Zimą Walentyna postanawia sprzedać dom i wyjechać do syna. Synowie i synowa od dawna zapraszają ją do siebie, ale Walentyna waha się porzucić własny kąt. Dopiero po udarze, kiedy powraca do zdrowia, uświadamia sobie, iż samotne życie jest niebezpieczne w wiosce, w której mieszka, nie ma lekarza. Sprzedaje dom, oddaje prawie wszystko nowej właścicielce, i wprowadza się do syna.
Latem rodzina syna, który mieszka na dziewiątym piętrze, przeprowadza się do nowo wybudowanego domu jednorodzinnego w okolicach Warszawy. Domek powstał według własnego projektu.
Dorastałem w domu przy ziemi mówi Michał i właśnie taki dom chcę mieć dla siebie.
Dom ma dwa piętra, nowoczesną kuchnię i jasne pomieszczenia. Łazienka lśni odcieniem niebieskiego, przypominającym morze.
Jakbyśmy skończyli na plaży żartuje Walentyna.
Jedynym niedopatrzeniem Michała jest to, iż pokój Walentyny i jej wnuczki Jadwigi znajdują się na piętrze wyższym. Starsza kobieta musi w nocy schodzić po stromych schodach, by skorzystać z toalety.
Oby nie potknęła się we śnie myśli, mocno trzymając się poręczy.
Walentyna gwałtownie przyzwyczaja się do nowej rodziny. Z synową Kasią łączy ją dobra relacja, a wnuczka nie sprawia problemów internet zastępuje jej potrzebę towarzystwa. Walentyna stara się nikomu nie przeszkadzać.
Najważniejsze, żeby nie pouczać, milczeć i nie wtrącać się za dużo powtarza sobie.
Rano wszyscy wychodzą do pracy i szkoły, a Walentyna zostaje z psem Burek i kotem Mruczek. W domu mieszka jeszcze żółw, który wspina się na brzeg akwarium, wyciąga szyję i obserwuje ją, próbując wyjść. Po nakarmieniu rybek i żółwia Walentyna woła Burek na herbatę. Pies jest spokojny i mądry; pożegna wszystkich przy drzwiach i idzie do kuchni, wpatrując się w nią swoimi brązowymi oczami.
No to pijmy herbatę mówi, wyciągając z szafki pudełko z ciastkami. Burek uwielbia te ciasteczka, które Walentyna kupuje specjalnie dla małych dzieci, bo rasa chow-chow wymaga lekkiej diety. Nie chce mu szkodzić, więc podaje mu smakołyki.
Po obiedzie i posprzątaniu domu Walentyna wychodzi na ogród. Przyzwyczaiła się do pracy w ziemi i dalej uprawia warzywa. Kiedy kopie w grządkach, nie zwraca najpierw uwagi na sąsiedni teren. Wysoki płot ukrywa cudzy ogródek, a jedynie za domem brak jest bariery. Michał postanowił, iż w tym miejscu nie potrzebny jest płot i postawił niski ozdobny ogrodzenie. Sąsiada Walentyny nie zna widziała jedynie staruszka w podniszczonym kapeluszu, który pracuje przy własnym gruncie, ale od razu znika w przybudówce lub garażu.
Kilka dni wcześniej stała się nieświadkiem zdarzenia, które ją zdziwiło. Gdy zwykle odprowadzała domowników, wspięła się na piętro, by uporządkować pokój wnuczki. Jadwiga zawsze się spóźniała, zostawiała łóżko nie zrobione. Walentyna podeszła do okna, odsłoniła firanki i chciała otworzyć okiennicę, kiedy zobaczyła powoli idącego, z pochyloną głową, staruszka. Mężczyzna podszedł do malinowego krzaka, podniósł stare wiadro i usiadł na nim. Miał wyblakłą koszulę z długim rękawem. We wczesny wrzesień było już chłodno, a mężczyzna kaszlał i od czasu do czasu ocierał rękawem oczy.
Kaszle i nagi chodzi pomyślała, i wtedy zrozumiała, iż staruszek płacze.
Serce zadrżało.
Co się stało? Czy potrzebna jest pomoc? wybiegła do drzwi.
Głośny krzyk kobiety dochodzący z okienka ją powstrzymał.
Czyżby nie był sam wnioskowała, spoglądając ponownie przez okno.
Staruszka wywoływano, ale nie odpowiadał i dalej siedział w tej samej pozycji. Jego sylwetka wydawała się przygnębiająco beznadziejna; wiatr poruszał siwe kosmyki, otulał jego skulone ramiona. Walentyna pojąła, iż człowiek jest naprawdę samotny, mimo iż mieszka w rodzinie. Czucie żalu przetoczyło się po sercu. Wiedziała, jak okrutna może być samotność.
