Kruki nad polem zboża – dzieło chorego na świat malarza, jego artystyczny testament. „Van Gogh w Auvers- -sur-Oise, miesiące ostatnie” to ekspozycja w paryskim Musée d’Orsay, gdzie pokazano prace z 70 ostatnich dni życia niderlandzkiego artysty. Malował wtedy jak opętany, tworząc 74 obrazy, z czego 50 zaprezentowano widzom. Ci, którzy kojarzą van Gogha z żółtymi słonecznikami, będą zaskoczeni intymnością tych prac – przekonuje Emmanuel Coquery, komisarz wystawy.
Dajmy się więc zaskoczyć temu męczennikowi awangardy o trudnym dla paryżan nazwisku van Gogh, co skłoniło go do sygnowania swych prac tylko imieniem Vincent, które nosił po zmarłym bracie. Stworzył syntezę życia i sztuki – on, społeczny wyrzutek, co nie był w stanie założyć rodziny, zarobić na utrzymanie, porozumieć się z ludźmi; on, mrukliwy, odrzucony, rudowłosy dziwak, zamknięty w chorobie szaleniec. Przyczyn jego życiowego upadku dopatrywano się w „tragedii w Arles”, dokąd wyjechał z Paryża zwabiony słońcem prowansalskiego południa oraz spotkaniem z Gauguinem. I zaczęło się.
Malarz popadł w urojenia, w psychozę. Dręczony halucynacją obciął sobie brzytwą ucho, zawinął w chusteczkę i w burdelu wcisnął jednej z prostytutek, po czym dobrowolnie, wbrew woli brata Theo, udał się do zakładu dla chorych psychicznie w Saint- -Rémy. Rok tam spędził. 17 maja 1890 roku wrócił do Paryża, a trzy dni później zainstalował się w oddalonym o 34 km na północ Auvers-sur-Oise. Zostało mu 70 dni życia, o których opowiada paryska wystawa. W Auvers van Gogh wynajął tani pokój w oberży Ravoux, w centrum miasta. Przypominał celę szaleńca pogrążoną w półmroku. Kilka metrów kwadratowych, nagie popękane ściany, małe okno, zapach wilgoci.
vincent van gogh ― green wheat field with cypress tree pic.twitter.com/vkbeLd42S5
— . (@cinematicfella) December 10, 2023
Żył w strachu przed powrotami kryzysów psychicznych, w których przezwyciężaniu wspierał go przyjaciel, miejscowy lekarz Paul Gachet, specjalista od melancholii, jak wtedy nazywano depresję. Malarz prowadził ascetyczne życie, wstawał o 5 rano, kładł się o 21, poświęcając dni wyłącznie malowaniu. Na wystawie w Orsay nie brakuje portretów dra Gacheta; jest i Pani Gachet w ogrodzie. Są kolejne obrazy: Auvers w deszczu, Domy w Auvers, Ulica w Auvers, Farmy w pobliżu Auvers, Winnice w Auvers, Kościół w Auvers. Dalej: Dwie kobiety w polu, Krowy w polu, Pole pszenicy pod burzliwym niebem, Snopy pszenicy, Kłosy pszenicy, Pole pszenicy z jagodami, Pole maków, Akacja w rozkwicie, Kwitnący kasztanowiec, Stokrotki i maki, Róże i zawilce, Krajobraz o zmierzchu, no i niedokończone już – Korzenie drzewa…
Mistyczny sposób traktowania świata jest wyraźnie wyczuwalny w dziełach van Gogha. Nieprzypadkowo ten na poły malarz, na poły mnich za swego mistrza uważał Chrystusa, którego nazywał artystą największym spośród wszystkich magów. Artystą, który pracował w żywym ciele, gardząc marmurem, gliną, linią, kolorem, który nie tworzył ani rzeźb, ani obrazów, ani ksiąg, ale żywych, nieśmiertelnych ludzi. Sam uważał się za naśladowcę Jezusa, przypisując sobie winy tego świata. Gdy maluję, widzę utajony nurt życia, wszystko, co człowiek kiedykolwiek widział, co czynił, co przecierpiał. Cierpieć! Cierpieć bez skargi to jedyna lekcja, jakiej trzeba się wyuczyć w tym życiu.
W ostatnich dniach lipca 1980 roku był w pełni władz umysłowych. Pożyczył pistolet pod pretekstem polowania na padlinożerne kruki i na „wielkiej równinie” 27 lipca o zmierzchu według oficjalnej wersji postrzelił się w pierś. Niczym Syn Boży upadał i powstawał, zanim o własnych siłach dowlókł się do oberży, gdzie po dwóch dniach zmarł w nocy o 1.30. Trumnę z jego ciałem udekorowano słonecznikami i daliami i w obecności kilku osób pogrzebano na miejscowym cmentarzu.
Vincent van Gogh’s brush strokes pic.twitter.com/8hj03ow1It
— impressionism (@allontanarsio) December 3, 2023
Jako samobójcy odmówiono mu krzyża na grobie. 7 sierpnia w lokalnym dzienniku podparyskiej gminy Pontoise – L’Echo Pontoisien – ukazała się krótka informacja: „W Auvers- -sur-Oise, w niedzielę 27 lipca, człowiek zwany van Goghiem, lat 37, obywatel holenderski, artysta malarz będący przejazdem w Auvers, strzelił do siebie z pistoletu na okolicznych polach; ranny wrócił do pokoju i nazajutrz zmarł”. Obok pochowano zmarłego pół roku później brata van Gogha, Theo, od którego finansowego wsparcia przez całe życie był on zależny (sprzedał tylko jeden obraz). Smutek! On będzie trwał wiecznie – to ostatnie słowa van Gogha wypowiedziane do brata przed śmiercią.
Całe jego życie było wielką tęsknotą za znoszącą smutek i ból nieskończonością, którą malował jako konwulsyjną, pełzającą ciemność. A jak kolorem oddać tę ciemność? To było wyzwanie jego sztuki. Eksperymentował z impresjonizmem, ale nie interesowało go światło jako impresjonistyczny nośnik ulotnych zjawisk. Interesowało go światło jako nośnik takiego koloru, który odtwarzałby ciemność. To… żółta ciemność, falista, kręta, wijąca się, akord końcowy zespalający życie i sztukę, naznaczony cierpieniem, ale i potęgą bytu. 70 dni gwałtownie minęło.
Drogi się skończyły. Zamazał się horyzont. Nadciągnęło stado kruków, nieuchronna katastrofa.