U kresu komfortu audialnego

nn6t.pl 2 miesięcy temu

O popycie na ciszę, o kokonach, otulinach, masażach, kąpielach dźwiękowych i bezdźwięcznych – pisze Antoni Michnik

Daniel A. Barber

Szkolenia, warsztaty, niekiedy medytacje. Spacery dźwiękowe (lub audialne), dźwiękowe masaże, relaksacyjne playlisty. To tylko współczesne metody wykorzystania dźwięku do dbania o nasz dobrostan. Możemy do nich dodać i inne, sięgając kawałek wstecz – ku hipnotycznym płytom wspomagającym podobno leczenie nałogów, albo urządzeń dostrajających nasze fale mózgowe. Wszystkie te urządzenia oraz praktyki wpisują się w „techniki siebie” (Michel Foucault) ale też „techniki posługiwania się ciałem” (Marcel Mauss), które mają sprawić, iż dźwięki sprawią, iż poczujemy się lepiej w świecie. Taką quasimedykalizację dźwięków i audiosfery Justyna Stasiowska swego czasu określiła mianem „lubrykowania rzeczywistości”, kładąc nacisk na związane z nim wygładzanie chropowatości naszej codziennej egzystencji w dobie późnego kapitalizmu, widma katastrofy klimatycznej itd.

Możemy spojrzeć na to całe oprzyrządowanie (praktyki, technologie, urządzenia) również z perspektywy schyłkowych praktyk na Titanicu zmierzchającego komfortocenu. Oto praktyki audialne zwiększające komfort w niepewnych czasach, w obliczu narastającego poczucia schyłkowości świata komfortów późnej nowoczesności.

W głośnym (pun intended!) tekście Po komforcie Daniel A. Barber opisywał brzmienia ambiensów komfortocenu:

Każdy klik czy szum włączanego klimatyzatora, każdy szmer w kaloryferze składają się na powolny, zbiorowy symfoniczny lament towarzyszący upadkowi cywilizacji. Komfort rujnuje naszą przyszłość, z każdym cichym odgłosem. Komfort polega na swojej niewidoczności – nie widzisz go, udajesz, iż nie słyszysz[1].

Ale co znaczy sam komfort audialny? To przecież coś innego. Albo inaczej – jakie są, wypowiadane lub nie, kulturowe normy i oczekiwania wobec audiosfery, a zwłaszcza brzmień, komfortowego życia?

„Cisza” to pieniądz…

W rozmaitych dyskursach nowoczesności nieustannie powraca w tym kontekście kwestia (prawa do) ciszy – a przecież z drugiej strony cała wiązka funkcjonujących kulturowo modeli kariery / sukcesu / spełnienia utożsamia zamożność z wystawnym, dosłownie głośnym, stylem życia. Pamiętajmy, za Johnem Cage’em, iż cisza de facto nie istnieje – to zmienna kategoria kulturowa wypełniania każdorazowo negocjowaną umową społeczną (dlatego też lubię pisać o „ciszy” jako kulturowo akceptowanym stanie oraz różnych ciszach). Spytajmy więc może: „jak zakreślone są, a także jak brzmią, kontury cisz oraz dźwięków, które współcześnie wiążą się z kategorią komfortu”?

„Cisza” jest dziś zasobem. Wytwarzanie przestrzeni społecznie akceptowalnej ciszy generuje wartość. Mapy akustyczne wpływają na wartość działek budowlanych. Poziom hałasu współkształtuje cenę mieszkań – zmuszając też do inwestycji i prowokując np. choćby do audialno-materiałowego maskowania tego, iż w danym miejscu problematyczne jest otwieranie okien. Występowanie czynników ograniczających komfort audialny oznacza dysfunkcję nieruchomości, obniżając jej wartość.

