Z Agnieszką Kowalską, autorką przewodników o Warszawie i okolicach, o jej nowym subiektywnym przewodniku Zielona Warszawa rozmawia Aleksandra Litorowicz.
Jest lato. A Ty wydajesz właśnie przewodnik po zielonej Warszawie. Zachęca do otworzenia się na zieleń, zobaczenia, iż jest wszędzie. I wskazania innych ścieżek. Ta książka nie staje po stronie ucieczki mieszczucha do pozamiejskiej, mitycznej natury, którą zwykle chcemy nasycić się na wakacyjnej wycieczce tropikalnej, ale pokazuje, iż codzienne obcowanie z zielenią może odbywać się poprzez donicę, balkon czy ogródek działkowy. Nie jest to więc opowieść klasyczna – prócz parków i lasów zapuszczasz się w rewiry ogrodów wertykalnych, nieużytków, mokradeł i innych zielonych alternatyw. Skąd taki rozszerzający klucz?
To wydaje się zadanie niemożliwe – opisać w jednej książce warszawską zieleń, tak szeroki jest to temat. Ale ja nie należę do osób strachliwych i zawsze robiłam autorskie rzeczy, podejmując to ryzyko. Wszystkie moje przewodniki miały dopisek „alternatywny” albo „subiektywny”. Ostatnio zaryzykowałam w „Letnisku”, bo mieszkając zaledwie dwa lata na linii otwockiej zrobiłam o niej wystawę i książkę. Przekonali mnie do tego moi goście – znajomi, którzy w pandemii bardzo potrzebowali takiej ucieczki w inny świat letniska tuż pod Warszawą, do lasu, nad rzekę.
I myślę, iż jeżeli w czymś jestem w życiu dobra, to właśnie w oprowadzaniu ludzi po mieście. Oczywiście mam swoje ścieżki i swoje sposoby oprowadzania, a także taką skłonność, iż zawsze zbaczam na zieloną trasę. W Warszawie piękne jest to, iż tak się da. Skala zieleni jest spora, mamy wiele różnorodnych terenów, lasy miejskie, otwarte cmentarze, działki, bagna, wspaniałą rzekę.
Zielona Warszawa, Park Skaryszewski, fot. Zarząd Zieleni m.st. Warszawy
Rzeczywiście porwałaś się na gigantyczny temat. Zieleń nie jest obiektywna, wiążą się z nią bardzo duże emocje, przywiązania, sentymenty. Domyślam się, iż można zgubić się w gąszczu zewnętrznych oczekiwań, ale też na tej wspólnej wiedzy i zaangażowaniu w zieleń budować.
Kiedy mówiłam, iż robię książkę o zielonej Warszawie, to uruchamiało w ludziach tyle wątków! Pytali, czy znajdą się w niej ich podwórka, balkony, działki. Ogrodnictwo i zieleń to są takie tematy, na które każdy ma coś do powiedzenia. I nas łączą. Dobrze, iż mamy taki wątek w tym kraju, w którym już nie potrafimy ze sobą rozmawiać.
Odpowiem tak – to jest moja zielona Warszawa, tak w sumie mogłabym zatytułować tę książkę. Jest to też przewodnik, specyficzna formuła, skierowana również do zagranicznych turystów. Zadaję sobie więc zawsze pytania: Czy tam bym fatygowała gościa z Wiednia, Berlina, Londynu? Czy warto tam spędzić pół dnia?
Każdy z nas ma swoje własne zielone ścieżki, sentymentalne miejsca, swoje chaszcze, swoją ławkę, swoje wybitne drzewo. Nie da się tego wszystkiego pomieścić na 250 stronach. Dlatego w programie towarzyszącym wystawie i książce chcę oddać głos mieszkańcom. Uruchamiamy na facebookowym profilu Domu Spotkań z Historią grupę „Akcja: Zielona Warszawa!”, w której każdy będzie mógł zamieścić zdjęcia i opisy swoich zielonych miejsc. Będziemy się też do nich wpraszać. Jak ja lubię takie insiderskie spacery po osiedlach!
Zielona Warszawa, Miejskie Pszczoły na dachu Pałacu Kultury i Nauki, fot. Aga Bilska
To jest też książka o ludziach. Kiedy patrzymy na zieleń w mieście twoimi oczami, widzimy ogrodników miejskich, projektantki krajobrazu, botaników, architektów, artystki, w końcu mieszkańców i mieszkanki miasta.
Wszyscy tworzymy miasto i bardzo zależało mi na tym, żeby to pokazać. Prace artystów, mimo iż często efemeryczne, wiele zmieniły w naszych głowach. Na przykład „Dotleniacz” Joanny Rajkowskiej na placu Grzybowskim, który może nie został na nim w postaci, w której byśmy sobie tego życzyli, ale był rewolucją w myśleniu o przestrzeni publicznej w mieście. Czy Paweł Althamer, który wszedł do swojego parku dzieciństwa – parku Bródnowskiego i zrobił tam taki „Raj”, iż wszyscy chcemy tam przyjeżdżać.
