Wielu ludziom wydaje się, iż własny dom lub mieszkanie jest czymś oczywistym. Każdy je ma, choćby jeżeli mieszka z rodzicami lub innymi bliskimi. Takie miejsca, do których zawsze można wrócić, zapewniają jedną z najbardziej podstawowych potrzeb człowieka – poczucie bezpieczeństwa. Są jednak ludzie, którzy nie mają dokąd wracać – po prostu dlatego, iż nie mają domu. Jedną z takich osób – panem Kazimierzem – zaopiekowali się warszawscy strażnicy miejscy. Od kilku dni 65-latek, który ostatnie lata mieszkał w altanie na ogródkach działkowych, ma już mieszkanie.
Strażnicy miejscy z IV Oddziału Terenowego od kilkunastu lat odwiedzali pewną parę, która mieszkała na terenie działek przy ulicy Olbrachta na Woli. Jak wiele osób dotkniętych kryzysem bezdomności, ludzie ci utrzymywali się ze zbierania puszek i innych przedmiotów, których pozbywali się mieszkańcy dzielnicy. Potem pan Kazimierz sprzedawał je za niewielkie kwoty na wolskich bazarach. Szczególnie upodobał sobie książki. Uwielbiał je czytać i dziwił się, iż ludzie je wyrzucają. Czytał przy lampie naftowej, bo elektryczności w altanie nie było.
– Prawie nikt z moich znajomych nie zbierał książek. Makulatura to nie towar. A przecież każda książka to inny świat, więc czytanie to jak podróż. Bardzo lubię czytać, bo mam wrażenie, iż zwiedzam światy, jakich w rzeczywistości nie mam szansy poznać – mawiał strażnikom, którzy odwiedzali go w altanie.
Pan Kazimierz uwielbia ptaki. Mieszkając na działkach, robił dla nich budki i karmniki. Ze znalezionych kawałków skrzynek i desek wykonał dziesiątki domków. Część z nich rozdał, inne powiesił na drzewach a zimą dokarmiał skrzydlatych przyjaciół resztkami jedzenia.
Bywał u niego między innymi starszy inspektor Alfred Paplak z IV Oddziału Terenowego, Uliczny Patrol Medyczny, strażnicy, którzy dostarczali ciepłą odzież i paczki świąteczne, streetworkerzy, pracownicy ośrodka pomocy społecznej i Caritas Polska. W niewielkim drewnianym domu zawsze było czysto i schludnie, widać było, iż jego mieszkańcy czują się ze sobą dobrze. Może dlatego nie chcieli się zgodzić, by strażnicy pomogli im w staraniach o mieszkanie socjalne. Powtarzali: „nie jest nam źle, i oby gorzej nie było”.
– Przez ostatnich 15 lat zaprzyjaźniliśmy się. Przywoziłem im książki i naftę do lampy, rozmawialiśmy o nich, a potem pan Kazimierz je sprzedawał za grosze na bazarach, żeby mieć na przeżycie. Widziałem, iż nie nadużywa alkoholu i opiekuje się swoją towarzyszką Małgosią. Pewnego razu zadzwonili do mnie w Wigilię z życzeniami. Bardzo mnie tym wzruszyli. Od tamtej pory przywoziłem im co roku opłatek i wspólnie się nim dzieliliśmy. Byliśmy jak rodzina – wspomina Alfred Paplak.
Kilka lat temu towarzyszka pana Kazimierza zmarła. Został w altanie sam ze starym psem. Później przyszła epidemia Covid-19. To był dla osób w kryzysie bezdomności szczególnie trudny okres. Wówczas strażnicy miejscy zaczęli przypominać panu Kazimierzowi, iż mogą mu pomóc w pozyskaniu lokalu socjalnego. Już wcześniej pomogli w ten sposób pewnej bezdomnej parze.
– Pan Kazimierz miał w życiu swoje gorsze dni, ale jest solidny, dotrzymuje słowa, mówi prawdę. Zrobiłem rachunek sumienia i pomyślałem, iż będą z niego ludzie. Wraz z inspektorem Ireneuszem Krawczykiem zaczęliśmy się starać o lokal socjalny dla pana Kazimierza – mówi Alfred Paplak.
Dzięki zaangażowaniu strażników miejskich, pomocy pracowników socjalnych z OPS przy Karolkowej, pracowników wolskiego ZGN i szeregu dobrych ludzi, udało się po długich staraniach znaleźć niewielki, bo niespełna 20-metrowy, lokal socjalny na Woli. Mieści się on w przedwojennej kamienicy i wcześniej nikt nie był nim zainteresowany. Wymagał jednak remontu. Na prośbę i za wstawiennictwem strażników miejskich ZGN wyremontował lokal oraz zamontował w nim kabinę prysznicową, dwupalnikową kuchenkę elektryczną i szafkę ze zlewem.
– Zgodzili się, bo mieli chyba dosyć moich wizyt i telefonów – śmieje się Alfred Paplak, i zaraz dodaje, iż bez pomocy tych ludzi kilka udałoby się zrobić dla pana Kazimierza.
Strażnicy miejscy pomogli mu przewieźć rzeczy, które mężczyzna zgromadził w altanie. Jeden z funkcjonariuszy podarował mężczyźnie używany regał, stół i szafki, które strażnicy przetransportowali z Brwinowa. Gdy w lokalu podłączono elektryczność, pan Kazimierz mógł się wprowadzić do mieszkanka.
– Teraz jeszcze pomożemy mu w zdobyciu emerytury, bo w lutym osiągnął wiek emerytalny. Kiedy będzie ją miał, da sobie radę. To dla nas wielka satysfakcja i dowód na to, iż warto pomagać ludziom. Bardzo nas cieszy, iż święta wielkanocne spędzi już „na swoim”. To takie jego symboliczne zmartwychwstanie – mówią strażnicy miejscy z IV Oddziału Terenowego.
Fot. Straż Miejska