Chyba nie znasz dzisiejszych dzieci za dobrze!
Cześć, Halinko, widzę, iż w ogródku harujesz, to pomyślałam, iż wpadnę się przywitać Tadeuszowa przebierała nogami przy furtce.
Z Haliną Borkowską mieszkali na przeciwnych krańcach wsi. Tadeuszowa z dziadkiem Wiktorem nad rzeką, a Halina bliżej lasu.
Wcześniej prawie się nie widywali i tak sąsiadów wokół pełno. Tyle iż u innych wnuki już dorosłe. A tu na lato syn Tadeuszowej chce przywieźć do nich chłopaków Krzysia i Darka na cały miesiąc. Mówią, iż mają dość miasta.
Przez lata u syna było lepiej, więc jeździli na zagraniczne wakacje. Teraz sytuacja się zmieniła i przypomnieli sobie, iż rodzice mieszkają nad rzeką. Postanowili więc nie na weekend, jak zwykle, ale na cały miesiąc wysłać chłopaków.
Tylko, mamo, oni się ostatnio trochę gryzą uprzedził syn Marek. Darek w swoich trzynastu latach udaje dorosłego. A Krzyś nie chce się podporządkować, więc ciągle się kłócą!
Co tam, my z wnukami sobie nie poradzimy? Przywoźcie, jakoś to będzie odparła rezolutnie Tadeuszowa. Ale kiedy odłożyła słuchawkę, ogarnęły ją wątpliwości. Dzieci teraz inne, nie takie jak dawniej. Czasem choćby nie wiadomo, jak do nich zagadać. Na dłużej przywozili ich tylko małych. A teraz? Może nie da rady?
Dziadek Wiktor to twarda ręka nie będzie tolerował niesforności. Ale kłótni też nie potrzebują.
Postanowiła więc podpytać Halinę u niej podobno też wnuki w podobnym wieku przyjeżdżają.
Pamiętała z własnego doświadczenia: dzieci trzeba czymś zająć. Jak się zaprzyjaźnią, będzie łatwiej.
Wejdź, Tadeuszowa! Halina Borkowska dostrzegła sąsiadkę. Z czym przyszłaś?
A no wnuki na miesiąc do nas jadą, a u ciebie chłopcy chyba w podobnym wieku? Może ich poznać? Jak się dogadają, wszystkim lżej będzie zaproponowała Tadeuszowa.
Chyba nie znasz dzisiejszych dzieci za dobrze! zaśmiała się Halina. Nie boisz się ich brać na tak długo? Moje wnuki już mi nerwy wypruły, a dziadek chciał je odesłać do domu. No, ale skoro się zgodziłaś, to przyprowadź, niech się poznają. Co nam zostaje? To przecież nasze wnuki!
W weekend przyjechał syn Marek z żoną Kasią i chłopakami Darkiem i Krzysiem.
Widać było, iż uradowali się babci i dziadkowi. I Tadeuszowej zrobiło się lżej na sercu.
Czego się Halina bała? U niej może i są niesforni, ale u nich jacy grzeczni! I w szkole dobrze się uczą nie ma co martwić.
Mamo, jak coś, dzw





