Właściciele domów muszą mieć się na baczności. W całej Polsce realizowane są intensywne kontrole dotyczące sposobu odprowadzania wód opadowych. Gminy i spółki wodociągowe wykorzystują specjalistyczny sprzęt, tzw. zadymiarki kanałowe, by sprawdzać, czy właściciele posesji nie odprowadzają deszczówki do kanalizacji sanitarnej. Za nielegalne podłączenia grożą dotkliwe kary – choćby 10 tys. zł grzywny lub ograniczenie wolności.

Fot. Shutterstock / Warszawa w Pigułce
Prawo mówi jasno: deszczówka nie może trafiać do kanalizacji sanitarnej
Obowiązujące przepisy zobowiązują właścicieli nieruchomości do zagospodarowania wód opadowych wewnątrz granic swojej działki. Nielegalne jest zarówno odprowadzanie deszczówki na posesję sąsiada, jak i podłączanie jej do kanalizacji, która służy do odprowadzania ścieków bytowych. To ostatnie może prowadzić do przeciążenia systemu, co z kolei skutkuje zalaniami i awariami.
Zadymiarka, używana przez kontrolerów, wtłacza do sieci kanalizacyjnej bezpieczną mgłę, która pozwala precyzyjnie wykryć nielegalne odpływy z dachów, tarasów i podjazdów. Osoby przyłapane na łamaniu przepisów otrzymują nakaz usunięcia nieprawidłowości. Brak reakcji może zakończyć się sprawą w sądzie.
Skutki? Zatopione piwnice i cofające się ścieki
Nieprawidłowe zagospodarowanie wód deszczowych to nie tylko złamanie prawa, ale też realne zagrożenie dla infrastruktury i mieszkańców. Gdy do kanalizacji sanitarnej trafiają duże ilości wody z opadów, system przestaje działać prawidłowo. W efekcie może dojść do cofnięcia ścieków do domów, zalania piwnic czy rozlewisk w okolicach studzienek. Usuwanie skutków takich sytuacji bywa kosztowne i czasochłonne.
Dodatkowo spółki zarządzające sieciami ponoszą wysokie koszty związane z awariami i nadmiernym obciążeniem kanalizacji. Dlatego też samorządy coraz częściej sięgają po narzędzia kontroli i surowe kary, by przeciwdziałać nielegalnym praktykom.
Co zrobić, by nie dostać mandatu?
Deszczówkę można legalnie zagospodarować na kilka sposobów. Najlepszym rozwiązaniem – zarówno z punktu widzenia ekologii, jak i rachunków – jest wykorzystanie jej jako tzw. szarej wody, np. do spłukiwania toalety czy podlewania ogrodu. W niektórych miastach można też odprowadzać ją do kanalizacji deszczowej lub ogólnospławnej, jeżeli taka istnieje.
Warto również zwrócić uwagę na dostępne programy wsparcia. Coraz więcej samorządów, jak chociażby Poznań, oferuje mieszkańcom dotacje na zakup zbiorników retencyjnych lub systemów rozsączających wodę w gruncie. To nie tylko sposób na uniknięcie kary, ale też realna oszczędność.
Problemy prawne wciąż nierozwiązane
Od 2018 roku trwa legislacyjny impas. Zgodnie z obowiązującym prawem, wody opadowe i roztopowe nie są już uznawane za ścieki. To powoduje liczne rozbieżności w interpretacjach – zarówno jeżeli chodzi o kwestie odpowiedzialności, jak i opłat. Sądy wydają sprzeczne wyroki, a właściciele posesji często nie wiedzą, jak mają postępować.
Izba Gospodarcza Wodociągi Polskie zaproponowała, by deszczówkę objąć odrębną kategorią w taryfikatorach opłat, co mogłoby uporządkować sytuację i zakończyć spory interpretacyjne.
Wnioski? Lepiej dmuchać na zimne
Choć przepisy nie są jednoznaczne w każdej kwestii, jedno pozostaje pewne – właściciel działki musi zagospodarować deszczówkę w sposób legalny i bezpieczny. Kontrole prowadzone bez zapowiedzi, przy użyciu zadymiarek, pokazują, iż gminy biorą sprawę na poważnie. A kary finansowe, sięgające 10 tysięcy złotych, skutecznie zniechęcają do ignorowania przepisów. Lepiej więc sprawdzić już dziś, czy nasz system odprowadzania wód deszczowych działa zgodnie z prawem – zanim zapuka kontrola.