Trzy razy zmieniałam tytuł rozdziału „Mieszkańcy”, krążyłam między „mieszkańcy”, „ludzie”, „warszawiacy”. Bo nie tylko my tworzymy to miasto, mieszkańcami są również zwierzęta, mikroorganizmy, rośliny. Warto, żeby ta zmiana antropocentrycznego myślenia zaszła również w języku.
Zielona Warszawa, Ulica Stalowa na Pradze, fot. Aga Bilska
Walczę też o to, by warszawiacy mieli jak najwięcej swobody w kształtowaniu zieleni w mieście. Robimy to świetnie, wystarczy wybrać się na działki, czy zajrzeć na podwórka Żoliborza, Sadyby, Bielan czy Pragi, żeby się o tym przekonać. Już prezydent Starzyński zdał sobie z tego sprawę, inicjując w 1935 roku konkurs Warszawa w Kwiatach i Zieleni. Zrozumiał, iż warszawiacy sami zmienią niekorzystny wizerunek miasta, nie należy im w tym tylko przeszkadzać. Wszystkie nieużytki powinniśmy przeznaczać na ogrody społecznościowe i pozwolić ludziom sadzić w mieście warzywa i owoce. Ceny szleją, klimat też. Wszyscy powinniśmy nauczyć się tworzyć ogrody.
Zielona Warszawa, Park Skaryszewski, fot. Robert Olszański
Twoja książka zachęca do poczucia się częścią tej zielonej Warszawy, również przez zachęcenie do spacerowania.
Uwielbiam włóczyć się po mieście. W rozdziale spacerowym chciałam pokazać, jakim wspaniałym zlepkiem jest Warszawa. W ramach takiego 3-4 godzinnego spaceru możesz odbyć podróż w czasie, przejść przez osiedle, park, działki, las. Taką Warszawę kocham: możesz iść na spacer zielenią i mieć tak różnorodne doznania – kupić kwiaty w kwiaciarni, pójść do knajpy i siedzieć otoczona zapachem bzów, zejść na plażę, a wszystko to zrobić w kilka godzin. Wybitna jest Skarpa Warszawska i ścieżka rekreacyjna nad Wisłą.
Zielona Warszawa, Plaża Poniatówka, fot. Aga Bilska
Ale ty nie przedstawiasz precyzyjnych tras, nie bierzesz za rękę, wskazujesz, ale zostawiasz dużą wolność. Trochę edukujesz więc do spacerowania.
Ludzie to lubią, wiem. Chcą, żeby narysować im szczegółową mapkę, powiedzieć, ile dokładnie zajmie to czasu. Ale warto nauczyć się spontaniczności, improwizacji. Zwłaszcza spędzając czas w zieleni. Nie powiem ci dokładnie, ile czasu spędzisz w Lesie Bielańskim, to zależy od ciebie. Z moją książką możesz usiąść, zaplanować ramy spaceru, wyznaczyć sobie kilka punktów, a potem swobodnie między nimi krążyć. Możesz się zgubić, zostać gdzieś dłużej, zboczyć z trasy. Masz punkty zahaczenia, ale zaczynasz odkrywać. Ja też tak lubię zwiedzać inne miasta.
Właśnie, jak ty zaczynasz zwiedzać?
Szukam alternatywnych, subiektywnych blogów, przewodników, przeglądam Instagrama, Pinteresta, hasztagi bardzo ułatwiają sprawę. Uwielbiam zmiany perspektywy, kiedy ktoś mnie wyciąga z wydeptanej przez setki turystów ścieżki. Lubię wejść w codzienność miasta, pojechać na osiedle, zobaczyć, jak ludzie żyją na co dzień, gdzie jedzą, gdzie spędzają wolny czas. Zawsze szukam też lokalnych miejsc oddechu – rzeki, parków, skwerów.
Zielona Warszawa, Otwarty Jazdów – Ambasada Muzyki Tradycyjnej, fot. Aga Bilska
Jaka jest ta historia Warszawy pisaną zielenią?
To fascynujące kontinuum, od miasta zakładanego na skarpie, z ogrodami przy pałacach i siedzibach magnackich, stopniowo otwieranymi dla mieszkańców.
Gdy obejrzałam doskonałą wystawę o Alinie Scholtz w Muzeum Woli zrozumiałam, jakie mam braki w wiedzy o tym, kto kształtował moje miasto – iż nie byli to tylko architekci, którzy stawiają budynki i przeprojektowują przestrzeń publiczną na dużą skalę, ale iż przy każdym z tych architektów stał (na szczęście) jakiś architekt zieleni, krajobrazu.
Zaimponowało mi, jak świadomie i na jak wielką skalę działali przed i po II wojnie. Teraz już się tak nie projektuje – nie myśli się o tworzeniu mikroklimatów, o znaczeniu wody w mieście, o zielonych terenach wewnątrz osiedli. Miastem rządzi patodeweloperka.
Bardzo bym była interesująca kolejnych wystaw i książek o architektach warszawskiej zieleni: Franciszku Szaniorze, Leonie Danielewiczu, Edmundzie Jankowskim, Romanie Kobendzy. O historii ogródków robotniczych, zagonków na osiedlach WSM; parków, do których za sprawą Szaniora – projektanta m.in. parku Ujazdowskiego i Skaryszewskiego – wkroczył luźniejszy, krajobrazowy styl.
