Znajomi chcieli przyjechać ze swoimi wnukami. "Jest śmiertelna obraza"

7 godzin temu

Jesteśmy bezdzietnym małżeństwem, dzieci nie mamy z wyboru, nie dlatego, iż mieć ich nie mogliśmy. Takie przyjęliśmy założenie i nie żałujemy tego kroku. Oboje z mężem uwielbiamy ciszę, lubimy swoje towarzystwo, choć nie stronimy też od spotkań z przyjaciółmi. Kilka lat temu spełniliśmy swoje marzenie, kupiliśmy domek na wsi, przy samym lesie, nieco na odludziu, bo chcieliśmy mieć spokój. Działka jest spora, w odnowienie domku, zrobienie ogrodu, włożyliśmy dużo czasu, serca i pieniędzy. Nasze wychuchane miejsce na spokojne życie. Mamy tam wiele pamiątek z naszych podróży, dla nas to najpiękniejsze miejsce na świecie. Zrobiliśmy piękny ogród. I odkąd jesteśmy na emeryturze, od wczesnej wiosny do później jesieni wyjeżdżamy do naszego domku. Nie nudzimy się. Mamy dwa kilometry do jeziora, jeździmy tam na rowerach. Chodzimy na grzyby, kupujemy ogórki, paprykę od zaprzyjaźnionych gospodarzy z okolicy, robimy przetwory. Uwielbiamy poranną kawę ze śpiewem ptaków, zachód słońca nad polami.

Mamy przyjaciół, którzy co roku przyjeżdżają do nas na tydzień. Domek ma dwie sypialnie, jest w miarę komfortowo. Ale, choć ich bardzo lubimy, po tygodniu żegnamy ich z ulgą. Jest miło, wolimy jednak być sami. W tym roku okazało się, iż przyjaciele muszą zaopiekować się wnukami w wieku 11 i 9 lat. Córka „podrzuciła” im dzieci na wakacje. Uznali, iż byłoby świetnie przyjechać do nas z dziećmi. Z ich opowieści wiem, iż wnuki bywają kłopotliwe, robią straszny bałagan, nie dbają o porządek. Znajoma często się na nie skarżyła. A ja w ogóle nie wyobrażam sobie spędzania tu w domku czasu z dziećmi. To nie jest miejsce, które zapewni im jakiekolwiek atrakcje. W domu jest dużo naszych bibelotów, które chciałabym ocalić od zniszczenia. Mamy też dziesięcioletniego kundelka, wziętego ze schroniska, który dzieci nie lubi. Prawdopodobnie zrobiły mu kiedyś jakąś krzywdę.

Powiedziałam przyjaciołom, iż taka opcja nie wchodzi w grę. Nie mamy miejsca dla czterech dodatkowych osób, w domku byłoby ciasno, poza tym ja nie chcę mieć tu krzyków i hałasów, nie chcę sprzątać nieustająco po dzieciach, pilnować, czy czegoś nie zniszczyły. Uważam, iż ich propozycja była nietaktowna, ale tę kwestie przemilczałam. I jaka była reakcja? Śmiertelna obraza. Teksty w stylu – „gdybyś miała swoje dzieci i wnuki, to być inaczej mówiła”, które dla mnie są kompletnie nie na miejscu. Bo nawet, gdybym je miała, to niekoniecznie chciałabym gościć cudze.

I tak wieloletnie przyjaźń dobiegła do końca. Ja nie czuję się winna, jestem z natury asertywna i jasno wyrażam swoje zdanie. Uważam, iż przyjaciele posunęli się za daleko, reagując tak na odmowę. Oczywiście mogli spytać, ale choćby ta propozycja jest dla mnie nie na miejscu, bo doskonale znają i nasz domek i nasze życiowe preferencje.

Dlaczego o tym piszę? Bo myślę, iż sporo osób bywa w takiej sytuacji. Znajomi chcą przyjść czy przyjechać z dziećmi, psem itp. Niektórzy nie potrafią odmówić, a taka wizyta jest dla nich koszmarem. Nie stawiajmy ludzi w takiej sytuacji. jeżeli ktoś nie lubi psów, nie zaprasza nas ze zwierzakiem, nie idźmy do niego do domu z naszym pupilem. My naszego Kluska nie zabieramy do znajomych, nikomu na siłę nie fundujemy jego towarzystwa. Podobnie jest z małymi dziećmi. Nie każdy chce je w swoim domu gościć, z różnych powodów zresztą.

Marta

Idź do oryginalnego materiału