Valeria straciła swoją rozmowę kwalifikacyjną, ratując starszego mężczyznę, który zemdlał na zatłoczonej ulicy Warszawy! ale gdy weszła do biura, omal nie zemdlała z powodu tego, co zobaczyła…

7 godzin temu

Weronika straciła pracę, żeby uratować starszego pana, który upadł na zatłoczonej ulicy w Warszawie! Ale kiedy w końcu dotarła do biura, mało nie zemdlała na widok tego, co zobaczyła

Weronika otworzyła portfel, przeliczyła pomięte banknoty i westchnęła ciężko. Pieniądze niebezpiecznie się kończyły, a znalezienie dobrej pracy w Warszawie okazało się trudniejsze, niż kiedykolwiek sobie wyobrażała. W myślach przeliczyła zapasy w domu, próbując uspokoić gwałtownie bijące serce. W zamrażarce leżał jeszcze worek pierogów i kilka mrożonych kotletów. W szafce ryż, makaron i paczka herbaty. Na razie wystarczyłoby jej tylko mleko i bochenek chleba ze sklepu za rogiem.

Mamo, gdzie idziesz? mała Zosia wybiegła z pokoju, jej duże brązowe oczy wpatrzone w twarz Weroniki z niepokojem.

Nie martw się, skarbie powiedziała Weronika, wymuszając uśmiech, by ukryć nerwy. Mama tylko idzie na rozmowę o pracę. Ale zgadnij co? Ciocia Ania zaraz przyjdzie z Kubą, żeby się z tobą pobawić.

Kuba przyjdzie? twarz Zosii rozpromieniła się, a małe rączki zatrzepotały z radości. Przyniosą Mruczka?

Mruczek był rudym kotem Ani, puszystą kulką przywiązania, którą Zosia uwielbiała. Ania, ich sąsiadka, zgodziła się zaopiekować dziewczynką, gdy Weronika pojechała na rozmowę w centrum miasta, do firmy zajmującej się dystrybucją żywności. Dojazd na miejsce oznaczał długą podróż więcej czasu w autobusach i tramwajach niż sama rozmowa.

Minęły już dwa miesiące, odkąd Weronika i Zosia przeprowadziły się do stolicy. Weronika miała sobie to za złe ta impulsywna decyzja, by rzucić wszystko z małym dzieckiem, wydać oszczędności na czynsz i jedzenie, licząc, iż pracę znajdzie od razu. Ale rynek w Warszawie był bezlitosny. Mimo dwóch dyplomów i uporu, stabilna posada wydawała się nieosiągalna. W ich małej rodzinnej miejscowości, pod Łodzią, mama Weroniki, Kazia, i młodsza siostra, Ola, zawsze na niej polegały. Bez niej nie radziły sobie najlepiej.

Mruczek zostanie w domu, kochanie powiedziała Weronika łagodnie. Nie lubi jeździć tramwajami. Ale niedługo pójdziemy do cioci Ani i będziesz go mogła tulić, ile zechcesz.

Ja też chcę kota! Zosia nadąsała się, krzyżując rączki na piersi.

Weronika pokręciła głową z lekkim śmiechem. Zosia zawsze tak reagowała na temat zwierząt. U babci Kazi, pod Łodzią, zostawili ich smukłego czarnego kota, Duszka, i małego pieska o imieniu Orzeszek. Zosia tęskniła za nimi strasznie.

Skarbie, wynajmujemy to mieszkanie wyjaśniła Weronika. Właściciel nie pozwala na zwierzęta.

Nawet na złotą rybkę? zapytała Zosia, podnosząc brwi ze zdumieniem.

Nawet na złotą rybkę.

W tej chwili zwierzęta były najmniejszym zmartwieniem Weroniki. Jej myśli krążyły wokół jednego: pracy. Ostatnie oszczędności topniały, a każdego dnia serce ściskał nowy strach. Przynajmniej opłaciła czynsz z góry za pół roku, ale to prawie opróżniło jej konto.

Dzwonek do drzwi wyrwał ją z myśli. W progu stała Ania z pięcioletnim Kubą. Jak zwykle, w rękach trzymała plastikowy pojemnik z domowymi pierniczkami i kawałek słynnego sernika jej mamy. Tak jak Weronika, Ania była samotną matką, ale mieszkała z rodzicami w ciasnym mieszkaniu niedaleko. Oszczędzanie na własne lokum w Warszawie przypominało granie w totolotka…

Idź do oryginalnego materiału