Co trzeba zrobić, by mężczyzna tak płakał? rozważała.
Obraz nie schodził jej z oczu. Zaczęła przyglądać się sąsiadom, kiedy pracowała w ogródku. Przez niski płot widziała jedynie fragmenty jego działki, ale rozumiała, iż staruszek nie spędza całego dnia w domu. Czasem widziała go w ogrodzie, innym razem słyszała, iż coś pił w przybudówce.
Dziś usłyszała, jak rozmawia z kimś. Podsłuchała:
Ach, biedne ptaki mówił staruszek wędrujecie, gdy jest cieplej. Kiedy nadejdą mrozy, włożą was do klatek i przestaną was karmić. Ja też w klatce. Dokąd uciec? Kto nas potrzebuje w starości?
Jego słowa przyniosły Walentynie smutek.
Jak żyć, żeby rozmawiać z kurami? pomyślała, wracając do domu.
Wieczorem przy kolacji zapytała synową o sąsiadów.
Kiedyś tam mieszkała rodzina. Po śmierci matki właściciel, Pan Piotr Janowicz, został sam z synem. Kilka lat temu syn ożenił się i przywiózł żonę. Nie słyszeliśmy żadnych kłótni, dopóki nie przeszedł na emeryturę wtedy zaczęły się krzyki. Syn nie pracował w ogrodzie, Pan Janowicz wszystko robił sam, chodził do sklepów, odwiedzał wnuczkę w przedszkolu i szkołę. Teraz dziewczynka ma szesnaście lat i chodzi do tej samej klasy co nasza Jadwiga. Dlatego dziadek stał się niepotrzebny.
A co z jego synem? dopytała Walentyna.
Syn jest cichy, inteligentny, nie potrafi się sprzeciwić. Cała rodzina tak była wychowana odpowiedziała Kasia.
To nie jest dobre w dzisiejszych czasach odparła starsza kobieta. Zazdrościłam zawsze tym, których mężowie potrafiliby bronić żony przed każdym, kto spojrzy inaczej.
Tak, nie tylko agresor potrafi walczyć, ale i żona może go zabić, jeżeli będzie trzeba wtrącił się syn, słuchając rozmowy.
W nocy Walentyna nie mogła zasnąć. Rozmowa przywołała dawne, głębokie rany. Nie pozwalała sobie na wspomnienia. Za każdym razem, gdy przychodziła fala wspomnień, chwytała kartkę i rysowała drzwi nad brzegiem jeziora. W głębi świadomości wiedziała, iż te drzwi są żelazne, a klucz do nich leży na dnie jeziora. Rysowała fale, w których spoczywał mały klucz.
Nikt go nie podniesie i nie otworzy tych drzwi szeptała sobie.
Dziś przypomniała sobie rozmowę z byłym mężem, który cierpiał na chorobę psychiczną i twierdził, iż zabije ją i zakopie pod jabłonią w sadzie, żeby nikt nie znalazł ciała. Myślała, iż czeka na odpowiedni moment. Strach wypełnił każdy centymetr jej ciała. Przymocowała prześcieradło do gałki drzwi i do nóżki łóżka, włożąc metalowy kij jako alarm. Nie bała się o siebie, bała się o wnuczkę Jadwigę. Pewnej nocy, słysząc szelest, zobaczyła, jak mąż próbuje odciąć klamkę dużym nożem. Udało jej się wypchnąć dziewczynkę na okno i sama wybiegła.
Drzwi zamknięte powiedziała sobie. Przeszłość już minęła.
Rano następnego dnia niebo było suche i jasne. Po załatwieniu spraw, Walentyna postanawia pójść po chleb. Nakazuje Burekowi czekać i wychodzi przez furtkę. W Polsce codziennie kupuje się świeży chleb w piekarni. Na progu sklepu słyszy donośny głos sprzedawcy. Otwiera drzwi i pod okienkiem dostrzega mężczyznę, któremu sprzedawca twierdzi, iż chleb jest świeży, nocny wypiek. Kupujący protestuje. Walentyna podchodzi bliżej i widzi, iż bułka ma zatwardziałaną skórkę.
Wprowadzacie ludzi w błąd mówi bo świeży chleb ma miękką skórkę, a ten już jest suchy.
