojenie. Drużyna dąży do tego, aby wszystkie kable (poza czerwonym) zostały przecięte zanim licznik dojdzie do detonacji. Chociaż większość elementów gry jest wykonana starannie to nie da się tego powiedzieć o plastikowych podstawkach. Wyginają się na boki i najprawdopodobniej po kilku rozgrywkach będą już słabo zdatne do użytku. Bomb Busters mają za to ciekawą szatę graficzną z rysunkowymi bohaterami, w których wcielają się gracze. Stylistyka skojarzyła mi się mocno z Eksplodującymi Kotkami (być może tematyka również miała w tym swój udział).
Bomb Busters to gra, która wciąga i motywuje do dalszego wykonywania kolejnych misji. Widzę to na przykładzie swoim i moich przyjaciół. Porażka sprawiała, iż z jednej strony irytowaliśmy się tym, iż A się nie skupił, a B bez sensu obstawił, ale równocześnie chcieliśmy grać więcej i rozbroić te cholerne bomby. W końcu jesteśmy świetnymi saperami (a przynajmniej tak nam się wydaje…)!
Fot. główna: materiały prasowe Nasza Księgarnia