Wciąż powtarzał to samo imię: Gdy odkryliśmy, o kogo chodzi, łzy same popłynęły po naszych twarzach

polregion.pl 5 dni temu

**Dziennik, 15 października**
Ciągle powtarzał to samo imię. Gdy zrozumieliśmy, o kogo chodzi, łzy same napłynęły nam do oczu.
Wydawało się, iż staruszek nie doczeka poranka. Oddech miał ledwo słyszalny, kaszel wysysał z niego resztki sił, usta spierzchnięte od gorączki. A jednak wciąż szeptał:
Burek Burek
Myśleliśmy, iż to imię kogoś bliskiego syna, wnuka, przyjaciela. Delikatnie zapytałam:
Kto to jest Burek?
Wyszeptał z trudem:
Mój wierny towarzysz Tak za nim tęsknię.
Wtedy wszystko stało się jasne chodziło o psa. Zadzwoniłam do jego córki, która śpieszyła się z Poznania. Gdy wspomniałam o Burku, rozpłakała się:
To nasz kundelek, ma trzynaście lat.
Gdy ojciec leżał w szpitalu, Burek był u mojego brata.
Postanowiliśmy ich połączyć. Pielęgniarka pomogła uzyskać zgodę lekarzy, i po kilku godzinach drzwi sali otworzyły się wszedł Burek.
Gdy pies zobaczył swojego pana, stało się coś, co poruszyło nas wszystkich.
Zaczął merdać ogonem, oczy mu rozbłysły. Wskoczył na łóżko i położył głowę na piersi Stanisława.
Starzec pierwszy raz od tygodni otworzył oczy i wyszeptał:
Burek, znalazłeś ją?
Wymieniłam zdziwione spojrzenia z córką. Zapytała:
Kogo ją?
Nie było odpowiedzi. Ale wtedy Stanisław jakby się uspokoił, oddech mu się wyrównał, a palce zacisnęły się mocno na sierści psa.
On już raz ją uratował szepnął. W śniegu, gdy nikt mi nie wierzył.
Po kilku dniach Stanisław poczuł się lepiej. Burek nie odstępował go ani na krok.
Pewnego wieczoru przywołał mnie i zapytał:
Wierzysz, iż pies może uratować człowieka?
Spojrzałam na Burka i odparłam:
Właśnie to widzę.
Burek nie uratował mnie odrzekł Stanisław. Uratował dziewczynę z sąsiedniej ulicy Kasię.
To było trzynaście lat temu. Miała szesnaście lat, wszyscy myśleli, iż uciekła. Ale ja czułem, iż coś jest nie tak.
Opowiedział, jak codziennie z Burkiem szukali jej po lasach i polach, ale nikt mu nie wierzył.
Aż pewnego dnia pies zatrzymał się na skraju wąwozu i zaczął szczekać. Pod krzakami znaleźli szalik i półprzytomną Kasię, która jeszcze oddychała.
Okazało się, iż jej ojczym ją skrzywdził, a ona próbowała uciec. Gdyby nie Burek, nikt by jej nie znalazł.
Dziewczyna jakiś czas mieszkała u Stanisława, potem zabrała ją ciocia. Pisali do siebie, ale z czasem kontakt się urwał. A Burek czekał na nią całe życie.
Opowiedziałam tę historię koleżance, a ona znalazła stary artykuł w gazecie: Kundelek doprowadził mężczyznę do zaginionej nastolatki.
Było choćby zdjęcie.
Opublikowałam tę opowieść w sieci bez nazwisk, tylko historię Burka, Stanisława i Kasi. Po kilku dniach dostałam wiadomość:
Nazywam się Kasia. To chyba o mnie.
Przyszła do szpitala z córeczką. Ostrożnie zapytała:
Panie Stanisławie?
Staruszek uśmiechnął się:
Burek, znalazłeś ją. Naprawdę ją znalazłeś.
Od tego dnia Kasia przychodziła codziennie, mówiąc:
Zawsze byłeś mi rodziną. Pozwól się sobą zaopiekować.
Za zgodą lekarzy Stanisław zamieszkał u niej.
Burek znów był szczęśliwy miał ogród, słońce i nową małą przyjaciółkę, która czytała mu bajki.
Stanisław żył jeszcze półtora roku otoczony miłością. Gdy odszedł, Burek położył się przy nim i nie ruszał się godzinami.
Na pogrzebie Kasia powiedziała:
Stanisław uratował mnie nie tylko ciałem dał mi wiarę. A Burek odnalazł mnie dwa razy.
W jej ogrodzie stoi teraz kamień z napisem:
Burek anioł stróż. Wierny przyjaciel na zawsze.
A na dole dopisek:
Ciągle wołał Burka. Nie wiedzieliśmy, kto to jest. Teraz już nigdy nie zapomnimy.

Idź do oryginalnego materiału