Chciałabym też, żeby wróciło stanowisko naczelnego architekta zieleni.
Zielona Warszawa, Willa Romanów, 1930, ul. Katowicka 10, fot. Aga Bilska
Czytając o dawnym ogrodzie pomologicznym przy ul. Emilii Plater pomyślałam, iż twoja książka doskonale pokazuje to kontinuum, o którym wspominasz, w jeszcze jednym wymiarze – praktyk. Czytając o dawnych rozwiązaniach uświadamiamy sobie, iż np. idea sadzenia drzew owocowych w mieście nie jest nowa. Że wiele dzisiejszych rozwiązań czy trendów to nie jest wyłącznie produkt nowoczesności, ale coś, co się już wydarzyło i powraca.
Wystarczy po prostu wrócić do gotowych rozwiązań. Dlatego wystawa, która towarzyszy książce, będzie się nazywała „Inicjatywy ogrodnicze w Warszawie od XIX wieku do dziś” – żeby pokazać, z czego możemy czerpać.
W twojej książce jest spory rozdział o działkach.
Przez trzy lata byłam czynną działkowiczką i bardzo mi tego brakuje. Ogrodnictwo to moja największa pasja. Uwielbiam tereny ogródków działkowych, te enklawy zieleni i swobody twórczej. Podziwiam ogrodniczy kunszt działkowców, czerpię od nich tę wiedzę.
Działki to teren eksperymentów, testowania, jakie gatunki roślin czy odmiany warzyw zniosą dobrze miejskie warunki; tworzenia małej, ekologicznej architektury. Zachęcam do spacerowania po otwartych ogrodach przy Kinowej czy na Rakowcu, w sąsiedztwie Pola Mokotowskiego. Można też zaangażować się w działania Klubu Ogrodnika w ROD Fort Szczęśliwice, stowarzyszeń Zasiej czy SAM Rozkwit.
Zielona Warszawa, Ogródki działkowe przy Kinowej, fot. Aga Bilska
Miasto nie ma na razie pomysłu na to, jak otwierać działki. Na szczęście młodzi z tych wymienionych przeze mnie inicjatyw mają. Na terenach ROD jest sporo pustych działek, na których można tworzyć takie przestrzenie wspólne – mniejsze grządki warzywne dla tych, którzy działek nie mają, kawiarenki z wypiekami z owoców z działek, z warsztatami prowadzonymi przez seniorów-działkowców, sklepiki z produktami działkowymi, miejsca wymiany nasion i roślin, zielone przedszkola. To mogą być nasze ogrodnicze uniwersytety.
Nauczyłaś się ziemi, roślin w dorosłym życiu?
Tak, chociaż w dzieciństwie na Grochowie też się sporo włóczyłam, mieliśmy dużo swobody. Zieleń mnie wciągnęła na dobre z sześć lat temu i wyciągnęła z pracoholizmu. Kiedy po raz enty zobaczyłam korek samochodów, stojący w alei Waszyngtona powiedziałam dość, nie mam już siły jechać do centrum, do pracy przy biurku. Działka przy Kinowej, spacery z psem po parku Skaryszewskim i Kamionkowskich Błoniach dużo zmieniły w moim życiu. Warto dać sobie trochę czasu w ciągu dnia na przebywanie w zieleni. I zobaczyć dokąd nas to zaprowadzi.
Agnieszka Kowalska, Zielona Warszawa, projekt graficzny: Jakub Pionty Jezierski, wydawca: Dom Spotkań z Historią, 2022
Jak nie tracić entuzjazmu?
Uczę się tego na przykład czytając Mirona Białoszewskiego, który mieszkając w bloczysku „Chamowa” potrafił zawsze znaleźć euforia na ścieżce przez chaszcze nad Wisłę i poezję w zbieraniu dzikich kwiatów przy pętli autobusowej. Powiecie, iż to rodzaj szaleństwa. Ale ono może nas uratować.
Uczę się tego od tych wszystkich zajawkowiczów, których opisałam w książce – od Lechosława Herza, Przemka Paska, Maurycego Gomulickiego, Kwiatuchów, architektów z Centrali, Towarzystwa Krajoznawczego „Krajobraz”. Dzięki nim czuję się jak w czasach mojego dzieciństwa, kiedy biegałam z moją bandą po podwórkach, działkach, torach kolejowych, Olszynce Grochowskiej. Oni są teraz moją bandą.
Premierowy piknik „Zielonej Warszawy” na skwerze ks. Jana Twardowskiego przy Karowej – 6 sierpnia o godz. 16.
Wystawa „Zielona Warszawa. Miejskie inicjatywy ogrodnicze od XIX wieku do dziś”, Dom Spotkań z Historią, 10–30.09, dsh.waw.pl
Agnieszka Kowalska – dziennikarka, autorka przewodników z serii „Zrób to w Warszawie!” i „Warszawa Warsaw” oraz książki dla dzieci „Hej, Szprotka!”. Mieszka w Falenicy, pracuje w Kinokawiarni Stacja Falenica.