Tornado.

drzoanna2.wordpress.com 1 miesiąc temu

Nocą z piątku na sobotę porwało mnie tornado, choć znajomi, którzy byli na tej samej imprezie twierdzą, iż to nie tornado, a 2 portery plus biały rusek. 😀
Dodałabym jeszcze nawrót zawrotów głowy, z którymi walczę od paru tygodni ze średnim skutkiem i oczywiście specyficzny ogródek w Trelkovsky Cafe.
Kto był, wie doskonale, o czym mówię: w środku nocy, przy mizernym oświetleniu, te strome ścieżki, wysypane kamyczkami, po drinku i dwóch mocnych piwach stają się niebagatelnym wyzwaniem survivalowym, szczególnie, gdy ktoś niepomny zagrożenia założył sandały na niebotycznej platformie.
Wracam więc z kibelka, kierując się w stronę majaczącego w ciemności stolika i alko+zawrót głowy+śliska, kręta, stroma ścieżka po ćmoku+6 cm platformy=lecę.
Zarzuciło mnie trochę w bok, ląduję na tyłku i z lewą łapą w ogródku skalnym.
Dobra, nic mnie nie boli, raczej niczego sobie nie uszkodziłam, bo bardziej przysiadłam niż walnęłam, ale z tego przysiadu ciężko się podnieść na tej stromiźnie. No i wtedy jak spod ziemi wyrasta Pan Właściciel Knajpy i podaje mi rękę.
Tu następuje przekomiczna parosekundowa scena, musiało to wyglądać, jakbyśmy walczyli, jakbyśmy się mocowali, przeciągali linę czy coś, bo w tym przechyle do tyłu moje 64 kilo zamienia się w 164, próba wstania wydłuża się groteskowo, choć wkładam w to absolutnie wszystkie siły. Gdybym miała 2 wolne ręce byłoby o niebo łatwiej, ale nie, jedna w krzaczorkach, drugą trzyma Pan Właściciel. W końcu wykonuję dla rozpędu lekkie gibnięcie w tył i podnoszę dupsko.
Kiedy po niedługim czasie zbieramy się do domu od paru osób słyszę zatroskane, czy mam jak wrócić i czy dam radę, oho, pewnie zauważyły to moje lądowanie w krzaczkach albo niepewne trzymanie pionu, ok, postanawiam więc wrócić nóżkami, z Czarnowiejskiej pod Mateczny. Taksówkę mogę złapać w każdej chwili, kasę i kartę mam, ale świeże, chłodne, nocne powietrze bankowo zrobi dobrze mi i skutkom tornada.
Trasę pokonuję w pół godziny, kładąc się spać zauważam jedynie jakieś zadrapania na lewej ręce i trochę boli mnie kciuk.
Dopiero rano dostrzegam rozmiar uszkodzeń, zadrapania od dłoni do łokcia, fakt, jednak zadrapania to pikuś… ale kurwa kolce! Ta kłująca roślina z ogródka skalnego chciała mnie chyba zabić!
Wewnętrzną stronę mojej dłoni zdobią czarne punkciki, jeden kolec, nieco większy, wbił się w zgięcie kciuka, czuję wyraźne kłucie przy poruszaniu palcem, a ten widocznie poczerwieniał i spuchł.
W sumie 16 malutkich cierni, niektóre podpuchnięte, lekko poczerwieniałe już, z maciupką kulką zwiastującą stan zapalny.
Ok, szorujemy, odkażamy i próbujemy wyciągać.
Jeden, ciut większy i wbity na płasko wyszedł dość łatwo, ale ten z kciuka… jesu, grzebałyśmy z zaprzyjaźnioną sąsiadką odkażoną igłą – i nic, nie chciało wyleźć!
Potem jeszcze próbowałam sama, wyszedł, ale nie wiem czy cały 😦
Ok, więc Świąteczna Pomoc Lekarska, może jakaś pielęgniarka zrobi to wprawniej?
No niestety, nie mamy tu takich narzędzi, to trzeba by naciąć skalpelem(!) i powyciągać jeden po drugim, to na SOR z tym trzeba.
Że co, kurwa, z takim gównem na SOR? Przeca mnie wyśmieją!!!! No i wiecie, moje doświadczenie z SORem jest takie: weekend, przychodzisz w sobotę po południu, wychodzisz niedzielnym rankiem, już nigdy never, żadnych SORów!
Pytam więc, co, jeżeli to po prostu oleję i wezmę na przeczekanie?
No to będzie obierało i może te ciernie same wyjdą.
A ja wyobrażam sobie upojną sobotę na SORze i jeszcze to nacinanie skalpelem w 16 miejscach i jakurwapierdole nie nie NIE!!!
Więc spoko i na luzie, poczekam na rozwój wypadków, od tego nie umrę, raczej 😛 albo zaschnie/zarośnie i będę mieć dłoń w czarne kropki, albo te miejsca obiorą, ciernie wylezą i już.
Na początek postanowiłam zaczekać do niedzieli.
No i mamy niedzielę i na bank nie jest gorzej.
Kciuk dalej spuchnięty, ale może jest po prostu stłuczony po tym energicznym podparciu się, gdy straciłam równowagę? Albo to z powodu sekundy zamoczenia we wrzątku, bo ponoć jak się zanurzy na ułamek sekundy, to drzazga łatwiej wychodzi.
Ja pierdole, probowaliście kiedykolwiek zanurzyć palucha we wrzątku, tak świadomie?
No nie da się, kurna, nie da, całe Twoje jestestwo, cały wszechświat krzyczy NIEEEEE, mnie udało się chyba przy 10 próbie, ale nie wiem, czy zadziałało, choć jednak cierń wylazł…

Reasumując: ręka póki co nie odpadła, a ja utwierdzam się w przekonaniu o sile okrutnej przyrody, która potrafi zaatakować znienacka choćby na tak ograniczonej przestrzeni, jaką ma ogródek Trelkovsky Cafe 😛

A imprezę uważam za super udaną i jeszcze raz samych najlepszości dla Szanownego Jubilata!!!!

Więcej w tej kategorii: https://drzoanna.wordpress.com/category/blog-spis-tresci/

Idź do oryginalnego materiału