Wtorkowy protest myśliwych

wildmen.pl 1 miesiąc temu

Wydarzeniem bardziej medialnym niż rzeczywistym był myśliwski protest myśliwych pod Ministerstwem Klimatu i Środowiska.

Organizatorzy początkowo zaproponowali mi bym zabrał tam głos, ale potem tego nie sfinalizowali. Ja jednak przygotowałem sobie jakiś zarys mowy i postanowiłem poprosić redakcję Wildmen o udostępnienie mi swoich łamów. A powiedziałbym coś w tym rodzaju:..

Reklama

Koleżanki i koledzy!

Każdy podręcznik przemawiania na demonstracji powiada, iż mówca powinien grać na emocjach słuchaczy, podnosić temperaturę zgromadzenia, używać argumentów prostych, by nie powiedzieć prostackich.

Ale ja chciałbym racjonalnie i spokojnie. Nie o bieżących postulatach, ale o tym, co się dzieje wokół polskiej przyrody.

Reklama

Choć czy można mówić spokojnie, gdy nadzorującym łowiectwo i leśnictwo z ramienia naszego Państwa są nie ignorantami ale hunwejbini. Ideologicznie zacietrzewieni ludzie, którzy uznają, iż tylko ich racja jest „mojsza”, tylko ich racja jest jedyna.

W mojej ocenie niczym nie różnią się od afgańskich talibów, czy irańskich strażników rewolucji. W imię swej religii, dla której zawłaszczyli nazwę „ochrona przyrody”, chcą zniszczyć polskie dokonania na gruncie ochrony przyrody, chcą zniszczyć system, który spowodował, iż mamy najpiękniejsze i najbardziej społeczne lasy w Europie. Mamy również dobrze funkcjonujący i najtańszy w świecie system ochrony rolnictwa przed szkodami. Mamy najtańszy dla podatnika system płacenia za szkody w uprawach rolnych wyrządzonych przez zwierzynę będącą własnością skarbu państwa. Mamy zrównoważone, dostępne choćby dla mniej bogatych, łowiectwo. Łowiectwo, którego z jednej strony celem jest prowadzenie zrównoważonej gospodarki populacjami zwierzyny, ochrona rolniczego trudu oraz i tego nie należy ukrywać, zaspakajanie pasji ponad 130 tysięcy Polaków.

Reklama

W demokratycznym Państwie każdy powinien mieć prawo do swobodnego kształtowania swojej postawy wobec świata, ale musi to być zgodne z prawem, normami etycznymi i zasadami współistnienia w społeczeństwie. Nie można narzucać swojej filozofii, preferencji lub poglądów innym, krytykować ich za to, co wkładają do garnka, z kim śpią i na jaką partie głosują. To podstawa współistnienia i wzajemnego szacunku’!

Panie premierze Tusk – jeżeli pańscy ministrowie przeczą każdemu z powyższych słów, to naprawdę uważa Pan, iż mają prawo zasiadać w rządzie, który ma szanować wolę Polaków?

Reklama

Pewnie część koleżanek i kolegów wie, iż przed laty, wraz z mecenasem Markiem Duszyńskim mieliśmy duży wpływ na kształt Prawa Łowieckiego, prawa, które w swych podstawach obowiązuje do dziś. Wiedliśmy wtedy z Markiem i kilkoma członkami ówczesnej Naczelnej Rady Łowieckiej m.in. Adamem Hromiakiem, profesorem Bogusławem Fruzińskim, Gutkiem Mroczkowskim, senatorem Ireneuszem Michasiem, długie dysputy o tym jak wspólnie z ludźmi, który wtedy zaczynali nazywać się ekologami dyskutować, jak wspólnie wypracowywać strategię ochrony polskiej przyrody i polskiego lasu.

To był też czas, kiedy w Gazecie Wyborczej zaczynał swą karierę dzisiejszy guru polskich „pseudoekoloegów” Adam Warjak. Wtedy wydawało się, iż powstaje grupa, której podobnie jak nam, zależy na prawdziwej ochronie przyrody. Jakże się myliliśmy…

Jak zwróciliście uwagę na początku użyłem w odniesieniu do tej grupy określenia „ekolodzy” a potem „pseudoekolodzy” Bowiem gwałtownie niestety okazało się, iż ludziom, których ówczesnym symbolem było przykuwanie się do drzew na górze św. Anny wcale nie zależy na zrównoważonym rozwoju. Stworzyli sobie religię animalistyczną,

Edward Tayrol, który ukuł pojęcie takiej religii, jeszcze w XIX wieku, uważał wierzenia animalistyczne za błąd. Nie twierdził, iż animizm był z założenia nielogiczny, ale sugerował, iż wyrósł on z ludzkich snów i wizji. Był więc systemem racjonalnym, ale opartym na błędnych, nienaukowych obserwacjach dotyczących natury świata.