„Cisza” to dyskursywnie domniemany stan komfortu audialnego. choćby o ile w ogłoszeniach mieszkań pojawiają się frazy sugerujące jej deficyty, ubrane w stwierdzenia o „wibrującej / tętniącej życiem dzielnicy”, to w obręb oczekiwań dotyczących komfortu audialnego wpisana jest odpowiednia dźwiękowa izolacja od dźwięków owego „tętna”. Prywatność ma być audialnie oddzielona od codzienności.

W polszczyźnie najczęściej w podobnych kontekstach pojawia się fraza „komfort akustyczny”, która odsyła do projektowania wnętrz, a zwłaszcza do kreowania audiosfery miejsca pracy (np. open office).

Wszystko to procesy, które współtworzą dłuższą dźwiękową nowoczesność. Każdy, kto zajmuje się historią audiosfery dziewiętnastowiecznych miast napotyka na podobne wątki – ja sam najbardziej lubię przywoływać postać mimowolnego badacza tych procesów wśród paryskiej burżuazji, Waltera Benjamina. Autor Anioła historii w Pasażach wielokrotnie zwraca uwagę na praktyki burżuazji, które z perspektywy sound studies mają wyraźny audialny wymiar – choćby na ekspansję tkanin, dywanów, makatek itd. w przestrzeniach mieszkalnych klas posiadających Paryż(a). Przywołując te praktyki, gromadząc świadectwa i zestawiając cytaty Benjamin nie wchodzi niestety nigdy w buty badacza audiosfery przeszłości (więcej świadectw uważnego słuchania znajdziemy choćby w Ulicy jednokierunkowej, lub napisanym wspólnie z Asją Lacis eseju o Neapolu), jednak my możemy dzisiaj z czystym sumieniem dostrzec w zebranym przez niego materiale postępujące wygłuszanie przestrzeni mieszkalnych i zwiększanie akustycznej izolacji od demokratyzujących się przestrzeni nowoczesnej miejskości – lubrykowanie audiosfery przestrzeni prywatnych.

Marcin Dymiter w swoich Maszynach do ciszy mapuje współczesne sposoby kreowania różnie rozumianych przestrzeni ciszy. Na wszystkie te praktyki, strategie i taktyki można spojrzeć w duchu Henri’ego Lefebvre’a – jako zabiegi produkcji przestrzeni o określonej charakterystyce. Definiowanie przestrzeni hałasu (np. fabrycznego) oraz przestrzeni ciszy stanowi fundamentalny aspekt nowoczesnej polityki audialnej. Narzucanie „ciszy” (od wymuszania milczenia po zatrzymywanie pracy maszyn fabrycznych) oznacza kontrolę nad audiosferą, kreowanie przestrzeni „ciszy” oznacza wygenerowanie złoża zasobu podatnego na eksploatację. „Cisza” jako element stylu życia, habitusu klasowego i aspiracji do życia w komforcie – to jedno z dyskursywnych narzędzi w tym celu, to także jedna z „maszyn do”… akumulacji kapitału.

Dziewiętnastowieczni aktywiści należący do rozmaitych Lig Na Rzecz Walki z Hałasem są dzisiaj (słusznie) krytykowani za walkę nie tyle z natężeniem hałasów w przestrzeniach publicznych, co z wybranymi niepożądanymi kategoriami dźwięków: ustawianymi dyskursywnie jako „hałasy”, skrywając społeczne uprzedzenia, klasizm, a niekiedy i ksenofobię. W przypadku tej pierwszej fali nowoczesnego aktywizmu dźwiękowego zbyt często komfort audialny oznaczał wygłuszanie dźwięków „Innego”.

Bo przecież komfort audialny ma wymiar nie tylko czysto akustyczny, ale i społeczno-kulturowy: chodzi tu o usunięcie dyskomfortu istnienia osób i istot nieuprzywilejowanych. Komfort audialny oznacza izolację od ich dźwięków, błogie zapomnienie o biedzie, wyzysku, chorobach, traumach (zob. np. inwalidzi po I wojnie światowej).

