BAJKA O JEDNYM ROLNIKU

polregion.pl 2 godzin temu

**Opowieść o pewnym rolniku**

Żył sobie pewien rolnik. Zwyczajny, niezbyt zamożny. Stary domek, trochę zwierząt dwie krowy, trzy kozy, trzy kaczki, kilkanaście kur znoszących jajka i kawałek ziemi. Spory kawał. Sadził tam raz kukurydzę, raz ziemniaki, czasem Bóg wie co, byle się wyżywić. Dwie krowy, trzy kozy, trzy kaczki, kury, pies Żeśka i dwie kotki. A wszystko to jeść chciało. No i on też lubił coś przekąsić.

Stary traktor stał w szopie, różne narzędzia do siewu i zbiorów. Zwierzęta zaś uwielbiały swego pana, bo traktował je jak rodzinę. Rozmawiał z nimi, dzielił się ostatnim kęsem. Gdy któreś zachorowało, brał je do domu i pielęgnował jak własne dziecko.

Inni rolnicy z okolicy śmiali się z niego. Mówili, iż powinien je sprzedać na mięso miałby pieniądze, mógłby wymienić sprzęt. Nie musiałby tyle wydawać na paszę. Z oszczędności z plonów może choćby jakaś kobieta zwróciłaby na niego uwagę, bo inaczej komu taki biedak byłby potrzebny?

On się jednak nie przejmował. Uśmiechał się tylko i odpowiadał:
Nie mogę. One są jak moje dzieci.

W karczmie, gdzie w soboty zbierali się rolnicy, by napić się wódki i pogadać, te słowa traktowano jak żart. Pito, grano w bilard, tańczono przy muzyce miejscowej kapeli, która grała stare, wiejskie piosenki. Rolniczki, kelnerki i reszta gości wirowały po podłodze. Wyglądało to wspaniale, ale nasz rolnik nigdy nie tańczył.

Nie miał choćby porządnych butów. Gdyby kupił nowe, skórzane, takie jak wszyscy Ale skąd? Tymczasem jedna z kelnerek coraz częściej zerkała w jego stronę. Spokojny, miły mężczyzna o dobrych, uśmiechniętych oczach. Kilka razy próbowała go wyciągnąć do tańca, ale on zaczerwieniał się, chował zniszczone buty pod stół i mruczał:
Przepraszam panią chyba za dużo dziś wypiłem, kręci mi się w głowie.
Ależ on kłamie! oburzała się kelnerka. Przecież ledwo łyknął jeden kieliszek!

W końcu jeden z rolników wyjaśnił jej, o co chodzi:
Trzyma w domu kupę zwierząt, ledwo je wyżywia. Od lat namawiamy, niech sprzeda na mięso, byłoby mu lżej.
A on? spytała kelnerka.
Głupi jest wzruszył ramionami rolnik. Mówi, iż to jego rodzina.

Jeden z chłopów wybuchnął śmiechem, po czym spróbował objąć kelnerkę i pocałować. Ale w Polsce kelnerki bywają twarde. Ciosem w szczękę posłała go na podłogę, ku uciesze całej karczmy.

Od tamtej pory kelnerka patrzyła na rolnika inaczej. Podkładała mu darmowe pierogi, on zaś czerwienił się, wymawiał i nie chciał przyjmować. Sam nie wiadomo, co się działo czy to nieodwzajemnione uczucie, czy wręcz przeciwnie? Może oboje się kochali, ale on uważał się za ciężar? Biedny rolnik, ledwo wiążący koniec z końcem

Tymczasem nadeszły siewy. Zwierzęta chodziły za traktorem, dopingując swego ukochanego pana. Żeśkę zabierał czasem do karczmy, chował pod stołem i karmił darmowymi pierogami. Sam nie jadł, wolał ją nakarmić.

Kelnerka patrzyła na to i nie wiedziała, jak zareagować. Splunąć i poszukać sobie kogoś lepszego? A może rozpłakać się, usiąść mu na kolana, przytulić i spytać: Dlaczego nie spojrzysz na mnie? Żeśkę głaszczesz, a mnie choćby nie pocałujesz?. Na tę myśl jej oczy wilgotniały, a pierś wzdychała cicho.

Nie wiadomo, jak by się to skończyło, gdyby pewnego wieczora, gdy rolnik siedział na ławeczce w podwórku, a zwierzęta wtuliły się w niego, nie zaczął nagle źle się czuć. Naprawdę źle. Serce ścisnęło go boleśnie. Westchnął, złapał się za pierś i upadł.

Zwierzęta natychmiast zebrały się wokół niego, wyjąc, becząc, gdacząc. Tylko Żeśka przyłożyła ucho do jego klatki.
Cicho! zaszczekała. Źle, serce bije coraz słabiej. Potrzebuje pomocy! Biegnę po ludzi, wy zostańcie przy nim!

Pomknęła więc do karczmy, gdzie akurat huczała muzyka. Ludzie pili wódkę, tańczyli, nikt nie słyszał jej szczekania. Aż nagle drzwi wyleciały z hukiem, wyrwane przez dwie krowy, które wpadły jak pociski. Muzyka urwała się, wszyscy stanęli jak wryci, gdy do środka wtargnęły jeszcze kozy, kaczki, kury i koty.

Mówiłam, żeby nie zostawiać pana! szczekała Żeśka.
Myśleliśmy, iż lepiej wezwać pomoc! odpowiadały inne.

Ludzie zrozumieli, iż dzieje się coś złego. Wsiedli do furmanek, zabrali zwierzęta i pojechali do domu rolnika. Na szczęście jeszcze żył. Zawieźli go do szpitala.

A w jego domu została kelnerka, która rzuciła pracę, by opiekować się gospodarstwem. Wieczorami odwiedzała rolnika w szpitalu. On zaś czerwienił się i mówił:
Wszystko ci oddam, tylko nie porzucaj moich dzieci.

Po miesiącu wrócił do domu i nie poznał go. Kelnerka sprzedała swój dom, dostała niezłą sumę. Wyremontowano chałupę, budynki, kupiono nowe maszyny.

O rany szepnął rolnik, zdejmując starą czapkę. Nie mam takich pieniędzy.

Zwierzęta otoczyły go, cisnąc się z piskami. Kelnerka podeszła nieśmiało:
A ja mogę?

Wtedy rolnik objął ją mocno. Zwierzęta patrzyły, siedząc, stojąc lub leżąc.

Wkrótce wzięli ślub i pracowali razem. Lżej było we dwoje. Zbudowali dużą chlewnię, hodowali setkę prosiaków, ale tym zajmowała się już tylko ona.

Idź stąd mówiła mężowi. Znam cię! Wypuścisz je na pole, a ja muszę oddać bankowi pieniądze!

Rolnik wzdychał i szedł do domu, siadał na ławeczce. Otaczały go dwie krowy, trzy kozy, trzy kaczki, kury, Żeśka i kotki. Kładły mu głowy na kolanach, a on opowiadał im różne historie.

A gdy tak siedzieli razem w cieple zachodzącego słońca, kelnerka wniosła na podwórko świeżo upieczony chleb, uśmiechając się do swojej nowej, dziwnej i wspaniałej rodziny.

Idź do oryginalnego materiału