Zabierzcie go gdziekolwiek, róbcie z nim, co chcecie, ja już nie daję rady!

17 godzin temu

– Weźcie go gdzie chcecie, róbcie z nim, co tylko macie ochotę, nie mogę już tego wytrzymać! tak rozgrzewał głos naszego kolegi w telefonie, kiedy wpadłem na jego rozmowę pod koniec zmiany.

Zainteresowało mnie, o co chodzi. Okazało się, iż oddaje swojego psa, owczarka niemieckiego.

Dlaczego? zapytałem.
Bo to kompletny bałagan machnął ręką. W nocy wyje, zerwie się z łańcucha, sierść leci wszędzie, podwórko w brudzie, a stróżować nie potrafi.

Słysząc to, trochę mi współczuło zwierzakowi. Zadzwoniłem do taty i zapytałem, czy nie potrzebuje psa na naszą ogrodzoną działkę. Po chwili oddzwonił, iż śmiało możemy go przyjąć.

Nadszedł dzień D. Wpukaliśmy się do naszego starego Fiata, wzięliśmy bandaż na wszelki wypadek, żeby mu zamknąć pysk, bo jedziemy po dziką bestię. Na miejscu czekał już nasz kolega i pies wyczerpany, wychudzony, sierść rozczochrana, krwawe rany na głowie i połamana poduszka łapki. Jego oczy były tak smutne, iż miałby zaraz łzy wylewać.

Pies wskoczył do auta sam, spokojny, bez żadnej agresji. Za nim usiadł brat mojej siostry, a resztę drogi leżał cicho, jakby już się poddał.

W domu najpierw kupiliśmy mu obrożę, smycz i wzięliśmy kąpiel. Mama i siostra, które wychylały się z kuchni, patrzyły niepewnie liczyły się z jakimś groźnym drapieżnikiem. W międzyczasie mama gotowała kaszkę z mięsem. Kiedy jedzenie jeszcze ciepło, podaliśmy mu kawałek chleba. Było to dla mnie bardziej bolesne niż patrzenie na jego rany widzieć, jak łapczywie rzuca się na ten suchy chleb.

Normalny owczarek waży około 35kg, a nasz miał ledwie 20kg. Kiedy postawiliśmy miskę z jedzeniem, pożarł wszystko w mgnieniu oka i położył się na wyznaczonym miejscu.

Po chwili mama podniosła miskę, żeby ją umyć, trzymając ją za plecami. Nagle poczuła, iż coś delikatnie wyciąga ją z jej rąk. To był Cezary tak nazwaliśmy go. Chwycił miskę zębami, przeniósł ją na swoje miejsce i położył się obok, jakby mówił: To moje, sam się o to zatroszczę.

Nie planowaliśmy zostawiać dorosłego, pięcioletniego psa w mieszkaniu liczyliśmy, iż mama się sprzeciwi. Ale jej serce zmiękło i nikt nie mógł już oddać tak wiernego zwierzaka.

Po kąpieli i szczotkowaniu Cezary wyglądał jak nowy. Następnego dnia zawiózłem go do weterynarza. Tam wyjaśnili, jak leczyć rany, kupiłem leki i w ciągu kilku tygodni zrobiłem wszystkie szczepienia. Nie obwiniałem poprzednich właścicieli kto wie, może naprawdę uciekł i sam wylądował w takim stanie.

Gdy pies całkowicie wyzdrowiał, przeszliśmy kurs posłuszeństwa. Latem tata zabierał Cezarego na domek pod lasem tam stał się prawdziwym stróżem: żaden nieznajomy nie odważył się podejść do ogrodzenia. A 40kg czystej siły budzi respekt.

Od tamtej pory minęło już osiem lat. Cezary przeszedł dwie operacje najpierw przepuklinę pachową, potem komplikacje po niej. Bolą go stawy, rozwinął się u niego artretyzm, ale lecimy, wspieramy, dbamy. Teraz jest już senior. Tata woła go czułym synku, a mama rozpieszcza jak dziecko.

Nie rozumiem, jak można było nie kochać takiego psa i go oddać. W nim jest nieskończona lojalność i delikatność. Tak, opieka nad zwierzakiem wymaga sił, ale teraz nie wyobrażamy sobie domu bez niego. Gdy tata nie ma w domu albo któryś z nas wyjeżdża, Cezary smuci się, nie je, czeka.

Parę lat po przyjściu Cezarego zmarła nasza kotka, która mieszkała z nami ponad osiemnaście lat. Los chciał inaczej: w naszym przedpokoju najemcy zostawili małego kociaka. Sąsiedzi go dokarmiali, aż w końcu zrozumiałem, iż nie zostawię go na listopadowy mróz. Teraz ta sprytna i zadziorna kocia buzia, imieniem Ewa, mieszka z nami.

Ludzie, bądźcie mili dla zwierząt. Czują wszystko ból i miłość. Wystarczy wybrać miłość.

Idź do oryginalnego materiału