Taylor pisał to ponad 160 lat temu, ale kiedy czytam jego prace, to jakbym czytał opis Dorożały i jego przyjaciół, czyli system pozornie racjonalny, ale oparty na błędnych założeniach.

Taylor nazywał to „religią animalistyczną”, we współczesnej socjologii nazywa się to po prostu „bambinizm”. Sęk w tym, iż zdobywa dusze wielu, zwłaszcza młodych, Polaków. Dlaczego?

Po pierwsze dlatego, iż szkoła nie uczy o ojczystej przyrodzie. Polskie dzieci wiedzą więcej o żyrafie, lwie, słoniu niż o jeleniu, sarnie, czy krzyżówce. O dziku wiedzą, iż dzik jest dziki, a o sarnie, iż jest żoną jelenia. Nie mówiąc o tym, iż większość Polaków nie odróżnia sosny od świerka, buka od dębu, daglezji od modrzewia. O kasztanach wiedzą tyle, iż kwitną w czasie matur. Dlatego jednym z postulatów myśliwych powinno być wprowadzenie do polskiej szkoły nauki o polskiej przyrodzie.

Drugi powód, dla którego część Polaków wyznaje bambinizm został pięknie zdefiniowany przez dr Andrzeja Kruszewicza w jego świetnej książce „Hipokryzja czyli o naszych stosunkach ze zwierzętami’ Otóż dyrektor warszawskiego zoo, którego o brak sympatii do świata zwierząt nie sposób podejrzewać, pisze: „Współczesna telewizja oferuje setki kanałów, w tym mnóstwo programów przyrodniczych. W jednych zwierzęta są rzetelnie omawiane i pokazywane. W innych ich zachowania interpretuje się jak ludzkie, nadaje się im imiona, a choćby przypisuje ludzkie cechy charakteru. Z tych filmów ludzie czerpią swą wiedzę na temat przyrody.”

Podejrzewam, iż to właśnie jest przyczyna, iż młode dziennikarki i dziennikarze z TVN, czy innego Oko-Press i inne miejskie dzieciaki, łącznie z moja dawną koleżanką Katarzyną Piekarską, tak właśnie postrzegają przyrodę – jako zasiedloną przez ludzi i zwierzęta – istoty prawie ludzkie.

Nic dziwnego, iż prawda o złożonym i brutalnym świecie przyrody do nich nie dociera, uważają, iż jak usmażą arbuza to jedzą łososia, a choćby jak lubią kotlet, to sądzą, iż schabowe rosną na drzewach.

Pokolenie wychowane na bajkach Disneya promuje specyficzne postawy wobec zwierząt i wyraża swą ogromną niechęć do myśliwych. W mieście mówi się nie o potrzebie ochrony ściśle określonej populacji wilków i ich konfliktach z ludźmi, ale o tym, iż „wilczki są takie urocze i kochane”.

Dr Kruszewicz pisze m.in. tak: „Lis rozsiewający jaja tasiemca bąblowatego po ogródkach działkowych to „lisek”, a dzik ryjący miejskie klomby to „świnka lub Kiełek”. Ci ludzie boją się nocą samemu wejść do lasu, nie dotykają żaby i uciekają na widok zaskrońca, ale zabierają głos w kwestiach ochrony zwierząt i rodzimej przyrody.

Nie znają praw przyrody ani świata zwierząt, ale mają „pozytywne emocje”. Od siebie dodam – i są świetnie manipulowani.

Trzeba to mówić głośno i często:

„Pseudoekolodzy” kłamią i manipulują. Wmawiają naiwniakom, iż „przyroda poradzi sobie sama”, gdy tymczasem badania, już pół wieku temu wykazały, iż jest to fałszywa teza.

Przyroda nie poradziła sobie z królikami i nadmiarem kangurów w Australii, przyroda nie poradziła sobie z kotami w Nowej Zelandii i przyroda nie radzi sobie z nadmiarem wilka, bobra i łosia w Polsce.

Zupełnie nie radzi sobie z inwazją norki amerykańskiej i szopa pracza. Nasi bambiniści chcą chronić wilka, ale nie mówią, iż skazują na zagładę sarnę i dzika, chcą chronić kaczki, a nie dociera do nich, iż właśnie skazują je na zjedzenie przez szopa. Przykłady można mnożyć…

Manipulacja to zresztą znak rozpoznawczy naszych hunwejbinów. Największą jest próba wmawiania Polakom, iż społeczeństwo nie chce łowiectwa. To kłamstwo! Oczywiście ocena myśliwych rozkłada się różnie: Im dalej od centrum wielkiego miasta tym akceptacja dla łowiectwa jest większa.

