Wybór, którego nigdy nie miałem

2 tygodni temu

Przez prawie trzy lata ja i Natalia byliśmy nierozłączni. Nasz związek nie był idealny – żaden nie jest – ale był prawdziwy. Mieliśmy swoje plany, marzenia i przekonanie, iż razem możemy wszystko. Nasze rodziny się zaprzyjaźniły, święta spędzaliśmy wspólnie, organizowaliśmy wyjazdy, obiady, spotkania. Wszystko wskazywało na to, iż nasza przyszłość jest już ustalona – ślub, dom, wspólne życie.

Ślub miał się odbyć jesienią. Mieliśmy jeszcze kilka miesięcy, by dopiąć wszystko na ostatni guzik, odłożyć trochę pieniędzy, a potem… mieliśmy rozpocząć nowy rozdział naszego życia.

Ale wszystko zmieniło się w jednej chwili. Jeden prezent. Jeden pies.

Na urodziny Natalia dostała od rodziców wymarzonego szczeniaka – owczarka niemieckiego, którego nazwała Bruno. I od tego momentu nic już nie było takie samo.

Natalia zaczęła się zmieniać. Na początku ledwo to zauważałem – drobne rzeczy, kilka nowych nawyków. Ale z tygodnia na tydzień stawało się coraz bardziej oczywiste, iż jej świat skurczył się do jednego punktu – do Bruna. Nasze rozmowy, które kiedyś były pełne planów na przyszłość, nagle zamieniły się w niekończące się dyskusje o karmie, tresurze, wizytach u weterynarza i nowych zabawkach.

Ja? Stałem się tłem.

Nasze wspólne spacery? Już do nas nie należały. Zawsze byliśmy we troje – Natalia, Bruno i ja. Ale tak naprawdę mogłem tam w ogóle nie być. Natalia nie zwracała na mnie uwagi – patrzyła tylko na psa. Czy nie zje czegoś trującego, czy inny pies go nie wystraszy, czy nie jest mu za zimno, za gorąco, czy nie jest zmęczony. A ja? Byłem dla niej przezroczysty.

I Bruno to wyczuł.

Na początku to było zabawne – lekkie warknięcia, gdy przytulałem Natalię, drobne kąsania jej rękawa. Natalia tylko się śmiała.

– Spójrz na niego! – mówiła z zachwytem. – Jest zazdrosny! Kocha mnie tak bardzo!

Ale Bruno rósł.

I to, co kiedyś było zabawą, nagle stało się problemem.

Miał sześć miesięcy, był już duży i silny. I z jakiegoś powodu postanowił, iż ja jestem intruzem. Gdy próbowałem pocałować Natalię, natychmiast wchodził między nas. Gdy siadałem obok niej, patrzył na mnie złowrogo, napinał mięśnie, a jego futro stawało dęba. Nie szczerzył zębów, ale jego spojrzenie mówiło wszystko.

A Natalia? Uśmiechała się.

– On po prostu mnie chroni, – mówiła, jakby to było coś oczywistego.

Aż do tamtej nocy. Znów stałem przed drzwiami jej mieszkania, czekając, aż uspokoi Bruna, żebym mógł wejść. I wtedy już nie wytrzymałem.

– Natalia, jak ty to sobie wyobrażasz? – zapytałem, starając się zachować spokój. – Jak ma wyglądać nasza przyszłość, skoro twój pies mnie nienawidzi? Nie mogę choćby wejść do twojego mieszkania, bo on na mnie warczy. Może powinien zamieszkać u twoich rodziców? Mają duży dom, ogród, tam miałby przestrzeń, biegałby swobodnie…

Jej wzrok natychmiast zrobił się chłodny.

– Nie.

Tylko jedno słowo.

I wtedy wszystko zrozumiałem.

Nie dawałem jej ultimatum. Po prostu chciałem, by powiedziała na głos to, co od dawna było oczywiste.

Wziąłem głęboki oddech.

– Powiedz mi prawdę, Natalia, – wyszeptałem. – Czy ja w ogóle mam jeszcze jakiś wybór?

Zawahała się tylko przez chwilę. A potem spojrzała na mnie spokojnie i powiedziała to, co od dawna wisiało w powietrzu:

– Nie sądzę, żeby był ślub. Bruno zostaje. A ty… nie wiem.

Te słowa uderzyły mocniej, niż się spodziewałem.

Minął tydzień. Nie rozmawiamy. Nasi rodzice próbują nas pogodzić, znaleźć rozwiązanie. Ale rozwiązania nie ma.

Bo Natalia swoją decyzję podjęła już dawno.

I nie byłem nią ja.

Idź do oryginalnego materiału