„Robaki, bloki, jądro, energia, zasilanie, spalanie, pestycydy, azbest, remont, śmietnik, aktywność człowieka, zwykła aktywność, siwy poranek, siwy zapach, żniwa.”
Strumień świadomości Zuzy Piekoszewskiej, który pojawił się w trakcie rozmów o wystawie.
Zuza ma niezwykły dar czucia rzeczy, które nie żyją. Pozornie zastygnięte w bezruchu formy, zdaje się wypełniać jednak jakaś mikro aktywność, której odczucie wzrasta wraz czasem jaki przeznaczamy na przyglądanie się. W sumie to niby nic. Prace Zuzy przywołują jednak wspomnienia i echa dawnych, podstawowych energii, wywołując to najdziwniejsze uczucie świata, w którym można sobie uświadomić swoją własną obecność. Aby dostrzec w rzeczach ten specyficzny rodzaj emocji, potrzeba wycofania. Przedmioty muszą stracić swoją pierwotną funkcję i znaczenie, które nadajemy im w codziennym doświadczeniu.
Funkcjonują wtedy na granicy dwóch światów – racjonalności i bezużyteczności, życia i uśmiercenia. W jednej z prac widzimy stary kuchenny ręcznik, który rozdarty na środku otwiera się niczym dwie, zmęczone powieki jakiegoś pradawnego, wybudzonego ze snu organizmu. W tym pokrytym bielmem oku, trochę jak w oczach starej osoby lub zwierzęcia, dostrzec można nie tylko doświadczenie tej konkretnej jednostki, ale całej materii ożywionej i nieożywionej. Rzeczywistości, która zdaje się nie mieć końca, trochę zmęczonej swoim trwaniem, gdzie przeszłość i przyszłość zlepia się ze sobą w jedną strukturę. Tak jak w pracy z dwoma owadami złączonymi w miłosnym uścisku, których przypominające ryby twarze wypełnione są grymasem, do którego trudno przypisać jakąkolwiek emocję. Ten brak powiązania z konkretnym komunikatem jest chyba najbardziej przejmujący, bo wyraża egzystencję w stanie czystym, pozbawioną swojej celowości i przyczyny.
W twórczości Zuzy dominuje właśnie uczucie przemijalności, która nigdy nie kończy się śmiercią. Te prace powstają raczej w wyniku podjęcia samego procesu, niż realizacji konkretnego pomysłu. Żadna energia nie zostaje zmarnowana. Wymarłe, wysuszone rośliny zdają się na nowo rozkwitać, tylko w sposób jaki dotąd nie zauważaliśmy. Stare, zniszczone i bezużyteczne przedmioty, które zwykle wypełniają apokaliptyczne wizje, tutaj paradoksalnie stają się sprzymierzeńcami życia i trwania. Nie ma młodości, więc nie ma też beznadziei starzenia się. Wystawa Zuzy nie zajmuje żadnego stanowiska, nie wyraża żadnych poglądów, o nic nie walczy. To raczej zapis momentów, w którym ze zdumieniem przyjmujesz fakt, iż jeszcze dychasz i jeszcze tu jesteś.
Przemek Sowiński