Nazywam się Katarzyna. Mieszkam z mężem, Dariuszem, w małym miasteczku pod Poznaniem. Wychowujemy dwoje dzieci i dopiero niedawno uwolniliśmy się od kredytu hipotecznego. Zamiast cieszyć się długo wyczekiwaną wolnością, znaleźliśmy się w środku rodzinnej burzy. Moja teściowa, Halina Stanisławska, od trzech miesięcy nie odzywa się do nas, oskarżając, iż wydaliśmy pieniądze na wakacje zamiast na jej „konieczny” remont. Jej uraza, niczym ciemna chmura, zawisła nad naszą rodziną, a krewni męża zasypują nas wyrzutami. Nie wiem, jak wybrnąć z tego konfliktu, ale czuję, iż nasza racja ginie pod naporem ich niesprawiedliwych oskarżeń.
Nasze życie nigdy nie było proste. Oboje z Dariuszem pracujemy, wychowując córkę Agatę, która chodzi do szóstej klasy, i syna Jakuba, ucznia trzeciej klasy. Przez lata kredyt hipoteczny krępował nas jak kajdany. Nie było mowy o wakacjach – najwyżej mogliśmy odwiedzić moich rodziców w sąsiednim mieście. Mieszkają w przytulnym domku z ogrodem, gdzie dzieci uwielbiają spędzać czas: łowią ryby z dziadkiem, zajadają się babcinymi pierogami i zbierają jagody. Te krótkie wyjazdy były jedyną euforią dla Agaty i Jakuba, podczas gdy my z mężem pracowaliśmy, by spłacić kredyt. O własnych podróżach choćby nie śmieliśmy marzyć.
W tym roku, po raz pierwszy od dawna, postanowiliśmy wyrwać się z rutyny. Kredyt był już za nami, a my odłożyliśmy trochę złotówek. Zasugerowałam wyjazd do mojej kuzynki nad Morze Bałtyckie. Dariusz się zgodził: „Kasia, zasłużyliśmy na odpoczynek”. Spakowaliśmy walizki, zabrali dzieci i wyjechaliśmy, nie przypuszczając, iż te wakacje staną się zarzewiem rodzinnej wojny. Byliśmy tak zmęczeni ciągłym odmawianiem sobie wszystkiego, iż po prostu chcieliśmy odetchnąć morskim powietrzem, usłyszeć śmiech dzieci na plaży i poczuć, iż naprawdę żyjemy.
Teściowa, Halina Stanisławska, od początku dała do zrozumienia, iż nie pomoże z wnukami. „Swoje trójkę wychowałam, teraz chcę żyć dla siebie” – oświadczyła, gdy urodziła się Agata. Dariusz ma jeszcze brata i siostrę, a teściowa, wychowawszy trójkę dzieci, uważała, iż spełniła swój obowiązek. Zaakceptowaliśmy jej stanowisko i nie prosiliśmy o pomoc. Widziała wnuki raz na kilka miesięcy: przyjeżdżała na godzinę, przywoziła cukierki i odjeżdżała. Nie miałam jej tego za złe – dwójka dzieci to i tak wyzwanie, a co dopiero trójka. Ale jej dystans i tak bolał.
Cztery lata temu Halina Stanisławska przeszła na emeryturę. „Wreszcie będę żyć dla siebie!” – ogłosiła. Jej dni wypełniły się wizytami na basenie, spotkaniami z przyjaciółkami, teatrami i sanatoriami. Cieszyła się życiem, ale emerytura nie wystarczała na jej zachcianki. Dzieci wspierały ją finansowo, choć każde miało własne zmartwienia. Siostra Dariusza odmówiła pomocy, tłumacząc się własnymi trudnościami. Brat czasem przysyłał niewielkie kwoty. My z Dariuszem, dopóki spłacaliśmy kredyt, pomagaliśmy teściowej w inny sposób: przywoziliśmy zakupy, naprawialiśmy kran, zawoziliśmy ją na różne sprawy. Nie prosiła nas o pieniądze, wiedząc o naszym kredycie.
