„W blasku tańczących owadów” Zuzy Piekoszewskiej w Galerii Łęctwo w Poznaniu

1 rok temu

„Robaki, bloki, jądro, energia, zasilanie, spalanie, pestycydy, azbest, remont, śmietnik, aktywność człowieka, zwykła aktywność, siwy poranek, siwy zapach, żniwa.”

Strumień świadomości Zuzy Piekoszewskiej, który pojawił się w trakcie rozmów o wystawie.

Zuza ma niezwykły dar czucia rzeczy, które nie żyją. Pozornie zastygnięte w bezruchu formy, zdaje się wypełniać jednak jakaś mikro aktywność, której odczucie wzrasta wraz czasem jaki przeznaczamy na przyglądanie się. W sumie to niby nic. Prace Zuzy przywołują jednak wspomnienia i echa dawnych, podstawowych energii, wywołując to najdziwniejsze uczucie świata, w którym można sobie uświadomić swoją własną obecność. Aby dostrzec w rzeczach ten specyficzny rodzaj emocji, potrzeba wycofania. Przedmioty muszą stracić swoją pierwotną funkcję i znaczenie, które nadajemy im w codziennym doświadczeniu.

widok wystawy „W blasku tańczących owadów", Zuzy Piekoszewskiej, Galeria Łęctwo, fot. dzięki uprzejmości Galerii Łęctwo
widok wystawy „W blasku tańczących owadów", Zuzy Piekoszewskiej, Galeria Łęctwo, fot. dzięki uprzejmości Galerii Łęctwo
widok wystawy „W blasku tańczących owadów", Zuzy Piekoszewskiej, Galeria Łęctwo, fot. dzięki uprzejmości Galerii Łęctwo
widok wystawy „W blasku tańczących owadów", Zuzy Piekoszewskiej, Galeria Łęctwo, fot. dzięki uprzejmości Galerii Łęctwo

Funkcjonują wtedy na granicy dwóch światów – racjonalności i bezużyteczności, życia i uśmiercenia. W jednej z prac widzimy stary kuchenny ręcznik, który rozdarty na środku otwiera się niczym dwie, zmęczone powieki jakiegoś pradawnego, wybudzonego ze snu organizmu. W tym pokrytym bielmem oku, trochę jak w oczach starej osoby lub zwierzęcia, dostrzec można nie tylko doświadczenie tej konkretnej jednostki, ale całej materii ożywionej i nieożywionej. Rzeczywistości, która zdaje się nie mieć końca, trochę zmęczonej swoim trwaniem, gdzie przeszłość i przyszłość zlepia się ze sobą w jedną strukturę. Tak jak w pracy z dwoma owadami złączonymi w miłosnym uścisku, których przypominające ryby twarze wypełnione są grymasem, do którego trudno przypisać jakąkolwiek emocję. Ten brak powiązania z konkretnym komunikatem jest chyba najbardziej przejmujący, bo wyraża egzystencję w stanie czystym, pozbawioną swojej celowości i przyczyny.

widok wystawy „W blasku tańczących owadów", Zuzy Piekoszewskiej, Galeria Łęctwo, fot. dzięki uprzejmości Galerii Łęctwo
widok wystawy „W blasku tańczących owadów", Zuzy Piekoszewskiej, Galeria Łęctwo, fot. dzięki uprzejmości Galerii Łęctwo
widok wystawy „W blasku tańczących owadów", Zuzy Piekoszewskiej, Galeria Łęctwo, fot. dzięki uprzejmości Galerii Łęctwo
widok wystawy „W blasku tańczących owadów", Zuzy Piekoszewskiej, Galeria Łęctwo, fot. dzięki uprzejmości Galerii Łęctwo

W twórczości Zuzy dominuje właśnie uczucie przemijalności, która nigdy nie kończy się śmiercią. Te prace powstają raczej w wyniku podjęcia samego procesu, niż realizacji konkretnego pomysłu. Żadna energia nie zostaje zmarnowana. Wymarłe, wysuszone rośliny zdają się na nowo rozkwitać, tylko w sposób jaki dotąd nie zauważaliśmy. Stare, zniszczone i bezużyteczne przedmioty, które zwykle wypełniają apokaliptyczne wizje, tutaj paradoksalnie stają się sprzymierzeńcami życia i trwania. Nie ma młodości, więc nie ma też beznadziei starzenia się. Wystawa Zuzy nie zajmuje żadnego stanowiska, nie wyraża żadnych poglądów, o nic nie walczy. To raczej zapis momentów, w którym ze zdumieniem przyjmujesz fakt, iż jeszcze dychasz i jeszcze tu jesteś.

Przemek Sowiński

Idź do oryginalnego materiału