Echa tych napięć znajdziemy we wczesnomodernistycznych koncepcjach miast-ogrodów, które niekiedy posiadały zaskakująco rozbudowane regulacje dotyczące praktyk audialnych. Na „projekt modernistyczny” możemy patrzeć jako na wielowątkową, różnorodną próbę mitygowania społeczno-kulturowego, ale i sensorycznego szoku przemian związanych z eksplozją demograficzną oraz gwałtowną urbanizacją doby nowoczesności. Koncepcje miast ogrodów zawierały istotny komponent audialnego projektowania nastawionego na tworzenie wyciszonych przestrzeni życia. Koncepcje te wracały również w wizjach miast linearnych przełomu XIX i XX wieku, a następnie rezonowały w późnomodernistycznych utopiach spod znaku Oskara Hansena i innych. Powszechna dostępność zieleni, strefowanie oparte na tworzeniu przestrzeni wolnych od ruchu samochodowego – wszystko to wyciszało późnomodernistyczne projekty urbanistyczne. Dzisiaj kontynuujemy ich dzieło w praktykach – wyciszając ulice, zwężając je i wprowadzając strefy silnego ograniczenia prędkości.

Moderniści myśleli w kategoriach tworzenia wspólnot umieszczanych w wyciszonych dzielnicach, ale nie potrafili rozwiązać problemu komfortu audialnego poszczególnych mieszkańców nowego budownictwa. Nie poradzili sobie z problemem splotu komfortu audialnego i prywatności – stąd paradoks, który zna wiele osób zamieszkałych w późnomodernistycznym budownictwie: piekło dźwięków sąsiedzkich w relatywnie cichej dzielnicy.

… otulina to komfort

W praktykach dziewiętnastowiecznych warstw posiadających dostrzegam wczesny przykład nowoczesnej praktyki projektowania przestrzeni prywatnych w poszukiwaniu komfortu audialnego. We współczesnych sound studies funkcjonuje pojęcie „audialnego kokonowania” (audio cocooning), które dobrze oddaje sedno tych wszystkich praktyk – wytwarzanie kokona ochraniającego nas od audialnego zgiełku (po)nowoczesności.

Praktyki tego typu mogą przybierać współcześnie rozmaite formy – dostrzegam je zarówno w wyciszaniu mieszkań (dywanami, makatkami, boazerią, sidingiem, materacami, itd.), jak i w kulturze słuchania słuchawkowego (słynny tekst o „efekcie walkmana” Shuhei Hosokawy) oraz słuchawkowego wycinania określonych dźwięków podczas przemieszczania się w przestrzeni publicznej; zarówno w projektowaniu wytłumiających foteli-kokonów, jak i w maskowaniu szumów nowoczesnego budownictwa przez dźwięki korporacji Muzak. Nieprzypadkowo w publikacjach typu Szałas na hałas Jo Jurgi tak naprawdę nie chodzi wyłącznie o natężenie dźwięku – „hałas” jest tu audialną metaforą szerszego przebodźcowania, przepracowania, przemęczenia. Komfort audialny stanowi tu istotny budulec szerszego poczucia bezpieczeństwa, a budynek – przestrzeń regeneracji i pielęgnacji własnego dobrostanu.

Wszystkie te praktyki, to różnego typu audialne kokony, czy może raczej otuliny. Dostrzegam wyraźne paralele np. między kąpielami dźwiękowymi mis tybetańskich a budową pomieszczeń audiofilskiego odsłuchu winyli na specjalnych głośnikach z użyciem mitycznych złotych kabli. Wszystko to różne przestrzenie audialnego komfortu, w których praktyki audialne wiążą prywatność z elementami habitusu. Nieprzypadkowo „wagony ciszy” znajdziemy nie w pociągach Tanich Linii Kolejowych, ale u przewoźników odnoszących się do wartości, wyobrażeń i habitusu klas wyższych.

