i pierwszy bez konieczności denerwowania się remontem. Prysznic wypróbowany, więc uroczyście oświadczam, iż wybaczyłam hydraulikowi wszystkie początkowe przekręty.

Poza tym dziś tłusty czwartek. Z tej okazji zjadłam prawie dwa pączki. :P Pierwszy był z dżemem wiśniowym, a drugi nazywał się "fantazja dubajska" i pochodził z sieciówki supermarketowej.
Kosztował z 9 złotych, ale postanowiłam go nabyć w celach poznawczych. Na wierzchu były pistacje i to chrupiące coś.
W środku też były pistacje i to chrupiące coś. I było tego dużo, choćby za dużo na mój gust, bo potwornie toto było słodkie. choćby jedząc tego pączka miałam przez chwilę wrażenie, iż najsmaczniejsze w nim jest ciasto. :P
A to całe dubajskie nadzienie smakuje trochę jak strasznie słodka gruboziarnista pistacjowa chałwa. Tyle iż jest rzadsze. I w ogóle jak powiem, iż pączek z wiśnią był lepszy, to wszystkie snoby tego świata zadrą noski i odejdą z tego bloga w milczeniu :P. No, to powiem: pączek z wiśnią BYŁ lepszy niż pączek dubajski. Snoby, papa.
Kupując (między innymi) pączka dubajskiego w supermarkecie, zupełnie niechcący nie zapłaciłam za klej, wart całe 3 złocisze. Zorientowałam się w domu, więc wróciłam, żeby za klej grzecznie zapłacić. A iż nie chciało mi się lecieć piechotą do supermarketa z jednym klejem (naprawdę mi się nie chciało...), to - by resztek swej uczciwości na zbyt wielką próbę nie wystawiać - w sąsiednim sklepie nabyłam przy okazji saturator.
No, bo ja uwiellllbiam wodę z bąbelkami.
A potem poszłam obserwować nurogęsi.
Przy okazji zaobserwowałam pierwsze tej wiosny grzywacze
i gromadkę szczygłów.
A także gromadkę ranników
w towarzystwie przesympatycznego smoka.
Więc chyba wiosna?
Tymczasem lutniki (a już niebawem marczyki) mają zdanie odrębne.
Pozdrawiam przebywających na urlopach.
1127.