Ku euforii Magdy, były też gile. Dużo gilów. Niestety, nie było aparatu.
Potem były dwie pizze.
A po drodze pierwsze oznaki wiosny.
I dobrze, bo dziś dzień naprawdę niewydarzony. Deszcz, wiatr, z naszych planów nie wyszło nic, choćby obiad w przyzwoitszej knajpie uleciał w dal siną, mglistą i zadeszczoną.