ALICJA JONASZ • Baśń o dziewczynie, która uwielbiała kwiaty

osme-pietro.pl 1 tydzień temu
fr.1
Dziś opowiem ci o Oleńce, która uwielbiała kwiaty. Mieszkała z matulą w chałupie za górką, a przy chałupie był cudny ogródek okolony płotkiem plecionym z witek wierzbowych. Żyły skromnie, by nie rzec, iż w nędzy, ale mając siebie wzajem, dziękowały za wszystko, czym Bóg je obdarzył. Na płachetce ziemi, którą jeszcze nieboszczyk ojciec wyrwał puszczy spod pieczy i którą rok w rok, zaprzęgnąwszy się do sochy, uprawiały, obok rzędów pasternaku, kartofli, grochu, soczewicy i kapusty nigdy nie zabrakło rabatki kwiatów i ziół wszelakich zasianych wprawną ręką ogrodniczki. Ach, czegoż tam nie było! Tu maki, rumianki i bukiety pierwiosnków, tam chabry modre, barwne goździki i floksy, dalej znowuż wonna bazylia, cząber i rozmaryn. Po brzegu w rzędach słoneczniki, obok malwy, serduszka okazała i tojad mocny zwany w owym czasie pantofelkami Matki Boskiej, zaś w rogu, tuż przy płotku, lilaki rozmaite i jaśmin. Oleńka doglądała je wszystkie niby matula swe dziatki, one zaś wywdzięczały się cudnym kształtem płatków i liści, różnorodnością kolorów i zapachów, jakich nie znalazłbyś choćby w królewskim ogrodzie. A ile tam było brzęczenia owadów wszelakich, ile ptasiego świergotu, ile pajęczych nici rozpostartych między wachlarzem liści, zdobnych w perliste krople rosy, błyszczących w słońcu niby kosztowne klejnoty, opisać nie sposób! Prawdziwy raj!
Bywało, iż nasze ogrodniczki, miast pójść po skończonej robocie do izby, siadały na ławeczce pod lilakiem i wodząc oczyma po rabatkach, nuciły jakowąś piosenkę albo niby dwie sikorki modre szczebiotały o codziennych troskach, tych zaś w obejściu nigdy nie zabrakło - a to o księdzu dobrodzieju, który nakazał przysłać dziesiątą część plonu, a to o jarmarku w Ostrowie, na który Oleńka wybierała się o świtaniu z koszem pełnym świeżych kwiatów na handel, a to znowuż o suszy niszczącej uprawy. I tak im czas płynął na tym i owym, aż słońce skryło się za górkę, ptaki umilkły w gniazdach, zaś z puszczy ozwało się żałosne nawoływanie puszczyka. Wtenczas szły do chałupy na skromny posiłek i sen krótki, by jeszcze przed świtem, nim pierwszy kur zapieje, wziąć się za obrządek.

Statystyki: autor: Alicja Jonasz — 31 gru 2024, 17:09


Idź do oryginalnego materiału