Zarząd Wspólnoty Mieszkaniowej w Józefosławiu dyktuje warunki

liderzyinnowacyjnosci.com 3 dni temu

Był kiedyś taki czas, iż we wspólnotach mieszkaniowych ludzie żyli według prostych zasad: każdy płacił, każdy dbał, nikt nikogo nie pouczał, gdzie ma mieszkać. Czasy się jednak zmieniają, a wraz z nimi rodzi się nowa szkoła zarządzania nieruchomościami. Szkoła, która zamiast dialogu preferuje złote porady w stylu: „Może czas kupić sobie domek z działeczką?”

Tak, dobrze czytacie. Zarządca mojej wspólnoty — ta sama osoba, która powinna ogarniać sprawy techniczne, pilnować uchwał i dbać o komfort mieszkańców — postanowiła udzielić mi życiowej rady: wyprowadzić się ze swojej własności, bo… nie pasuję do „życia we wspólnocie”. Czemu? Bo zapytałam o podstawę prawną żądania opłaty za parkowanie w zewnętrznej zatoczce na ulicy. Jak widać, pytania bywają groźniejsze niż zaparkowany samochód.

Gdyby ktoś mi to opowiedział, pomyślałbym, iż żartuje. Ale nie. To oficjalna korespondencja. W dodatku z licencją ministerstwa budownictwa i infrastruktury. W końcu nic tak nie świadczy o profesjonalizmie jak sugestia, by właściciel lokalu poszukał sobie innego miejsca do życia. Najlepiej z ogródkiem, żeby mógł tam „zbierać skarby”. Owszem, dokładnie tak to zostało ujęte. Gdyby ktoś mi jeszcze dorzucił „i zrobić sobie domek na drzewie”, brzmiałoby to równie poważnie.

Wiecie, co jest w tym najciekawsze? Że ja naprawdę wierzę w sens wspólnoty. W to, iż można rozmawiać, ustalać zasady, szukać rozwiązań. Że nie trzeba do ludzi strzelać epitetami ani wypraszać ich z własnych mieszkań tylko dlatego, iż dopytują o przepisy, a nie o wyprzedaże w markecie.

A może właśnie taki mamy teraz model wspólnoty XXI wieku?

Model, w którym zarządca nie tylko sprząta klatki i wysyła rozliczenia — teraz pełni też funkcję nieformalnego biura nieruchomości, rozdając porady, komu „czas się wynieść”, dokładnie jak w filmie Stanisława Barei Alternatywy 4.

Cóż, jeżeli tak ma wyglądać przyszłość zarządzania budynkami, to ja chyba naprawdę zostanę przy tradycji. Takiej, w której szanuje się prawo własności, odpowiada na pytania mieszkańców i nie wysyła ludzi do ogródków po skarby. Chociaż… kto wie? Może coś bym tam faktycznie wykopała. Na przykład resztki rozumu lub zdrowego rozsądku. (JC)

Idź do oryginalnego materiału