Trzynasty dzień ferii

tenuieum2.blogspot.com 2 tygodni temu

i pierwszy bez konieczności denerwowania się remontem. Prysznic wypróbowany, więc uroczyście oświadczam, iż wybaczyłam hydraulikowi wszystkie początkowe przekręty.

Nie iż taka dobra i bezinteresowna jestem. Po prostu nie ma sensu strzelać focha na hydraulika, którego będę potrzebować za dwa tygodnie. :P On ma ten komfort, iż może duuużo, bo i tak nikt focha nie strzeli. A ja mam duuużo do wybaczania, więc może będę ciut lepszym człowiekiem. No i w końcu umytym.

Poza tym dziś tłusty czwartek. Z tej okazji zjadłam prawie dwa pączki. :P Pierwszy był z dżemem wiśniowym, a drugi nazywał się "fantazja dubajska" i pochodził z sieciówki supermarketowej.


Kosztował z 9 złotych, ale postanowiłam go nabyć w celach poznawczych. Na wierzchu były pistacje i to chrupiące coś.


W środku też były pistacje i to chrupiące coś. I było tego dużo, choćby za dużo na mój gust, bo potwornie toto było słodkie. choćby jedząc tego pączka miałam przez chwilę wrażenie, iż najsmaczniejsze w nim jest ciasto. :P


A to całe dubajskie nadzienie smakuje trochę jak strasznie słodka gruboziarnista pistacjowa chałwa. Tyle iż jest rzadsze. I w ogóle jak powiem, iż pączek z wiśnią był lepszy, to wszystkie snoby tego świata zadrą noski i odejdą z tego bloga w milczeniu :P. No, to powiem: pączek z wiśnią BYŁ lepszy niż pączek dubajski. Snoby, papa.

Kupując (między innymi) pączka dubajskiego w supermarkecie, zupełnie niechcący nie zapłaciłam za klej, wart całe 3 złocisze. Zorientowałam się w domu, więc wróciłam, żeby za klej grzecznie zapłacić. A iż nie chciało mi się lecieć piechotą do supermarketa z jednym klejem (naprawdę mi się nie chciało...), to - by resztek swej uczciwości na zbyt wielką próbę nie wystawiać - w sąsiednim sklepie nabyłam przy okazji saturator.

No, bo ja uwiellllbiam wodę z bąbelkami.

A potem poszłam obserwować nurogęsi.




Przy okazji zaobserwowałam pierwsze tej wiosny grzywacze



i gromadkę szczygłów.

A także gromadkę ranników


w towarzystwie przesympatycznego smoka.


Był też jeden krokus, ale nie zdjęłam go, bo właściciel ogrodu (i krokusa) (i nie smok, nie) zaczął się na mnie dziwnie patrzeć. :P

Więc chyba wiosna?

Tymczasem lutniki (a już niebawem marczyki) mają zdanie odrębne.




Pozdrawiam przebywających na urlopach.

1127.

Idź do oryginalnego materiału