Zatracona Chata, Gdzie Szczęście Powróciło

16 godzin temu

Stara dacza, gdzie znów ożyło szczęście

Marcin zaprosił przyjaciół na swoją daczę. Po minach było widać, iż ich oczekiwania nie zostały spełnione. Ktoś choćby skrzywił się, patrząc na odpływający tynk i zarośnięty podwórek.

„No i czego się spodziewali?” – pomyślał Marcin, obserwując ich reakcje. „Myśleli, iż zaprosiłem ich do pałacu? To stara chałupa po babci, a nie luksusowy dom…”

Ale niedługo ruszył grill, mięso zaczęło skwierczeć, a z głośników popłynęła muzyka. Śmiech, żarty, zapach dymu i pieczonej kiełbasy – wieczór potoczył się znacznie weselej. Kiełbasa wyszła idealnie, piwo lało się strumieniami, a cała ekipa rozluźniła się.

Miejsc do spania też nie zabrakło. Niektórzy spali na starym kanapie, inni na materacach na werandzie. A rano wszyscy rozjechali się do domów – najedzeni i zadowoleni.

Marcin został sam. Nie miał ochoty wracać do hałaśliwej Warszawy. Siedział w ciszy, przeglądając starą porcelanę w kredensie, gdy nagle usłyszał głos z podwórka:

– Hej, jest tam kto?

Wyszedł na ganek i zamarł. Na ścieżce stała dziewczyna – sympatyczna, z lekko zmieszanym spojrzeniem. Patrzyła niepewnie.

– Pan… pan tu gospodarz? Kiedyś mieszkała tu Zofia Januszewna i Stanisław Kazimierz. A pan kim jest?

– A ty kim jesteś? – rzucił szorstko Marcin. – Wyglądam na oszusta, co?

Ale dziewczyna nagle uśmiechnęła się łagodnie, prawie ciepło.

– Nie, po prostu… dawno tu nie byłam. Kiedyś przyjaźniłam się z wnukiem Zofii. A pan, szczerze mówiąc, wcale nie jest do niego podobny.

– Nie podobny? – prychnął Marcin. – A to ja jestem tym wnukiem – Marcin. Chyba mnie z kimś pomyliłaś.

Dziewczyna mocno się zaczerwieniła.

– Ja jestem Kasia. Byłeś przyjacielem mojego brata, Darka. Często mnie do was podpinano, pamiętasz? Dałeś mi kiedyś cukierka przy ognisku, jak piekliśmy kiełbaski…

Marcin przyjrzał się bliżej. Rzeczywiście – coś znajomego było w jej twarzy, szczególnie w tym rozpromienionym spojrzeniu. Kiedyś, z dziesięć lat temu, biegała za nimi jak mały cień, a oni z Darkiem próbowali ją zgubić.

– To ty? – zdziwił się. – Ta malutka z piegami?

– No, teraz już nie taka malutka – roześmiała się Kasia.

Weszli do domu. Marcin nastawił czajnik, a Kasia wyjęła z kredensu babcine filiżanki.

– Mogę? Zawsze marzyłam, żeby napić się z nich herbaty. Są takie piękne…

Pili herbatę, zajadając wczorajsze pierniczki. Zegar na ścianie znów zaczął tykać – Marcin nakręcił go pierwszy raz od lat. Jakby ten dawno zapomniany dom ożywał na nowo.

– Szłam na grzyby, ale bałam się iść sama – przyznała Kasia, trzymając filiżankę oburącz jak dziecko.

– Lubisz grzyby? – uśmiechnął się Marcin. – To w weekend idziemy razem?

Sam był zaskoczony, jak łatwo mu z nią było.

Od tamtej pory zaczęli się spotykać. Wszystko, czego dotknęła Kasia, jakby ożywało. Umyła okna, wypolerowała stare meble, poukładała bieliznę w szafie – starannie, po babcinemu.

– Tu wszystko jak nowe – dziwiła się. – Jakby twoja babcia wiedziała, iż my tu będziemy mieszkać.

I rzeczywiście, stary dom jakby się obudził. Marcin naprawił ganek, pomalował okiennice. choćby dziadkowy motor znów odpalił. Życie znów się toczyło.

– A ja choćby nie wiedziałem, iż można tak kochać – powiedział cicho Marcin pewnego wieczoru, gdy siedzieli przy ognisku.

– Ja też – przyznała Kasia.

Kiedy Marcin zdecydował się przenieść na home office i zamieszkać na stałe na daczy, rodzice byli w szoku.

– Oszalałeś? W tę głuszę? – załamała ręce mama.

Ale Marcin tylko wzruszył ramionami. Tu było prawdziwe życie – las, rzeka, stary dom i… Kasia.

Babcia z dziadkiem przyjechali w odwiedziny – tak, tylko popatrzeć.

Zofia Januszewna gładziła dłonią drewniane ściany.

– Jakby dom na nas czekał – szepnęła.

A dziadek? Ten zupełnie ożył. Wsiadł na motor, pogwizdywał, żartował. Prosił, żeby puścić zabawkową kolejkę, którą Marcin niedawno naprawił.

– Dobrze, iż nie porzuciliście tego miejsca – powiedział, patrząc na wnuka z cichą dumą. – My z babcią przeżyliśmy tu tyle szczęśliwych lat… A teraz znów będzie tu radość. Życie toczy się dalej.

– Babciu, dziadku, dziękuję wam za tę daczę – powiedział Marcin na pożegnanie. – Bez niej nigdy bym nie poznał Kasi.

A Kasia, stojąc obok, dodała:

– I dziękuję za wasze ciepło. Zostało tu – w każdej desce, w każdym tyknięciu zegara na ścianie…

I dom, stary, drewniany, z dziurawym dachem, znów oddychał. Żył. A w środku rozlegał się śmiech. Śmiało się życie.

Idź do oryginalnego materiału