Uciekając od męża z zapomnianej wioski, wpadłam w niedźwiedzią pułapkę i myślałam, iż to koniec, tracąc przytomność…

3 tygodni temu

Uciekając od męża z zapomnianej wioski, wpadła w niedźwiedzią pułapkę i pomyślała, iż to już koniec, tracąc przytomność
Ocknęła się w nieznanym pomieszczeniu, cicho jęknąwszy. Głowa kręciła się, jakby dostała w tył czaszki, a pamięć była pustą otchłanią nie mogła przypomnieć sobie, co się stało i jak się tu znalazła. Ciało bolało, jakby leżała długo bez ruchu, i nie chciało słuchać. Próbując wstać, z przerażeniem zdała sobie sprawę, iż jest skrępowana ręce i nogi ściśle związane. Ogarnęła ją panika, zaczęła się wić na łóżku, wywołując jego piskliwy skrzyp.
No, w końcu się obudziłaś rozległ się zimny głos. Nic się nie martw. Posiedzisz tu jeszcze trochę. Zrozumiesz, jak bardzo się myliłaś, a potem cię wypuszczę. Wrócimy do domu.
W tej chwili przypomniała sobie wszystko. Umówiła się z mężem, Bogdanem, na rozwód. Zgodził się, ale potem cios. Nie zamierzał jej puścić. Jesteś moja mówił a jeżeli tego nie rozumiesz, nauczę cię. Ale Zofia już nie mogła znieść jego ciągłych zdrad. Po pierwszej przebaczyła, dała szansę. Po drugiej nie. Miłość dawno wygasła, pozostały tylko strach i odraza do tych toksycznych relacji, w których jeden cierpiał na obsesję, a drugi na samotność.
Puść mnie szepnęła, drżąc. To nic nie zmieni. Nie zmusisz mnie, żebym cię kochała siłą. Bogdan, proszę
Pogódź się z tym. Teraz jesteś w fazie zaprzeczenia, ale zrozumiesz, iż jesteśmy dla siebie stworzeni. Dasz mi drugą szansę. A uciec nie masz dokąd. Pamiętasz, jak opowiadałem o tej opuszczonej wsi, gdzie mieszkali moi dziadkowie? Tu nikt nie przyjeżdża. Nikt ci nie pomoże. I nie złość mnie wiesz, do czego to może doprowadzić.
Zofia zadrżała. W oczach Bogdana widziała obłęd i to przerażało ją najbardziej.
Półtora tygodnia a może dłużej? spędziła w tym domu. Bogdan uwalniał ją tylko na kilka godzin dziennie, śledząc każdy jej ruch jak drapieżnik ofiarę. Zofia wiedziała: przed nią nie stał człowiek, ale chory, który potrzebował pilnej pomocy psychiatrycznej. Udawała jednak. Grała posłuszną, udawała nadzieję na pojednanie, byle tylko wrócić do cywilizacji. W pracy nikt po nią nie zatęskni szefowa marzyła, by się jej pozbyć, odkąd Zofia przyłapała ją z mężem. Rodzice nie żyli, przyjaciółki przywykły do jej długich nieobecności zazdrosny mąż wzdychały, nie wnikając w szczegóły.
Pewnego dnia, gdy Bogdan się rozproszył, uderzyła go ciężką figurą. Upadł nieprzytomny, ale oddychał. Nie miała czasu sprawdzać, czy się ocknie. Wiedziała: jeżeli się obudzi, nie będzie szans. Mówił, iż zostaną tu na długo, a ona nie mogła już żyć z człowiekiem, którego wściekłość była jak bomba gotowa eksplodować w każdej chwili.
Narzuciła na siebie, co znalazła w domu, i wybiegła na mróz. Zimno wbiło się w płuca, ale biegła. Samochody, drogi wszystko było gdzieś daleko. Bała się, iż Bogdan wytropi ją po śladach, ale ucieczka była konieczna. Las, wilcze wycie w oddali wszystko to przerażało, ale lepiej stać się zdobyczą zwierza niż więźniem maniaka.
Siły ją opuszczały. Nie wiedziała, ile czasu minęło, dokąd biegnie. Myśl, iż może zamarznąć lub zgubić się, dręczyła ją. I nagle ostry ból, krzyk. Noga wpadła w niedźwiedzią pułapkę. Krew zalała śnieg. Zofia upadła, próbując się uwolnić, ale szczęki pułapki nie ustępowały. Ból był nie do zniesienia. Świadomość zaczęła gasnąć.
I nagle głos:
Tylko nie poddawaj się, Śnieżko
Ocknęła się znowu w nieznanym miejscu. Powietrze pachniało ziołową herbatą ktoś uparcie wlewał jej ją w usta, gdy traciła przytomność.
Gdzie ja jestem? wyszeptała, siadając.
Obudziłaś się? rozległ się głos z progu.
Przed nią stał mężczyzna spokojny, o łagodnych oczach, w wełnianym swetrze i ciepłych spodniach.
Pan mnie uratował?
Uratowałaś się sama. Walczyłaś. Ja tylko pomogłem.
Przedstawił się Marek. Opowiedział, iż znalazł ją w pułapce, przyniósł do siebie, leczył, podawał antybiotyki. Przez prawie tydzień była w gorączce. Pułapka nie uszkodziła kości, ale rany były poważne. Przeżyłaś. To najważniejsze powiedział.
Mieszkał w leśniczówce swojego dziadka. Przyjechał tu, by odpocząć od miasta i kontynuować jego dzieło usuwać kłusownicze pułapki.
Więc dobrze zrobiłem, wyrzucając tego mężczyznę, który tu przyszedł dodał. Dzień po tym, jak cię znalazłem. Był jak zwierzę kogoś szukał. Nie bój się. jeżeli wróci nie wpuszczę go.
Zofia zadrżała. Bogdan był blisko. Ale teraz czuła się bezpieczna.
Dni mijały. Opowiedziała Markowi wszystko o małżeństwie, zdradach, próbie ucieczki. Słuchał w milczeniu. Spodziewała się, iż po tym wszystkim będzie bać się wszystkich mężczyzn, ale z nim było inaczej. Było jej spokojnie. Przytulnie. Nie naciskał, nie wymagał, nie oskarżał. Po prostu był.
Po dziesięciu dniach mogła już chodzić choć lekko utykając. Marek poszedł do lasu, a ona postanowiła przygotować obiad choć w ten sposób odwdzięczyć się za jego dobroć.
Gdy wrócił, zobaczył ją przy kuchni.
Mówiłem, żebyś odpoczywała zmarszczył brwi, otrzepując śnieg z ubrania.
Przepraszam Chciałam choć trochę pomóc. Czuję się bezradna. Jak ciężar.
Zmiękł.
Dobrze. Pomóż, jeżeli chcesz. Co robimy?
W rozmowie pierwszy raz otworzył się: dwa lata temu stracił narzeczoną w wypadku. Co roku przyjeżdżał tu w to ciche miejsce, by być sam na sam z bólem.
Przykro mi cicho powiedziała Zofia. Ale życie toczy się dalej. Jestem pewna, iż chciałaby, żebyś był szczęśliwy. Tak, po tym, co zrobił m

Idź do oryginalnego materiału