Urodziła się wnuczka, a synowa nie chce mojego psa! Co mam zrobić?
Nie wiem, jak postąpić…
Postanowiłem napisać tutaj, bo mam nadzieję, iż wielu z was mnie zrozumie. Może ktoś da mi radę – czy mam rację, czy może się mylę?
Mam dwóch synów – Piotra i Michała. Obydwaj już od dawna mieszkają w Hiszpanii, ale w różnych miastach. Piotr ma już rodzinę i małą córeczkę, a Michał jeszcze nie znalazł tej jedynej.
Kiedy moi chłopcy byli mali, nasza rodzina się rozpadła – rozwiódł się z ich matką. To był ciężki okres. Dom opustoszał, dzieci tęskniły, a ja, rozdarty między pracą a troską o nich, czułem się skrajnie samotny.
Wtedy, by jakoś wypełnić tę pustkę i chronić dom, przygarnąłem psa – piękną, mądrą i wierną owczarkę niemiecką Terkę. Mieszkaliśmy w domu z ogrodem, więc miała dużo przestrzeni.
Terka stała się nie tylko pupilem, ale częścią rodziny. Często wyjeżdżałem w delegacje, i gdy mnie nie było, to ona była prawdziwą gospodynią domu, strzegąc go i dbając o dzieci. Synowie ją uwielbiali. Wydawało mi się nawet, iż gdyby nie ona, wychowanie ich byłoby znacznie trudniejsze.
Lata mijały. Synowie dorośli, a Terka się zestarzała. Kiedy jej zabrakło, przeżyłem to jak utratę najbliższej osoby. Obiecałem sobie, iż już nigdy nie przygarnę psa – rozstanie boli zbyt mocno…
Ale synowie dorośli, wyjechali, a ja zostałem sam w dużym, pustym domu. W tej ciszy samotność była jeszcze bardziej odczuwalna. Pewnego dnia zrozumiałem, iż nie mogę żyć bez przyjaciela.
W ten sposób pojawił się Radek. Mały, mądry, czuły piesek – prawdziwy towarzysz. Żartowałem nawet, iż w domu znowu pojawił się mężczyzna, choćby jeżeli czteronożny.
Wiedziałem, iż będę musiał często jeździć do synów do Hiszpanii, więc wybrałem psa, z którym można podróżować. Już pięć razy razem lecieliśmy za granicę! Zawsze przestrzegam zasad – rezerwuję bilety z wyprzedzeniem, opłacam bagaż, przed lotem trzymam go na lekkiej diecie, żeby nie przekroczyć limitu 8 kg, daję tabletki przeciwwymiotne… Czasem wydaje się, iż podróżowanie z psem jest trudniejsze niż z dzieckiem!
Ale on jest dla mnie jak dziecko. Jedyny, kto mnie wita w domu, cieszy się, gdy wracam, i ogrzewa swoim ciepłem.
I wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałem.
Piotrowi urodziła się córka. Moja pierwsza wnuczka! Byłem szczęśliwy, marzyłem, by spędzić więcej czasu z rodziną, pomagać, spacerować z wnuczką, być blisko. ale nagle okazało się, iż moja synowa jest kategorycznie przeciwna obecności Radka.
Najpierw mówiła, iż boi się alergii u dziecka. Potem – iż pies przyniesie brud do domu. A potem przygarnęła kota, jakby specjalnie, żebym nie miał argumentów.
Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Moje serce było rozdarte.
Synowie – Piotr i Michał – zaczęli mnie namawiać, abym na jakiś czas zostawił Radka w hotelu dla zwierząt. Byli choćby gotowi pokryć wszystkie koszty, byleby tylko mnie przekonać, żebym przyjechał i został z nimi dłużej.
— Tato, odpuść sobie tego psa! To przecież tylko pies, a my jesteśmy twoimi dziećmi, to twoja wnuczka! Czy to można porównać? – przekonywał mnie Michał.
A ja nie mogłem.
Jak wyjaśnić im, iż Radek nie jest tylko psem? Jest moim oparciem w samotności. Moim przyjacielem. Śpi u moich stóp, słucha mnie, gdy mi ciężko. Czuje, kiedy mi źle, i po prostu leży obok, ogrzewając swoim ciepłem.
Nie mogłem po prostu zostawić go w jakimś hotelu, wśród obcych ludzi.
— Kto chce mnie widzieć, musi zaakceptować również mojego psa! – odpowiedziałem stanowczo.
Synowie tylko spojrzeli na siebie. Nie rozumieli. Dla nich pies to tylko pies. A dla mnie – sens życia.
Nie wiem, co będzie dalej. Oni nalegają, a ja odmawiam.
Ale jedno wiem na pewno: dopóki Radek żyje, nie zostawię go. Był przy mnie wtedy, kiedy nikt inny nie mógł mnie wesprzeć.
Nie opuszczę go. choćby jeżeli będzie to oznaczać, iż swoją wnuczkę zobaczę o wiele rzadziej, niż marzyłem.