„Ty mnie nie szanujesz! Przez psa nie przyjechałaś złożyć mi życzeń!” — żali się teściowa

polregion.pl 1 tydzień temu

Dzisiaj znów odczuwam ten ciężar na sercu. Moja teściowa, Barbara Marecka, od tygodnia nie daje mi spokoju. Jest śmiertelnie obrażona, bo nie przyjechałam na jej urodziny. Dla niej nie ma znaczenia, iż mój pies, mój wierny towarzysz, umierał tamtego dnia. Oczekiwała, iż porzucę wszystko, naciągnę uśmiech i pojadę ją błogosławić, zapominając o własnym cierpieniu. Ale nie mogłam. Moje serce pękało z bólu, a jej słowa stały się kroplą, która przepełniła czarę.

Mieszkamy z mężem, Krzysztofem, w małym miasteczku pod Poznaniem, z dala od Barbary Mareckiej. Kontakt z nią ograniczam do minimum i szczerze mówiąc, to ratuje nasze małżeństwo. To kobieta, która wtrąca się we wszystko, zawsze ma rację i jest przekonana, iż powinnam dziękować losowi za takiego „wspaniałego” męża. Krzysztof jest cudny, kocham go. To niezależny człowiek, podejmuje decyzje bez oglądania się na matkę, co ją wścieka. Gdy zrozumiała, iż nie może nim rządzić, zaczęła udawać, iż nasz związek trwa tylko dzięki jej łasce. Każde jej słowo ocieka wyższością – mam już tego dość.

Jej urodziny to osobny koszmar. Barbara Marecka robi z nich wielkie widowisko, gdzie wszyscy muszą tańczyć, jak im zagra. Zbiera gromadę krewnych, zasiada na czele stołu, zbiera hołdy, rozkoszuje się uwagą. Dałoby się to znieść, ale przygotowania zaczynają się na tygodnie przed. Ciągnie Krzysztofa po targowiskach i sklepach, szuka w sieci „oryginalnych” przepisów, a ja mam być jej pomocnicą: robić zakupy, kroić sałatki, dekorować stół. W samą uroczystość muszę stawić się o świcie, sprzątać jej mieszkanie, gotować, nakrywać, a potem zabawiać gości i ich obsługiwać. Wszystko pod gradem jej uwag: źle pokroiłam, nie tam postawiłam. Nic dziwnego, iż nienawidzę tych świąt.

Ostatnie dwa lata udawało mi się unikać gotowania. Krzysztof ma młodszego brata, którego żona jest zawodową kucharką. Od ich ślubu kuchenne obowiązki spadły na nią, ale i tak muszę być na przyjęciu i usługiwać. Tym razem nie pojechałam wcale. Mój pies, Burek, ciężko zachorował. Weterynarz znalazł u niego raka i nie było nadziei. W przeddzień urodzin teściowej zrobiło mu się gorzej. Całą noc czuwałam przy nim, głaskałam, próbowałam nakarmić. Serce mi pękało. Wzięliśmy Burka ze schroniska, gdy był szczeniakiem, był częścią naszej rodziny. A teraz umierał, a ja byłam bezsilna. Ten ból był nie do zniesienia.

Każdy, kto stracił zwierzę, wie, co czułam. Świat się zawalił, nic nie miało sensu. Krzysztof też przeżywał, choć nie tak bardzo. Zdecydowaliśmy, iż on pojedzie sam. Zadzwoniłam do Barbary Mareckiej, przeprosiłam, wytłumaczyłam sytuację i złożyłam życzenia przez telefon. Zostałam w domu z Burkiem do końca. Odszedł, gdy Krzysztof był u matki. Trzymałam go za łapę, płakałam, nie wierząc, iż mój przyjaciel odszedł na zawsze. Gdy mąż wrócił, powiedziałam mu. Przytulił mnie, ale widziałam, iż nie do końca rozumie głębię mojej rozpaczy.

Następnego ranka zadzwoniła teściowa. Liczyłam, iż zapyta, jak się czułam, albo chociaż wyrazi współczucie. Ale zamiast tego zaczęła mnie atakować: „Czekałam, iż zadzwonisz i przeprosisz! Nie było ci żal opuścić moich urodzin! Jak mam to traktować?” Ledwo powstrzymując łzy, przypomniałam: „Przecież wiecie, Burek był chory, odszedł”. Jej odpowiedź mnie dobiła: „No i co? Psy zawsze zdychają, długo nie żyją! A wasz to zwykły kundel! Nie szanujesz mnie, skoro nie przyjechałaś!” Rzuciła słuchawkę, a ja wybuchnęłam płaczem, nie wierząc w takie okrucieństwo.

Barbara Marecka nie poprzestała. Żaliła się Krzysztofowi, oskarżając mnie o brak szacunku. Na szczęście ostro ją uciszył i stanął po mojej stronie. Ale ona nie odpuściła – cały tydzień zasypywała mnie wiadomościami, iż przedkładam „jakiegoś psa” nad jej święto. Pokłóciła się choćby z Krzysztofem, żądała, by mnie „postawił do pionu”. Jej słowa to jak nóż w serce. Jak można być tak pozbawionym uczuć? Burek nie był zwykłym psem, był częścią naszego życia, a jej uroczystość – tylko pretekstem do samouwielbienia.

Postanowiłam zerwać z nią kontakt. Skoro Barbara Marecka jest aż tak okrutna, iż nie potrafi zrozumieć mojego bólu, nie mamy o czym rozmawiać. Mam dość jej prób sterowania naszym życiem, jej egoizmu, jej przekonania, iż jest pępkiem świata. Serce wciąż boli po stracie Burka, ale nie pozwolę, by teściowa deptała moje uczucia. Krzysztof mnie wspiera i to dodaje sił. Wybieram moją rodzinę, moją godność, a nie kobietę, dla czyja cudza rozpacz to drobiazg.

Idź do oryginalnego materiału