– Trzeba zajmować się wnukami, mamo. A kto lepiej się nimi zajmie, jak nie ich babcia? – mówiła mi córka.
Przyjechała do mnie Diana z samego rana i zaczęła prosić, żebym przeprowadziła się do niej do miasta, bo chce wrócić do pracy, a nie ma z kim zostawić dzieci.
Pomoc córce – to rzecz święta, ale przecież i ja mam swoje życie, swoje plany, a tu Diana przyjechała i wszystko wywróciła do góry nogami.
– Nie mogę zostawić swojego domu – mówię. – A kot, pies – jak ich tu samych zostawię? – tłumaczę.
– Dom zamkniemy, psa oddamy sąsiadce, a kota weźmiesz ze sobą, moja Maria uwielbia Toma, więc na pewno się ucieszy.
Zaczęłam się zastanawiać, co robić. Na dworze jesień, z ogrodu już wszystko zebrałam, niedługo nadejdą chłody i będę musiała spędzać dnie w domu z Tomem. A córce moja pomoc jest potrzebna, więc pomyślałam, iż wszystko jedno, gdzie będę siedzieć, i zgodziłam się na przeprowadzkę. Umówiłyśmy się, iż na początek będzie to na sześć miesięcy, do wiosny, a potem zobaczymy.
Bardzo kocham swoją córkę. Poświęciłam jej całe swoje życie. Kiedy wyszła za mąż, podarowałam jej swoje mieszkanie, a sama przeprowadziłam się do swojego domu w spadku na wsi.
Chciałam jakoś pomóc młodemu małżeństwu. Wprawdzie moje możliwości były ograniczone, bo nie zarabiałam wiele, ledwo starczało mi na własne potrzeby, nie mówiąc już o pomocy córce.
Jestem wdową od dawna, nie mam męża, dlatego wyjechałam na wieś, żeby nie przeszkadzać szczęściu córki.
Oni z zięciem zaczęli gospodarzyć w mieszkaniu, a ja zajęłam się domem na wsi – zrobiłam drobny remont, założyłam ogród i w końcu znalazłam spokój od miejskiego zgiełku.
Córka tymczasem urodziła jedno dziecko, potem drugie i osiadła w domu na urlopie macierzyńskim, czasami odwiedzając mnie z dziećmi. Zawsze chętnie ich u siebie przyjmowałam.
A teraz widzę, iż córka chce wrócić do pracy, bo brakuje im pieniędzy. Zięć sam sobie nie radzi, bo rodzina jest duża.
Jednym słowem, zdecydowałam się na eksperyment i zgodziłam się na przeprowadzkę, choć z własnego, już przeze mnie oswojonego domu, nie chciało mi się iść do obcego miejsca.
Od tamtej pory mieszkamy razem. Opiekuję się wnukami i we wszystkim pomagam córce. Na głowie mam nie tylko dzieci, ale i całą pracę domową – gotuję, sprzątam, prasuję. Jednym słowem, robię wszystko, co trzeba.
Córka na początku była bardzo zadowolona, bo i zarabiała pieniądze, i wszystko w domu było w porządku, a co najważniejsze – dzieci były pod opieką. Jednak ostatnio jej stosunek do mnie nagle się zmienił. I nie mogłam zrozumieć, dlaczego, co się stało?
Ale nie musiałam długo się nad tym zastanawiać, bo pewnego dnia Diana zaprosiła mnie na rozmowę i ostrożnie zapytała, na co wydaję swoją emeryturę, skoro mieszkam u nich, jem z nimi, czyli prawie na nic nie wydaję pieniędzy.
Szczerze odpowiedziałam, iż odkładam pieniądze, bo na wiosnę planuję trochę remontu w swoim domu. Lepiej, żebym się nie przyznawała, bo Diana od razu powiedziała mi, iż to nie jest zbyt uczciwe, iż żyję na ich koszt, a swoje pieniądze chowam pod poduszkę.
Stawia mi warunki. Córka mówi, iż muszę płacić za rachunki za media. Diana prosto w oczy mi to powiedziała.
– Mówisz, iż to nieuczciwe, kochanie? A to, iż pracuję u was jako niania za miskę zupy, to uczciwe? – mówię. – Poza tym to ty mnie wyciągnęłaś z domu. My z Tomem byliśmy gotowi zimować w domu i spać w moim łóżeczku, a nie u ciebie na niewygodnej kanapie w kuchni.
Tego samego dnia spakowałam swoje rzeczy i wróciłam do domu. I nie chodzi o pieniądze, a o sposób, w jaki zostałam potraktowana. Przecież poszłam córce na rękę, a teraz ona chce, żebym jeszcze płaciła za rachunki? To jest dla niej rekompensata za wspólne mieszkanie.
Powiedzcie, kto z nas nie ma racji? Czy moja córka postąpiła po ludzku? W ostateczności mogła mnie poprosić o pomoc z rachunkami, ale nie w takim tonie. Czyż nie mam racji?