Mieszczuchy nie akceptują śmierci zwierząt zadawanej ludzką ręka, bo nigdy jej nie widzieli. Nigdy nie zabili kury na rosół, nie uczestniczyli w gospodarskim świniobicu…

I uprawiają największą hipokryzję świata – udają, iż rzeźnie nie istnieją. Słabo wiedzą na czym polega łowiectwo, ale wielu lubi obrażać myśliwych, bo myśli, iż dzięki temu staje się lepszym człowiekiem.

Część mieszczuchów – w znacznej mierze dzięki „pseudoekologom” – lubi „nienawidzić” myśliwych. Czy to ma zasłaniać ich ignorancję? Bo rozum zagłusza na pewno.

Tak jak broda nie zawsze czyni mędrcem, tak nazywanie siebie „ekologiem” nie czyni człowieka naprawdę działającym na rzecz przyrody. Raczej jest tylko zasłoną dymną dla ignorancji, braku wiedzy i ładnym określeniem wyznawcy religii zwanej bambinizmem.

Na wsi ludzie wiedzą, iż jesteśmy strażnikami pól i łąk. Tak panie Dorożała, tak pani minister – strzeżemy pól i łąk. A jeżeli dzikie zwierzęta zniszczą uprawę, to płacimy za to odszkodowanie. Mimo, iż zwierzęta są własnością skarbu państwa. w okresie 2019/2020 – bo takie mam dane – odszkodowanie wyniosły ponad 100 mln złotych. Tyle pieniędzy przepłynęło od myśliwych do kieszeni rolników, tyle pieniędzy zaoszczędził skarb państwa!

Sto milionów!.

Panie Dorożała, pani Kloska, panowie Wajrak i Ślusarczyk. Zamiast siedzieć w swojej bańce pojedzcie na wielkopolską, prawdziwie rolnicza wieś i zapytajcie się tamtejszych rolników, czy myśliwi są potrzebni, czy nie. W Puszczy Białowieskiej może myśliwi nie są niezbędni, ale na pszenno- buraczanej Ziemi Lubelskiej, na rzepakowej Ziemi Kujawskiej jak najbardziej.

I nie opowiadajcie bajek, iż 95 procent Polaków jest przeciwko myśliwym. Bo to kłamstwo. Polska, to też „kraj za miastem” Warszawa, Poznań, Trójmiasto, to nie cała Polska. Polska to też Żaganiec, Brody i Siedlisko, a tam wiedzą, iż myśliwi są potrzebni. Polskiej przyrodzie są potrzebni. Bardziej niż ci, którzy przywiązują się do drzew.

„Gdybym miał inwestować pieniądze w ochronę przyrody – stwierdził pewien kanadyjski ornitoog i działacz w dziedzinie ochrony przyrody- przekazałbym je myśliwym, bo oni rzeczywiście działają” To było już w latach 70-tych ubiegłego wieku. Do tego należy dodać leśników. Te grupy rzeczywiście działaj na rzecz ochrony przyrody.

„Ochroniarze” – zajmują się głównie zbieraniem kasy od niezorientowanych ludzi. Codziennie dostaję od Was maile nieodmiennie kończące się wezwaniem „wesprzyj nas”. Nigdy nie dostałem maila z rozliczeniem, na co moje i innych ludzi wsparcie poszło.

Na zakończenie aż prosi się o cytat z ze wspomnianej książki dr Kruszewicza: „Jeśli ktoś neguje łowiectwo lub mięso w diecie, to neguje korzenie polskiej cywilizacji i dietę, dzięki której powstał ludzki mózg”.

Nieszczęściem, nie dla myśliwych i leśników, ale polskiej przyrody jest to, iż do zarządzania nią dorwali się ludzie niekompetentni. Ich rządy coraz bardziej przypominają mi czasy rewolucji kulturalnej w Chinach, kiedy młodzi, nawiedzeni ludzie, za przyzwoleniem starych polityków zniszczyli gospodarkę i tkankę społeczną. Trzeba było 40 lat, by Chiny znów osiągnęły poziom, który miały przed rewolucja kulturalną.

Jestem pewien, iż jeżeli Dorożała, Maślak, Ślusarczyk i spółka przez cały czas będą zarządzać polską przyrodą, to skończy się to jak w Chinach. Totalną zapaścią przyrody, zdewastowaniem polskich lasów, wypłacaniem przez Skarb Państwa ogromnych odszkodowań rolnikom.

