Zabierz go, gdzie chcesz, rób z nim, co chcesz, ja już nie daję rady!

polregion.pl 2 dni temu

Weźcie go gdzie chcecie, róbcie, co tylko chcecie, już nie mogę dłużej!

Raz, kiedy pełniłem nocną zmianę w szpitalu w Warszawie, po omacku usłyszałem, jak kolega w kuchni podnosi podniesionym głosem telefon. Jego słowa odbijały się od szklanek i lodówek:

Weźcie go, gdzie tylko chcecie, róbcie, co macie ochotę, ja już nie wytrzymam!

Zaintrygowało mnie, o co chodzi. Zapytałem, a on odparł, iż oddaje psa owczarka niemieckiego.

Czemu? dopytałem.

Bo jest bez sensu wyje w nocy, zrywa się z łańcucha, ma futro jak morze, podwórko w błocie, a nie strzeże domu wymamrotał, machając ręką.

Poczułem żal dla tego czworonoga. Zadzwoniłem do ojca, który prowadził małą zagrodę przy Krakowskim Przedmieściu, i zapytałem, czy nie potrzebuje psa na ochronę. Po kilku dniach ojciec oddzwonił, iż może przyjść po zwierzak.

Nadszedł wyznaczony dzień. Wsiadłem do mojego starego Fiata, włożyłem bandaż na wszelki wypadek, by móc przyciąć pysk, bo jedziemy po dziką bestię.

Gdy dotarliśmy na podwórko przy ulicy Floriańskiej, powitał nas kolega i pies pogładzony, wychudzony, sierść rozrzucona, krwawe rany na czole i rozdarcie poduszki palca. Oczy miał takie żałosne, iż wyglądały, jakby zaraz miały wypłynąć łzy.

Pies wskoczył do auta sam, spokojny, bez iskier agresji. Za nim usiadł mąż mojej siostry, a całą drogę leżał cicho, jakby był tylko kołdrą.

W domu postanowiliśmy najpierw kupić mu obrożę, smycz i wykąpać go. Mama i siostra, wyłaniając się zza rogu kuchni, przyglądały się ostrożnie myślały, iż przywiezliśmy dzikiego potwora.

Jadąc do domu, mama przygotowywała kaszę z mięsem. Gdy jedzenie jeszcze ciepło, podaliśmy mu kawałek chleba. To, iż rzucał się na ten suchy kawałek, było bardziej bolesne niż patrzenie na jego rany.

Normalny wagowy owczarek waży około 35kg, a on ważył niecałe 20kg. Gdy postawiliśmy miseczkę z jedzeniem, natychmiast wszystko pożarł i położył się na wyznaczonym miejscu.

Po chwili mama podniosła miskę, by ją umyć, trzymając ją za plecy. Nagle poczuła, iż ktoś delikatnie wyciąga ją z jej rąk. To był Cezary tak nazywał się pies. Wziął miskę zębami, odłożył ją w swoje miejsce i położył się obok, jakby mówił: To moje, sam się tym zajmę.

Nie planowaliśmy trzymać pięcioletniego dorosłego suka w mieszkaniu myśleliśmy, iż mama będzie przeciwna. ale jej serce zadrżało, a oddanie tego wiernego psa nie pozwoliło nikomu go oddać.

Po kąpieli i wyczesaniu Cezary przemienił się. Następnego ranka zaprowadziłem go do weterynarza w Krakowie. Tam wyjaśniono, jak leczyć rany, kupiłem lekarstwa i w ciągu kilku tygodni zrobiłem wszystkie szczepienia. Nie obwiniałem poprzednich właścicieli może naprawdę uciekł i wszystko się stało na ulicy.

Gdy pies całkowicie wyzdrowiał, przeszliśmy kurs posłuszeństwa. Latem rodzice zabrali Cezarego na wsi, do domu przy Mazurach tam był prawdziwym stróżem: przy ogrodzeniu nie odważył się zbliżyć żaden nieznajomy. Nikt nie ryzykował, bo czterdzieści kilogramów żywej siły budzi szacunek.

Minęło od tamtego czasu osiem lat. Cezary przeszedł dwie operacje najpierw przepuklinę pachową, potem komplikacje po niej. Bolą go stawy, rozwinął się artroza, ale leczymy, wspieramy, dbamy. Teraz jest już staruszkiem. Ojciec mówi do niego czułym głosem: synku, a mama rozpieszcza go jak dziecko.

Nie rozumiem, jak można nie kochać takiego psa i go oddać. W nim jest bezgraniczna wierność i delikatność. Oczywiście opieka nad zwierzęciem wymaga siły, ale już nie wyobrażamy sobie domu bez niego. Gdy ojciec nie ma w domu lub ktoś wyjeżdża, Cezary smuci się, nie je, czeka.

Parę lat po przyjściu Cezarego zmarła nasza kotka, która przeżyła w rodzinie ponad osiemnaście lat. Los wybrał inny kierunek: w naszym bloku najemcy porzucili małe kociątko. Sąsiedzi go dokarmiali, dopóki nie zrozumiałem, iż nie mogę zostawić go na listopadowy mróz. Teraz ta chytra i bezczelna kociara o imieniu Ewa mieszka u nas.

Ludzie, bądźcie łaskawi wobec zwierząt. Czują wszystko ból i miłość. Po prostu wybierzcie miłość.

Idź do oryginalnego materiału