Zdechł mit, nie pies

3 miesięcy temu

Jedziemy zobaczyć Pole Mokotowskie po renowacji. Wcześniej bywałem tu w latach 90., gdy mieszkałem na Rakowieckiej. Teraz pole jest po wielkim remoncie, powiększono stawy, wiele drewnianych leżaków i ław do siedzenia, dobrze to wygląda. Ogromne tłumy, bo niedziela. Zapach pieczonego mięsa, jak okiem sięgnąć ludzie grillują na rozległych niestrzyżonych trawnikach, wszędzie unoszą się siwe strużki dymu. Kilku ciemnoskórych gra w siatkówkę, gromada Wietnamczyków wokół rozłożonego koca, dwie kobiety idą, trzymając się za ręce. Nagle przypominam sobie, iż tu spotkałem się z reżyserem Ryszardem Bugajskim, spacerowaliśmy, była połowa lat 90., oczywiście nie pamiętam, o czym rozmawialiśmy. Pewnie jak zwykle narzekaliśmy na Polskę. niedługo Ryszard wrócił z Kanady.

Potem przejeżdżamy przez miasto, Wola, Centrum, las wieżowców, to jest ta nowa Warszawa, której nie znam. Piękno młodej dżungli. Dalej Świętokrzyska, Pałac Kultury – zabawne dziwadło architektoniczne, teraz w niezwykłej szklanej ramie. Po prawej lśni bielą kończony gmach Muzeum Sztuki Nowoczesnej, znakomita ascetyczna architektura, ale aby to docenić, trzeba mieć wyczucie estetyczne. Niektórzy moi znajomi złorzeczą na ten budynek, są bez pojęcia. Dalej Tamka, na tej ulicy sklep Militaria, największy w mieście, wzbudził entuzjazm Frania i żal, iż zamknięty. Broń to jego najnowsza pasja, a ma ich kilka i jeden pistolet na śrut. Zbankrutujemy z powodu jego upodobań.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Post Zdechł mit, nie pies pojawił się poraz pierwszy w Przegląd.

Idź do oryginalnego materiału