Musimy o tym mówić głośno. Walczymy nie tylko o naszą sprawę czyli szeroko rozumiane łowiectwo, walczymy o zachowanie polskiej przyrody, o zrównoważony rozwój, o to by jedne zwierzęta nie wyparły drugich, by ludzie na drogach przestali ginąc z powodu nadmiaru łosia.

Tu panie i panowie „bambiniści” nie chodzi o to, by myśliwi mogli sobie postrzelać do wilka, łosia czy bobra, tu nie chodzi o to, by lasy ciąć zrębem zupełnym, czy nie. Tu nie chodzi o to, iż zaprzestanie gospodarki leśnej na 20 procentach polskich lasów oznacza ich degradację przyrodnicza. Tu chodzi o mądre, zrównoważone i zgodne z najlepszą wiedzą przyrodniczą zarządzanie naszą ojczystą przyrodą.

Niestety obecne kierownictwo resortu ochrony środowiska tego nie gwarantuje. Ono nie ma pojęcia, o czym mówię. I nie chce mieć. Religijni fundamentaliści zawsze uważali się za lepszych. Ale kiedy Wajrak, człowiek, który zdał maturę za drugim podejściem, mnie , który studia skończył z wyróżnieniem, nazwał łajzą, mnie i Was tu stojących i 130 tysięczną rzesze myśliwych, wśród których są profesorowie, lekarze, właściciele wielkich firm i kierowcy autobusów, i pielęgniarki, adwokaci, kiedy 130 tysięczną rzeszę Polaków nazwał łajzami dał nam pełne prawo byśmy o nim i jego kolegach mówili „Głupcy. Głupcy i szkodniki.”

Związek Zawodowy „Wspólna Sprawa” mówi: „Dorożała musi odejść”. Nie ma racji. To Koleżanki i Koledzy nie chodzi o tego trenera pilatesu, też bez wyższego wykształcenia. Tu chodzi o całe kierownictwo tego resortu, To być albo nie być dla polskiej przyrody.

Tu chciałbym się zwrócić do przywódcy ugrupowania „Polska 2050”. Panie Hołownia, rozumiem, iż w wyniku ustaleń koalicyjnych resort środowiska przypadł pańskiemu ugrupowaniu. Tak jest w polityce, ale czy w całym Pańskim ugrupowaniu nie ma ludzi mądrych, znających się choć trochę na sprawach, którymi mają zarządzać? Panie Hołownia – by zostać leśnikiem trzeba skończyć 5 lat specjalistycznych studiów. Naprawdę uważa Pan, iż politolożka i trener pilatesu, facet z ledwo zdaną maturą i magister geografii znają się na lasach lepiej niż absolwenci specjalistycznych studiów? Naprawdę uważa Pan, iż profesorowie, którzy wykładają na przyrodniczych uniwersytetach, którzy opublikowali dziesiątki badań dotyczących przyrody wiedzą o przyrodzie i łowiectwie mniej niż specjaliści od wyłudzania pieniędzy pod hasłem „wesprzyj nas” i adoptuj kotka, psa, boberka, czy wilczka…

Panie Marszałku, nie wstyd panu? Tak po ludzku nie wstyd panu za tych manipulatorów i hunwejbinów?

Koleżanki i koledzy!

Ponad 6 lat temu stałem też tu pod ministerstwem i wtedy też protestowaliśmy przeciwko ówczesnym pomysłom na deformę łowiectwa. Wtedy przegraliśmy. W marcu byliśmy pod Sejmem i wtedy związek znów udawał, iż na Wiejskiej myśliwych nie ma. Dziś jest chociaż z nami prezes Naczelnej Rady Łowieckiej i to jest już duży postęp, ale ciągle wielu kolegom nie chce się ruszyć czterech liter, uważają, ze przecież nic się nie dzieje, było przez lata dobrze, będzie dobrze. Nie, bez naszej aktywności nie będzie dobrze. Dlatego chciałbym podziękować wszystkim z Was którzy tu są i prosić – kiedy wrócicie do domu powiedzcie tak: Na pewno będzie jeszcze trzeci protest. I jeżeli na tym trzecim proteście z rodzinami nie będzie nas 50 tysięcy, to czwartego protestu już nie będzie po co organizować.

Nie wstydzimy się, ze jesteśmy myśliwymi. A Henig-Kloska i Dorozała muszą odejść. Nie dla łowiectwa, czy leśnictwa. Dla dobra polskiej przyrody.

Darz Bór Koleżanki i Koledzy. I niech Hubert Aredeński ześle opamiętanie na premiera i marszałka, a nas ma w swojej pieczy.

Darz Bór!

P.S.
O samym proteście i o moich wnioskach z niego napisze wkrótce!

Idź do oryginalnego materiału