Jak przekonuje, obecne podejście do zieleni miejskiej i osiedlowej zabija bioróżnorodność i niszczy resztki naturalnych ekosystemów.
Nasza planeta potrzebuje radykalnych działań. Bioróżnorodność terenów nieleśnych potwornie spadła w ostatnich latach. Zanikły bogate w gatunki łąki i pastwiska, zamiast tego większość terenów trawiastych w Polsce to albo nisko koszone trawniki koszone co tydzień nawet, albo zarośla zupełnie niekoszone, porośnięte inwazyjną nawłocią kanadyjską.
– pisze profesor.
Kosiarki zabijają nie tylko rośliny
Według prof. Łuczaja problemem jest nie tylko utrata siedlisk i pożywienia dla owadów czy ptaków, ale również... hałas.
Koszenie trawników produkuje olbrzymie ilości hałasu. Wręcz nie da się żyć po prostu w miejscowościach, gdzie zabudowa jest gęstsza – co chwilę słychać warkoczące kosiarki.
– alarmuje botanik.
W jego ocenie niski trawnik jest niemal martwym ekosystemem, w którym przetrwają jedynie najpospolitsze trawy i kwiatki, a takie organizmy jak gąsienice motyli, koniki polne czy mrówki nie mają szans na przetrwanie.
Zamiast kosiarki – kosa i śpiew ptaków
W miejsce agresywnego koszenia, Łuczaj proponuje radykalną zmianę: tylko jedno koszenie w roku – po 1 czerwca – i to najlepiej manualne.
Delegalizacja maszynowych kosiarek także umożliwi odrodzenie się zwyczaju koszenia kosą ręczną. Mechaniczne dozwoliłbym jedynie dla rolników, którzy wykaszają większe tereny – ale tylko po 1 czerwca. Okres do 1 czerwca powinien być wypełniony śpiewem ptaków, a nie warkotem kosiarek.
– apeluje naukowiec.
Podkreśla, iż niskie koszenie to kwestia estetyki, która, jego zdaniem, powinna się zmienić.
Naród Polski zamiast tuj i kosiarek powinien wreszcie zacząć kochać bioróżnorodność, kwiaty i śpiew ptaków.
– podsumowuje.
Pełny wpis dostępny jest na blogu autora.