Przeklął tę, która przeszła z nim przez ogień i wodę… ale zemsta okazała się zimna i wyrafinowana.
Przeżyli razem trzydzieści pięć lat. Niemal połowę życia. Jerzy i Jadwiga. Ich miłość zaczęła się jak z poczciwych romansów – od tańca w deszczu, nocnych rozmów przy herbacie i wspólnych marzeń o domu z sadzem wiśniowym. Ona – drobna, krucha, o spojrzeniu utkanym z mgieł, ale z żelazną wolą w sercu. On – ambitny, z iskrą podboju w oczach, wiecznie łaknący więcej.
Przetrwali razem biedę, długi, przeprowadzki między Poznaniem a Gdańskiem, pogrzeby bliskich. Gdy Jerzy zakładał firmę od zera, to Jadwiga dźwigała codzienność: dom, dzieci, rachunki, grypę małżonka. Gdy interesy wreszcie „stanęły na nogi”, a życie zalał luksus, Jerzy… zakochał się. W sekretarce – długonogiej, śmiejącej się z jego dowcipów, której dłoń na jego ramieniu zatrzymywała się o ułamek sekundy za długo.
Postanowił szybko. Wynajął adwokatów z Krakowa, by odebrać willę – tę, którą remontowali nocami, gdzie Jadwiga siała malwy i haftowała serwety. Dom z ich wspólnym marzeniem w fundamentach.
Sąd przyznał willę Jerzemu. Jadwidze dano dwa miesiące na wyprowadzkę. Ona spakowała się w dwa dni. Bez łez, bez scen. Wezwała firme transportową. Na pożegnanie, niby przypadkiem, rozsypała po szparach w futrynach, pod parapetami, w kratkach wentylacyjnych… suszone śledzie. Resztki z ostatniej kolacji – samotnej uczty w pustych pokojach.
Gdy nowa wybranka wprowadziła się do „domu marzeń”, zachwycała się kominkiem i werandą. ale po dobie pojawił się smród. Ostry, mdlący. Nie znikał po myciu, wietrzeniu, kadzidłach. Wykładziny wyrzucono, kupiono jonizatory. Nic. Goście uciekali po kwadransie. Dom stał się przekleństwem.
Para wzięła kredyt hipoteczny na nowe mieszkanie. Gdy kończyły się pieniądze, zadzwoniła Jadwiga.
– Jak interesy, Jerzy?
– Koszmar – wyznał. – Willa nie idzie. Bankrutujemy.
– interesujące – odparła spokojnie. – A ja… tęsknię. Może sprzedasz mi ją? Za 10% wartości?
Jerzy zgodził się natychmiast. Choćby za grosze!
Gdy dokumenty podpisano, a Jadwiga weszła do opustoszałego domu, uśmiechnęła się po raz pierwszy od lat.
Lecz finał nastąpił później.
Nowi małżonkowie zabrali z willi wszystko: meble, zasłony, choćby listwy przypodłogowe! Jerzy osobiście odkręcał gzymsy. I wywiózł ze sobą… źródło smrodu.
W nowym mieszkaniu woń pojawiła się po nocy.
Jadwiga nie dzwoniła więcej.
Teraz pije herbatę w swym ogrodzie, gdzie kwitną malwy. Jerzy zaś mieszka w klątwie, którą sam uknuł. Za zdradę. Za pychę. Za to, iż zapomniał, kto trzymał latarnię, gdy tonął w mroku.