Prywatność odgrywa bardzo istotną rolę w kulturowym rozumieniu audialnego komfortu. Osobiście uważam, iż historycznie rozwój pola komfortu audialnego wiąże się bezpośrednio z ekspansją przestrzeni prywatnych – fascynująca z tej perspektywy jest choćby lektura wielotomowej francuskiej Historii życia prywatnego. Tym, co jest uważane za naruszenia audialnego komfortu są bowiem dźwięki – ale niekiedy też np. regulacje – postrzegane jako naruszenia akustycznej prywatności. To zaś oznacza zarówno prawo do (różnie rozumianej) ciszy, jak i możliwość kształtowania prywatnej, osobistej audiosfery – poczucie, iż w zależności od chęci i sposobności można wypełnić daną przestrzeń dowolną ilością dźwięków o dowolnej głośności. Tak też ewidentnie rozumieją komfort audialny przysłowiowi Działkowicze (wszelkich klas społecznych) z boomboxami.

Komfort audialny wiąże się bowiem ostatecznie przede wszystkim z poczuciem kontroli.

Czy dziwi nas jak często frazy „audio comfort”, czy „sound comfort” pojawiają się w kontekście samochodów? Swego czasu interdyscyplinarny zespół badawczy pod kierownictwem Karin Bijsterveld zajmował się długofalowymi przemianami audiosfery samochodów na przestrzeni XX wieku oraz na początku nowego millenium. Badania wykazały, iż w drugiej połowie wieku automobil stał się jedną z najważniejszych przestrzeni audialnego kokonowania – od przekształcenia w przestrzeń spersonalizowanego słuchania muzyki (ulubionych stacji radiowych i płyt), po rozwój zaawansowanych systemów aktywnego wyciszania hałasów. Wnioski pokazywały, iż dla wielu osób dojeżdżających do pracy autami, to właśnie czas stania w korkach był czasem (ale też przestrzenią) dźwiękowej prywatności i audialnego komfortu, przestrzenią audialnej kontroli. Przykład ten świetnie pokazuje, iż prywatność to sfera, która może być wytwarzana. Relacja między prywatnością oraz audialnym komfortem jest dwustronna – wykreowanie przestrzeni audialnego komfortu może wiązać się z produkcją prywatności.

Stąd też wszelkie nowe technologie audialne, zwiększające możliwości kontroli tego czego, gdzie i w jaki sposób słuchamy – wszystkie te technologie również stanowią potencjalne narzędzia komfortu audialnego.

Współcześnie narzędziami holistycznie rozumianego komfortu audialnego mogą być zarówno spacery dźwiękowe, jak i masaże audialne, zarówno „kąpiele dźwiękowe” z dźwiękami mis tybetańskich, jak i „kąpiele leśne” zanurzające jednostkę w audiosferze lasu. Wszystkie te praktyki należą do szerszego fenomenu wykorzystania dźwięków do dbania o dobrostan własnego organizmu. Wpisują się w koncepcję „szałasu na hałas” – ale w wersji „mobilnej”, poza otulinami naszych domostw. Komfort audialny wiąże się w tym kontekście także z przeznaczeniem czasu w dbanie o siebie – to więcej niż wygoda, to możliwość swobodnego dysponowania zasobami czasu.

O potrzebie tworzenia nowych (czaso)przestrzeni audialnego komfortu świadczy też obecność tego typu miejsc / urządzeń w wizjach przyszłości, jak choćby w (nierównym) zgryźliwym filmie The Pod Generation (reż. Sophie Barthes, 2023), gdzie pojawia się motyw komory do leżenia i relaksu przy audiosferze natury w urbanistycznej dżungli postmodernistycznego miasta. Ale czyż podobnej funkcji nie pełnią ambiensy przyrody, które można niekiedy usłyszeć w toaletach w przestrzeniach publicznych (np. na Dworcu Centralnym w Warszawie)?

