W karpackie zakątki zawitala jesień, zdobiąc w czerwieni i złocie - nieśpiesznie, odważnie, cicho.
Wiersz ze szczególną dedykacją dla ludzi gór...
Szkarłatne kwiaty wabią sytą głębią
Szepcą szmerem krynic orzeźwiających
Dziękują solarnym tchnieniom niosącym życie
Czekają rosą w krysztale perły
Szkarłatne kwiaty na bukiety marzeń…
Szkarłatne kwiaty przebarwiły zieleń
Jej skalne łono – cichymi wierchami
Pieszczonymi wzrokiem pokornie-łakomym
Spragnionego pielgrzyma w wędrówce
Do osamotnionego szczęścia
W szkarłacie wierchów zaklęte miłość i pot
Okrzepniętych ścieżyn utyrane progi
Na baczność karki granitowych ścian
Ich głuche milczenie – sprzed milionów lat
I człowiek co tu… tylko mgnieniem
Kamykowe piramidki niczym w Gizie
A jakże przecie wyższe, w tajemnej formie
W impulsach budowniczych których poznał tylko górski wiatr
Gdy mgły zakryły intymnością oczy
Wzrok matki natury zmieszały
Gdzie kamienne monumenty pierwszych widzów?
Tych co umiłowali cząstkę dalej niż granica instynktu
Z dolinowych kobierców zadzierali pytaniem
Gdy zaś granie dziewiczo kryły pąsem odpowiedzi
Kosztowali zalotów – płacąc źdźbłami życia!
Słońcem tkane uśmiechy strzelistych iglic odbite
W rozwartych źrenicach skalistego nieba
W otwartych ustach oczarowanych pragnieniem;
Gdy szukasz w pamięci treści i formy…
To szkarłatne kwiaty – wonny górski skarb