Uciekając od męża z zapomnianej wsi, wpadłam w niedźwiedzią pułapkę i myślałam, iż to już koniec, tracąc przytomność…

3 tygodni temu

Uciekając od męża z zapomnianej wsi, wpadła w niedźwiedzią pułapkę i pomyślała, iż to już koniec, tracąc przytomność
Odbudziła się w nieznanym pomieszczeniu, a z jej ust wydobył się cichy jęk. Głowa wirowała, jakby ktoś uderzył ją w potylicę, a pamięć była jak pusta dziura nie mogła sobie przypomnieć, co się stało ani jak się tu znalazła. Ciało bolało, jak po długim leżeniu, i odmawiało posłuszeństwa. Gdy spróbowała wstać, ogarnął ją strach ręce i nogi były mocno skrępowane. Panika ścisnęła jej serce, zaczęła się szarpać na łóżku, wywołując przykry skrzyp.
No, nareszcie się ocknęłaś rozległ się lodowaty głos. Nic się nie martw. Posiedzisz jeszcze kilka dni. Zrozumiesz, jak bardzo się myliłaś, a potem cię wypuszczę. I wrócimy do domu.
Wtedy Weronika wszystko sobie przypomniała. Umówiła się z mężem, Krzysztofem, na rozwód. Zgodził się, ale potem uderzenie. Nie miał zamiar jej puścić. Jesteś moja mówił a jeżeli tego nie rozumiesz, to cię nauczę. Ale Weronika nie mogła już znieść jego ciągłych zdrad. Po pierwszej wybaczyła, dała szansę. Po drugiej nie. Miłość dawno wygasła, została tylko trwoga i obrzydzenie do tych toksycznych relacji, w których jeden cierpiał na obsesję, a drugi na samotność.
Puść mnie szepnęła, drżąc. To nic nie zmieni. Nie zmusisz mnie, żebym cię kochała siłą. Krzysiu, błagam
Pogódź się z tym. Teraz jesteś w fazie zaprzeczenia, ale zrozumiesz, iż jesteśmy dla siebie stworzeni. Dasz mi drugą szansę. A uciekać nie masz gdzie. Pamiętasz, jak opowiadałem ci o tej opuszczonej wsi, gdzie mieszkali moi dziadkowie? Tu nikt nie przyjeżdża. Nikt ci nie pomoże. I nie denerwuj mnie wiesz, do czego to może doprowadzić.
Weronika zadrżała. W oczach Krzysztofa widziała obłęd i to przerażało ją najbardziej.
Półtora tygodnia a może dłużej? spędziła w tym domu. Krzysztof uwalniał ją tylko na kilka godzin dziennie, śledząc każdy ruch, jak drapieżnik śledzi ofiarę. Weronika wiedziała: to nie był człowiek, tylko chory, który pilnie potrzebował psychiatrycznej pomocy. Ale udawała. Grała uległość, nadzieję na pojednanie, tylko po to, by wrócić do cywilizacji. W pracy nikt po nią nie zatęskni szefowa marzyła, by się jej pozbyć, odkąd Weronika przyłapała ją z mężem. Rodziców nie było, przyjaciółki przyzwyczaiły się do jej długich zniknięć zazdrosny mąż wzdychały, nie zagłębiając się w szczegóły.
Pewnego dnia, gdy Krzysztof się rozproszył, uderzyła go ciężką figurą. Padł nieprzytomny, ale oddychał. Nie miała czasu sprawdzać, czy się ocknie. Wiedziała: jeżeli się obudzi, nie będzie drugiej szansy. Mówił, iż zostaną tu na długo, a ona nie mogła już żyć z człowiekiem, którego gniew był jak wybuch w każdej chwili.
Narzuciła na siebie wszystko, co znalazła w domu, i wybiegła na mróz. Zimno ciąło płuca, ale biegła. Samochody, drogi wszystko było gdzieś daleko. Bała się, iż Krzysztof wytropi ją po śladach, ale ucieczka była koniecznością. Las, wilcze wycie w oddali wszystko to przerażało, ale lepiej stać się ofiarą zwierza niż więźniem maniaka.
Siły ją opuszczały. Nie wiedziała, ile czasu minęło, ani dokąd biegnie. Myśl, iż może zamarznąć albo zgubić się, dręczyła ją. I nagle ostry ból, krzyk. Noga wpadła w niedźwiedzią pułapkę. Krew zalała śnieg. Weronika upadła, próbując się uwolnić, ale stal nie ustępowała. Ból był nie do zniesienia. Świadomość zaczęła gasnąć.
I nagle głos:
Tylko nie się poddawaj, Śnieżko
Ocknęła się znowu w nieznanym miejscu. Powietrze pachniało ziołową herbatą ktoś uparcie wlewał jej ją w usta, gdy traciła przytomność.
Gdzie jestem? wyszeptała, siadając.
Ocknęłaś się? dobiegł głos z progu.
Przed nią stał mężczyzna spokojny, z dobrymi oczami, w wełnianym swetrze i ciepłych spodniach.
Pan mnie uratował?
Ty sama się uratowałaś. Walczyłaś. Ja tylko pomogłem.
Przedstawił się Jakub. Opowiedział, iż znalazł ją w pułapce, zaniósł do siebie, leczył, podawał antybiotyki. Przez prawie tydzień majaczyła w gorączce. Pułapka nie uszkodziła kości, ale rany były poważne. Przeżyłaś. To najważniejsze powiedział.
Mieszkał w leśniczówce po dziadku. Przyjechał tu, by odpocząć od miasta i kontynuować jego dzieło usuwać kłusownicze sidła.
Więc dobrze zrobiłem, wyrzucając tego mężczyznę, który tu przyszedł dodał. Dzień po tym, jak cię znalazłem. Był jak zwierzę kogoś szukał. Nie bój się. jeżeli wróci nie wpuszczę go.
Weronika zadrżała. Krzysztof był blisko. Ale teraz czuła się bezpieczna.
Dni mijały. Opowiedziała Jakubowi wszystko o małżeństwie, zdradach, próbie ucieczki. Słuchał w milczeniu. Spodziewała się, iż po tym wszystkim będzie bała się wszystkich mężczyzn, ale z nim było inaczej. Było jej z nim spokojnie. Przytulnie. Nie naciskał, nie wymagał, nie oskarżał. Był po prostu obok.
Po dziesięciu dniach mogła już chodzić choć lekko utykając. Jakub poszedł do lasu, a ona postanowiła przygotować obiad choć w ten sposób odwdzięczyć się za jego dobroć.
Gdy wrócił, zobaczył ją przy kuchni.
Mówiłem, żebyś odpoczywała zmarszczył brwi, strzepując śnieg z ubrania.
Przepraszam Chciałam choć trochę pomóc. Czuję się bezradna. Jak ciężar.
Zmiękł.
Dobrze. Pomóż, jeżeli chcesz. Co robimy?
W rozmowie po raz pierwszy otworzył się: dwa lata temu stracił narzeczoną w wypadku. Co roku przyjeżdżał tu w to ciche miejsce, by być sam na sam z bólem.
Przykro mi cicho powiedziała Weronika. Ale życie toczy się dalej. Jestem pewna,

Idź do oryginalnego materiału