Wielki Dzień Pszczół. Dlaczego musimy ratować zapylacze?

1 tydzień temu

8 sierpnia obchodzimy Wielki Dzień Pszczół. To doskonała okazja by przypomnieć sobie, jak ogromnąrolę pełnią te niewielkie owady w funkcjonowaniu ekosystemu i codziennym życiu człowieka. Choć najczęściej kojarzą się z miodem, ich znaczenie wykracza daleko poza pasieki. Bez zapylaczy – nie tylko pszczół miodnych, ale także trzmieli czy pszczół samotnic – nie byłoby owoców, warzyw, a także wielu roślin wykorzystywanych do produkcji pasz czy leków.

Szacuje się, iż aż 80 proc. roślin uprawnych w Polsce wymaga zapylenia przez owady. I choć wiele osób kojarzy ten proces głównie z pszczołą miodną, prawda jest o wiele bardziej złożona. W naszym kraju żyje ponad 470 gatunków pszczół, a większość z nich to dzikie zapylacze – trzmiele, murarki czy pszczoły samotnice. I to właśnie one dziś najbardziej potrzebują naszej pomocy.

Więcej uli, mniej miodu

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, iż sytuacja pszczół w Polsce ma się dobrze – liczba pszczelarzy wzrosła niemal dwukrotnie w ostatniej dekadzie, a rodzin pszczelich przybyło o 70 proc. A jednak produkcja miodu nie rośnie proporcjonalnie, bo pszczoły, choćby te hodowlane, muszą rywalizować o pożywienie.

Gdy na jednym obszarze funkcjonuje zbyt wiele uli, zaczyna brakować kwiatów i roślin, które są źródłem nektaru i pyłku. Dla dzikich zapylaczy to wyrok. A to właśnie one odgrywają kluczową rolę w utrzymaniu bioróżnorodności. Warto pamiętać, iż zapylanie to nie tylko kwestia plonów, ale cały łańcuch życia– tłumaczy Lisa Scoccimarro, liderka Akademii Ekologicznej Amest Otwock.

Miejskie łąki zamiast miejskich uli?

Moda na pszczoły dotarła do miast – pasieki powstają na dachach biurowców, a choćby hoteli. Ale nie zawsze więcej znaczy lepiej. Wysoko położone ule oznaczają dla pszczół miodnych ogromny wysiłek podczas lotów, a dla dzikich zapylaczy – jeszcze większą konkurencję o ograniczone zasoby.

Zamiast inwestować w kolejne ule, coraz więcej organizacji promuje inne rozwiązania: tworzenie łąk kwietnych, sadzenie roślin miododajnych i ograniczanie koszenia trawników. To właśnie takie działania wspierają przede wszystkim dzikie owady, których liczebność spada– podkreśla Lisa Scoccimarro.

Na ratunek zapylaczom

Bez zdecydowanych działań – nie tylko systemowych, ale też codziennych, lokalnych – możemy obudzić się w świecie, gdzie owoce są rzadkością, a przyroda traci zdolność do regeneracji.Zanikanie dzikiej przyrody, problemy z zapylaniem upraw czy malejąca różnorodność biologiczna to procesy, których tempo zaskakuje choćby naukowców i ekspertów.A przecież nie potrzeba rewolucji. Czasem wystarczy nie skosić trawnika, nie wyrwać mlecza z rabatki, by zostawić miejsce dla dzikiego życia.

Akademia Ekologiczna Amest Otwock

Idź do oryginalnego materiału