czy ja zawsze na początku wakacji/ferii zaczynam wpis od ufff? Być może.
W każdym razie mam wakacje. Zakalec przerobiony na ciastka

na cały worek ciastek - piekłam je od 6.00 rano na dwa konie :P, na piekarnik i airfrajera, żeby zdążyć na rozpoczęcie zakończenia roku. Chyba zjedli, chyba żyją, chociaż w sumie kto wie, może wyrzucili kaczkom? Hm... Biedne kaczki.
Wracałyśmy z polonistką (to ważne) z zakończenia roku, nad głowami wsiała ogromna czarna chmura. Ty powiedz tam Temu Swojemu coś, bo zmokniemy zaraz... - prosiła polonistka. A ja, iż to nie jest takie proste, ostatnio też uciekałam przed deszczem, schowałam się tu, deszczu nie Odwołał, tylko Postawił mi sklep. Ten sklep - pokazałam piętrowy wielki pawilon pobliskiego centrum handlowego. Aaaaa - skwitowała polonistka - widzisz. Jaki Wokulski, taki i sklep...
:)))
Tym razem nie zmokłyśmy i sklepu nie było trzeba.
Po powrocie do domu miałam totalny zjazd, opadły mi wszystkie hormony walk i ucieczek :), za to wzrosły mi hormony spania i płaczu :P. Dopiero teraz powoli dochodzę do pionu, a tu trzeba by się już powoli poziomować... Z odkryć szalonego biologa: chyba mam coś na kształt układu ambulakralnego :P, jakiś dziwny system niezidentyfikowanych dotąd połączeń pod skórą albo w skórze, przez który rozlewa mi się syfiasta infekcja. Myślałam, iż to wina przewodów limfatycznych albo może osmozy między komórkami, ale to ewidentnie jakimś systemem naczyń pod spodem leci. :P Może jestem rozgwiazdą, hę?
Tylko czy rozgwiazdy mają syfy na hm powierzchni?
Chyba jednak powinnam już się spoziomować jednak, zanim dokonam kolejnego wiekopomnego odkrycia.
1246.