Za spóźnieniem! W trzy minuty wskakuje do łazienki, maluje się, zakłada płaszcz i botki, a potem wsiada do windy.

polregion.pl 3 tygodni temu

Spoźniona! W trzy minuty wpada do łazienki, nakłada makijaż, zarzuca płaszcz i buty, a potem wsiada do windy.

Weronika obudziła się gwałtownie już się spóźnia! W kilka minut, z zawrotną szybkością, zdążyła się przygotować: nakładała puder, biegnąc w stronę drzwi, rzuciła okiem w lustro i wsunęła się w płaszcz oraz płytkie oficerki. Trzy minuty po przebudzeniu była już w windzie.

Gdy wyszła na ulicę, zorientowała się, iż pada drobny wrześniowy deszcz, ale nie miała czasu wracać po parasol. Budzik podstępnie zawiódł. Weronika biegła, by zdążyć na autobus, przerażona myślą, iż spóźni się do pracy. Jej szef był nieugięty spóźnienie równało się całemu dniu nieobecności, a to groziło utratą stanowiska.

Wyobrażając sobie katastrofalny przebieg dnia, Weronika już w myślach żegnała się z ulubionymi klientami, premią i ostatnim dniem urlopu. Piesi, równie zabiegani, zdawali się pogrążeni we własnych myślach, obojętni na siebie nawzajem. Wszystko wydawało się szare i przygnębiające, a deszcz tylko pogarszał nastrój.

Kilka kroków od przystanku Weronika zatrzymała się nagle, zauważywszy przemokniętego kociaka przy wyblakłej ławce. Próbował miauczeć, ale z pyszczka wydobywał się tylko cichy, bezradny dźwięk.

Zawahała się. Biec dalej czy pomóc bezbronnemu stworzeniu? Postanowiła posłuchać serca, wiedząc, iż i tak czeka ją gniew szefa.

Gdy się przybliżyła, dostrzegła, iż jedna z łapek kociaka wygląda na wykręconą.
Boże! Kto ci to zrobił?

Wątpliwości zniknęły nie mogła go zostawić. Kotek drżał, przemoczony do suchej nitki. Delikatnie owinęła go swoim białym szalikiem i pobiegła jeszcze szybciej w stronę autobusu. Postanowiła zabrać go do biura, a potem zobaczyć. Jej dobre serce nie pozwoliło jej przejść obojętnie obok tego malca.

Próba niezauważonego dotarcia do biura nie powiodła się. Gdy była już blisko swojego pokoju przy drzwiach numer 12, na zakręcie korytarza stanął przed nią szef.
Kowalska! Godzina spóźnienia! Gdzie pani była? Kto miał robić pani pracę? Co to ma znaczyć?

Pytania spadały na nią gradem, a poczucie winy rosło. Drżąca i milcząca, poczuła, jak łzy napływają do oczu, a gorycz zalewa jej serce.

Proszę spojrzeć! wykrztusiła w końcu, lekko rozpinając płaszcz.
Kotek wyjrzał swoją mizerną główką. Nieco rozgrzany, wydał kilka żałosnych miauknięć.
Łapka jest skaleczona, nie mogłam go zostawić na deszczu Był sam

Łzy płynęły już bez opamiętania, słowa mieszały się, a dłonie trzęsły. Już myślała o cichym zbieraniu swoich rzeczy, gdy nagle ciepła dłoń zatrzymała ją. Szef wyjął telefon, zapisał adres na kartce i nakazał jej natychmiast udać się tam, by uratować małą, futrzastą łapkę.

Zaskoczona jego reakcją, Weronika wzięła kartkę, schowała zziębnięte dłonie do kieszeni i ruszyła ku wyjściu.
I niech pani tu nie wraca dodał.

Serce Weroniki ścisnęło się, ale zanim zdążyła pogrążyć się w rozpaczy, szef dokończył:
Dzisiaj ma pani wolne. I jutro też. A tak w ogóle gratuluję pani dobrego serca i niech pani oczekuje premii za miłość do zwierząt.

Ten szef, którego wszyscy znali jako Jan Nowaka, często uchodził za człowieka o legendarnym braku wyrozumiałości. Jednak w gabinecie weterynaryjnym sprawa okazała się prosta: łapka nie była złamana, tylko mocno naderwana. Gdy weterynarz bandażował kota, Weronika opowiedziała, jak znalazła zwierzę i o niespodziewanej reakcji szefa.

Śmiejąc się, weterynarz wyjawił, iż zna Jana od dzieciństwa. Zawsze był bohaterem dla zwierząt ratował szczeniaki z wody i bronił kociaków przed prześladowcami. Dorosły, wspierał finansowo schroniska, a tę hojność zaczynał od swojej pierwszej wypłaty.

Jednak w stosunku do ludzi Jan zawsze trzymał dystans, zmienił się po tragicznej stracie rodziny. To wyznanie głęboko poruszyło Weronikę, która myślała o nim cały dzień, czując potrzebę, by go wesprzeć.

Wieczorem, gdy kotek spokojnie odpoczywał na jej łóżku, Weronika krzątała się, urządzając mu wygodne miejsce. Nazwała go Puszkiem idealne imię, jej zdaniem. Ten spokojny moment przerwał telefon. To był Jan.
Jak się miewa nasz pacjent?

Zarumieniona, Weronika z przejęciem opowiedziała o stanie kotka i podziękowała mu. Jan zaprosił ją na kolację, a rozmawiali całą noc.

To, co ich połączyło, to wzajemne zrozumienie i miłość do zwierząt. Razem opiekowali się Puszkiem, a niedługo podzielili pasję do ratowania potrzebujących stworzeń. Minęła samotność Weroniki i jej nowego, czworonożnego przyjaciela znaleźli euforia i pociechę w swoim towarzystwie.

Idź do oryginalnego materiału