Sprzedawca wymienia towar, bierze pieniądze i odchodzi. Walentyna kupuje świeży bochenek od innego sprzedawcy i wychodzi. Starszy mężczyzna stoi przy progach i dziękuje: Dziękuję za wsparcie, nie radzę sobie z takim zachowaniem. Walentyna rozpoznaje go jako sąsiada szczupły, nieponury, z przyjaznym uśmiechem.
Chodźmy razem, bo jesteśmy po drodze. Jesteśmy sąsiadami mówi.
Naprawdę? pyta mężczyzna. Mieszkacie u Olgi i Katarzyny? Czy przyjechali goście? Znam rodziców Katarzyny, pracują w ogrodzie.
Ja jestem matką Olgi. Przeprowadziliśmy się tu niedawno.
Olga mówiła, iż mieszkacie daleko, na Syberii.
Mieszkałam poprawia Walentyna. Samotnie ciężko, zdrowia już nie ma.
Ten chleb pachnie wspaniale mówi i odłamuje kawałek. Chcesz? podaje.
Dziękuję! Wolę wczorajszy, bo mam problemy żołądkowe, trzymam dietę. Świeży chleb kupuję dla dzieci.
Jesień już blisko. Czy syn już kopie ziemniaki? pyta mężczyzna.
W sobotę zaczniemy odpowiada Walentyna, zauważając, iż sąsiad jest głodny.
Zaskoczona własną odwagą, dodaje:
Pozwólmy się poznać. Nazywam się Walentyna, a pan? Piotr Janowicz? Zapraszam na herbatę.
Trochę to niewygodne odpowiada.
Nie ma czego się wstydzić! Mam wszystko w pracy. Pies jest w domu, nie gryzie ludzi. Rano przygotowałam świeżą herbatę. Nie mamy pośpiechu. Przejdziemy przez furtkę do naszego ogrodu mówi, zauważając jego niepewne spojrzenie w okna domu.
Zapraszając go do środka, Walentyna zabiera się za herbata. Sąsiad siada na skraju kanapy, przygląda się wnętrzu. Mieszkanie jest skromniejsze niż u Michała i Kasi, ale pełne przytulności haftowane obrazy, kwiaty na parapetach, manualnie robione poduszki. Każdy element świadczy o szacunku do domu i do siebie.
U nas liczy się jedynie ceny, bogactwo przygniata ludzi. Trudno znaleźć miejsce, które nie zostanie poplamione myśli.
Po chwili piją aromatyczną herbatę z domowymi pierogami. Walentyna podaje kolejne porcje, chce zaoferować mu barszcz, ale waha się, by nie urazić. Burek leży przy drzwiach, czujnie obserwując nieznajomego. Pies wyczuwa niebezpieczeństwo i warczy, gdy ktoś zbliża się do posesji. Dlatego Walentyna zawsze zamyka bramy przy przechodzeniu wędrowców.
Rozmowa krąży wokół żniw, pogody i cen na targu. Walentyna chce zapytać, co tak smuci Piotra Janowicza, ale boi się, iż ujawni, iż obserwuje go z okna poddasza.
Piotr czuje, iż pora iść, ale w pokoju jest tak ciepło i przytulnie. Przypomina sobie żonę, której już nie ma. Próbując przedłużyć chwilę, pije powoli herbatę. Nie chce wracać do swojego dworca, bo nie jest pewien, czy przybudówka, w której mieszka całe lato, może być nazwana domem. Przypomina sobie, jak Kasia wczoraj rzuciła mu kromkę chleba, krzycząc, iż jeżeli nie podpisze darowizny na syna, niech go obciąży. Westchnął.
Od tego dnia życie Walentyny nabiera nowego sensu. Rano odprowadza dzieci, pośpiesznie przygotowuje śniadanie, a potem idzie do ogrodu. Piotr Janowicz już czeka w swoim podwórku, macha ręką i podchodzi do niskiego ogrodzenia za domem. Walentyna podaje mu to, co przygotowała. On nieśmiało przyjmuje, rozumiejąc, iż gest płynie z czystego serca. Miejsce za domem jest ukryte przed ciekawskimi oczami, więc rozmawiają swobodnie, nie bojąc się krzyków synowej.
Na dzień przed zaplanowanym wyjazdem Piotr informuje, iż jego syn z rodziną rano wyjeżdża na wypoczynek w Chorwacji. Walentyna cieszy się i mówi głośno:
Niech jadą, niech odpoczną. Ty już musisz wrócić do domu, bo w przybudówce jest zimno.
ZWalentyna spojrzała na zachodzące słońce nad polnym horyzontem, poczuła spokój i wiedziała, iż nowy rozdział jej życia właśnie się zaczyna.

1 dzień temu