Lecz gdy tylko spłaciliśmy hipotekę, teściowa zaczęła mówić o remoncie. „Moje mieszkanie potrzebuje odświeżenia! Trzeba zmienić tapety, podłogi, hydraulikę” – oznajmiła. Jej mieszkanie wyglądało całkiem przyzwoicie, ale Halina Stanisławska uważała, iż remont to konieczność co pięć lat. Nasze mieszkanie, w którym nie było remontu od czasu zakupu, potrzebowało odnowy znacznie bardziej. Ale teściowa nie chciała tego słyszeć. Jej oczekiwania były ważniejsze i liczyła, iż sfinansujemy jej „odnowę”.
Nie powiedzieliśmy teściowej o wyjeździe. Po co? Nie mieliśmy ani zwierząt, ani kwiatów, dzieci były z nami. Nie przywykliśmy tłumaczyć się z naszych planów. Ale nad morzem teściowa nagle zadzwoniła do Dariusza, żądając pomocy w jakiejś sprawie. „Mamo, jesteśmy nad morzem, nie mogę teraz” – odpowiedział. Teściowa, przyzwyczajona, iż jeździmy tylko do moich rodziców, zdziwiła się: „Kiedy wracacie?” Gdy usłyszała, iż za kilka tygodni, poprosiła, by przyjechał na weekend. „Nie jesteśmy u rodziców, tylko nad morzem!” – roześmiał się. Odpowiedziała zimno: „Rozumiem” – i rozłączyła się.
Po powrocie do domu spotkaliśmy się z jej gniewem. Tego samego dnia wtargnęła do nas: „Jak mogliście! choćby nie powiedzieliście, iż wyjeżdżacie!” Dariusz był zaskoczony: „Mamo, co mieliśmy mówić? Pojechaliśmy na wakacje. Ty też nie relacjonujesz swoich wyjazdów”. Teściowa wybuchnęła: „Skąd mieliście pieniądze na morze, skoro na remont mojego mieszkania nie ma?” Dariusz nie wytrzymał: „Mamo, nie wtrącam się w twoje wydatki na sanatoria. Dlaczego my nie możemy pojechać na urlop?” Prychnęła: „Niewdzięcznicy!” – i wyszła, trzasnąwszy drzwiami.
Od tamtej pory teściowa nie odbiera telefonów, nie otwiera drzwi, choćby nie pogratulowała Jakubowi urodzin. Brat i siostra Dariusza obrzucili nas oskarżeniami. Szczególnie gorliwa jest szwagierka, która sama nie pomaga teściowej i nie zaprasza jej do siebie, ale uważa, iż to my powinniśmy finansować jej kaprysy. „Jesteście egoistami, skrzywdziliście mamę!” – wrzeszczała przez telefon. Jestem wściekła. Dlaczego mamy poświęcać swoje szczęście dla zachcianek teściowej? Moi rodzice nas wspierają: „Dobrze zrobiliście, iż pojechaliście. To wasze życie”.
My z Dariuszem nie czujemy się winni. Nie musimy wydawać wszystkich pieniędzy na teściową – mamy dzieci, swoje marzenia. Ale jej uraza i ataki rodziny zatruwają nam życie. Jak wytłumaczyć teściowej, iż nie ma prawa wymagać od nas takich poświęceń? Może ktoś przeżył coś podobnego? Jak się pogodzić, nie rezygnując z zasad? Boję się, iż ten konflikt rozbije naszą rodzinę, ale nie zamierzam się poddawać. Czyż nie zasługujemy na własne szczęście?
Czasem trzeba postawić granice, choćby jeżeli to boli. Szczęście własnej rodziny nie powinno być budowane na wiecznych ustępstwach. Prawdziwa miłość nie żąda, ale daje.