Ale po kolei. Najpierw w oczy rzucił mi się winniczek, spacerujący po korze drzewa. Zostawiał po sobie wilgotny ślad na pniu, wcale interesujący sam w sobie. Można było odtworzyć trasę mięczaka: najpierw wędrował ku górze, później na boki, a teraz kontynuował wspinaczkę. Po chwili zobaczyłem jego skorupkowego kolegę o znaczenie mniejszych rozmiarach ciała. A po wykonaniu fotografii – jeszcze jednego jegomościa, który skrywał się dotąd pod winniczkiem.
Na prawo od niego z kolei, czego na fotografii już nie widać, siedział na korze również niewielki ślimak bezskorupkowy. Tych ostatnich nie brakuje w ostatnich dniach w środowisku – tyle iż w wersji kremowej. Są niewielkie, mają dwa-trzy centymetry długości i trudno nie zdeptać co któregoś osobnika przy takim ich zagęszczeniu.
Natura w mieście, miasto w naturze
Na ścieżce leśnej powitał mnie swym ostrym głosem dzięcioł czarny. Zrobił to bez pardonu, a więc nieco mnie przestraszył: jakby ktoś nagle podszedł do mnie od tyłu i krzyknął „- Cześć!” do ucha. W oddali wyszedł na ścieżkę koziołek sarny.
Mamy poniedziałek, słabiej więc słychać ptaki niż w analogicznym czasie (i pogodzie) wczoraj. Pewnie dlatego, iż dużo wyraźniej dają się uszom we znaki samochody, które o tej godzinie jeżdżą w dzień powszedni nieporównanie częściej niż w niedzielę. A szosa jest tu bardzo blisko, tuż za nasypem kolejowym, stąd szum od ulicy zagłusza odgłosy natury. jeżeli dodać do tego startujące co i rusz samoloty (dziś akurat, w związku z cyrkulacją powietrza, we wschodnim kierunku) oraz przejeżdżający to w tą, to w drugą stronę pociąg, wówczas aż dziw bierze, iż w ogóle coś z tej wiosny tutaj słychać.
fot. Dawid Tatarkiewicz
Badania wskazują, iż ptaki radzą sobie z tym w dość prosty sposób: miejskie populacje śpiewają po prostu nieco głośniej od tych, które mają przywilej życia w miejscach pozbawionych uporczywego zanieczyszczenia hałasem.
– Stuku-puku, stuku-puku! – rozległo się nagle z lewej strony. Dzięcioł to czy kowalik? – nie zdążyłem ustalić. Na wprost usłyszałem natomiast rytmiczne „kląskanie” pierwiosnka. Trzmiel za to chciał mi chyba usiąść na głowie, gdyż basowe brzęczenie jego skrzydeł nagle wpadło mi do prawego ucha. Odruchowo uchyliłem się, dzięki czemu trzmiel poleciał w sobie tylko znanym kierunku. Kojąco odezwała się modraszka – swoim godowym wokalem. Pełnym dziobem śpiewał kos, strzyżyk i szpak.
W zieleni nikt się nie leni
Zazieleniło się już konkretnie w warstwie podszytu (powoli przekwitają kokorycze, a i ziarnopłony w wielu miejscach), również w warstwie krzewów (gdzie aktualnie zaczyna kwitnąć czeremcha) oraz koron drzew – na razie w nielicznych miejscach.
fot. Dawid Tatarkiewicz
Jest już po świętach Wielkiej Nocy, po zmianie czasu i po wyborach samorządowych. Ale, jak mawiał Jerzy Iwaszkiewicz w swoich felietonach: polityką się nie zajmujemy.
Właśnie miałem pisać w swoim notatniku terenowym o pohukujących chrapliwie grzywaczach, gdy kilka metrów nade mną wylądowały na drzewie „rozkiksane” (taki wydają głos) dzięcioły duże. Po chwili były już w innej części lasu. Zawtórowała im kapturka, którą w okolicy słychać dopiero od kilku dni. Po dwóch burzowych frontach, które nawiedziły Poznań w ostatnim czasie, leżą na tym krótkim odcinku drogi leśnej malownicze i pożyteczne wiatrołomy. Na szczęście tutejszy zarządca lasu wie, iż to cenna tkanka przyrodnicza, która stanowi integralny element ekosystemu.
Dopiero teraz w wiosennym wachlarzu chórzystów usłyszałem głos ptasiego maluszka – raniuszka. Obok sikor, zwłaszcza modrych i bogatek, podśpiewują równie dzielnie inni śpiewacy, znani nam już z wczesnej wiosny, czyli rudziki i kowaliki.
fot. Dawid Tatarkiewicz
Idąc przez las, raz po raz wykonywałem fotografie, które – jak zawsze – stanowią integralną część mojego artykułu. Soczystą zieleń oddam tym razem we wcale nie mniej eleganckiej czerni i bieli.
Przede mną na drodze coś się poruszyło. Przyłożyłem lornetkę do oczu i wtedy okazało się, iż to samica zięby zbierała pieczołowicie odpowiedni materiał na gniazdo: sądzę, iż konkretnie już na jego wyściółkę. Zapachy wiosny coraz mocniej nasycały dzisiejsze powietrze, dzień rozgrzewał się powoli. Należy odnotować, iż temperatura osiągnęła dziś po południu wysoki poziom.
Odrobina rudości/radości oraz przestroga
W tkance wiosennych pieśni, wśród wibrato strzyżyka, zięby, a choćby nieco – jak to określam: „rozchwianego” – śpiewu rudzika, w rozmaitości głosów kowalika, na tym bogatym, a adekwatnie dużo bogatszym niż wskazuje ów niedoskonały opis, tle, dało się wyróżnić rozbrykany element, który objawił się w warstwie wizualnej. W pobliżu mnie mianowicie, w koronach drzew i krzewów, swoje harce wykonywały wdzięcznie dwie wiewiórki.
Na koniec, gdzieś w oddali, niczym echo minionego czasu, dało się jeszcze usłyszeć śpiew jednego z najwcześniejszych śpiewaków przedwiośnia – pełzacza. Jak to dobrze, iż choćby żyjąc w mieście można zaznać kontaktu z przyrodą. Poznań słynie ze swoich klinów zieleni. I oby tak zostało! Nie dajmy nikomu tego zepsuć.
fot. Dawid Tatarkiewicz
Nawet pod pozorami społecznego dobra, wyrażonego choćby pod jakże przewrotnym hasłem „cudownego osiedla wśród zieleni”. Bądźmy czujni na taką pseudo-pro-przyrodniczą nowomowę, która czyni spustoszenie w naszych umysłach, a służy zarabianiu pieniędzy przez garstkę ludzi. Obawiam się, iż w związku z systematycznym gromadzeniem kapitału, który „trzeba przecież gdzieś zainwestować”, takich zmyślnych (i zmyślonych) haseł będzie przybywać.
Strzeżmy się również swojego niepohamowanego konsumpcjonizmu – dla naszego dobra i dla dobra naszych dzieci. Tylko w nieprzekształcanej i niewyregulowanej, a więc, jeżeli można tak powiedzieć: NATURALNEJ PRZYRODZIE, możemy znaleźć ukojenie – dziś i jutro. Biblijną frazę „czyńcie sobie ziemię poddaną” (Rdz 1, 28) należy w XXI wieku rozumieć niezwykle odpowiedzialnie.
Gatunek Homo sapiens (człowiek myślący) od zawsze miał z tym pewien problem. Szkoda, iż w poprawna interpretacja zamysłu Bożego nie idzie nam przynajmniej tak sprawnie, jak ściganie się ślimakom.