Audiosfera postkomfortocenu

W licznych idealizowanych wizjach postapokaliptycznej, albo po prostu postwzrostowej przyszłości nowoczesny zgiełk ustaje, milknie lub przynajmniej traci na intensywności. Wiele postapokaliptycznych narracji (od wizji Zimy Atomowej po nurt tzw. cozy catastrophe) wiąże się z wyciszeniem upadłych miast, powrotem do przednowoczesnych wspólnot, żyjących wśród dźwięków o niższym natężeniu i niższym poziomie hałasu. Tego typu podejście znajdziemy też w istotnym nurcie ekologii akustycznej – R. Murray Schafer widział szansę globlanej „naprawy” audiosfery przede wszystkim w wielkim kryzysie gospodarczym. Podobne sentymenty obecne były zresztą również w części dyskursów pandemicznych, akcentując globalne „wyciszenie” pandemicznej gospodarki.

Oto paradoks – w wielu wizjach końca komfortocenu znajdziemy ukryte założenie o wzroście komfortu audialnego.

Na drugim biegunie mamy wizje po-ponowoczesnych megalopolis, w których przestrzenie ciszy (a często i prywatności) całkiem wyrugowano (no, może z wyjątkiem przestrzeni elit władzy), a audiosfera dosłownie zaśmiecona jest dźwiękami przemysłu, transportu, reklam. To wizje ludzkości stłoczonej w miejskich twierdzach, na ludnych wyspach w morzu katastrofy klimatycznej.

Ale prawda jest banalna – postkomfortocen prawdopodobnie dalej będzie wybrzmiewał samochodami (moglibyśmy już dziś tworzyć bezszelestne, ale byłyby zbyt niebezpieczne) czy brzmieniami ekstraktywizmu. Natomiast coraz wyraźniej słyszalne będą drony klimatyzacji i wiatraczków (także tych w sprzętach elektronicznych), czy szumy lodówek i zamrażarek (zapewne coraz inteligentniejszych). prawdopodobnie dojdą do tego również nowe fale dźwięków cierpienia. Jak szczelnie mieszkańcy „enklaw światowych rezerw komfortu” będą się od tych głosów izolować?

Antoni Michnik – doktor nauk humanistycznych (doktorat w IS PAN), historyk kultury, badacz sound studies, performer, kurator. Członek założyciel researchersko-performatywnej Grupy ETC (2009). Od roku 2013 w redakcji magazynu „Glissando”. Publikował m.in. w „Dialogu”, „Dwutygodniku”, „Kontekstach“, „Kwartalniku Filmowym”, „Ruchu Muzycznym”, „Zeszytach Literackich”. Współredaktor książek Fluxus w trzech aktach. Narracje – estetykigeografie Grupy ETC (Wyd. Krytyki Politycznej, 2014) oraz Poza Rejestrem. Rozmowy o muzyce i prawie autorskim (Fundacja Nowoczesna Polska, 2015). Od roku 2020 w zespole kuratorskim festiwalu muzyki improwizowanej Ad Libitum, współpracował kuratorsko m.in. z Trafostacją Sztuki w Szczecinie i Curie City oraz festiwalami NeoArte i Warszawska Jesień. Solo oraz z Grupą ETC występował na licznych festiwalach oraz przeglądach sztuki i muzyki współczesnej, interpretując neoawangardowe kompozycje muzyczne, lub prezentując autorskie działania performatywne.

[1]Daniel A. Barber, Po komforcie, przeł. Natalia Raczkowska, https://www.autoportret.pl/artykuly/po-komforcie/.

Laboratorium badań nad szczęściem. Życie po komfortocenie. Projekt Goethe-Institut, Fundacji Bęc Zmiana, Zentrum für Kunst und Urbanistik (Berlin), realizowany w 2024 roku jest przy wsparciu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej

Idź do oryginalnego materiału