Z życia wzięte. "Uczę córkę szacunku do pieniędzy i oszczędzania": Teściowa woli kupować jej wszystko i psuć moje wychowanie
– Córeczko, jeżeli chcesz nową zabawkę, musimy najpierw odłożyć pieniądze – tłumaczyłam jej cierpliwie. – Pieniądze nie rosną na drzewach.
Byłam dumna, kiedy wrzucała drobniaki do swojej świnki–skarbonki. Widziałam, iż rozumie, iż warto poczekać na nagrodę.
Ale gdy tylko córka trafiła w ramiona babci, wszystko się sypało.
– Babciu, chciałabym taką samą lalkę jak ma Zuzia! – wołała podekscytowana.
A teściowa bez wahania wyciągała portfel. – Masz, kochanie, babcia ci kupi, bo jesteś jej słoneczkiem!
Gdy próbowałam interweniować, zawsze słyszałam to samo:
– Oj, nie przesadzaj! Dziecko ma tylko jedno dzieciństwo.
Pewnego dnia zobaczyłam, jak córka wyciąga pieniądze ze skarbonki i wręcza je babci.
– Po co to robisz? – zapytałam.
– Bo babcia powiedziała, iż mam zostawić skarbonkę, a ona i tak mi wszystko kupi – odpowiedziała beztrosko.
Poczułam, jak robi mi się ciemno przed oczami. Poszłam prosto do teściowej.
– Mamo, dosyć! – zaczęłam drżącym, ale stanowczym głosem. – Nie możesz podkopywać mojego wychowania. To ja jestem matką i ja decyduję, jak uczę moją córkę szacunku do pieniędzy.
Teściowa spojrzała na mnie chłodno. – Szacunku? Ty jej tylko każesz czekać i odmawiasz wszystkiego. A ja chcę, żeby miała radość.
– Radość?! – wybuchnęłam. – Wiesz, co jej mówisz? Że wystarczy tupnąć nogą, a wszystko samo spadnie z nieba. Uczysz ją lenistwa i zachłanności!
– To moja wnuczka – odpowiedziała twardo. – Będę ją rozpieszczać, jak chcę.
Stałyśmy naprzeciwko siebie, jak dwa wrogie obozy. Wtedy zrozumiałam, iż w tej walce chodzi nie tylko o zabawki czy pieniądze. Chodzi o autorytet, o to, kto naprawdę wychowuje moje dziecko.
A najboleśniejsze było to, iż moja własna teściowa z pełną świadomością go podważała.