To siostra! – krzyknął mężczyzna, gdy jego siostra urządziła grilla na moich różach… Moja odpowiedź sięgnęła dwóch metrów!

2 tygodni temu

To przecież siostra! powiedział mój mąż, gdy jego siostra urządziła grill na moich różach! Moja odpowiedź miała dwa metry wysokości…

Wyobraźcie sobie taką scenę: odziedziczyliśmy po teściowej domek letniskowy. Niby domek, ale tylko z nazwy. Stara, pochylona chałupka, płot z trzech desek i działka zarastająca chwastami po pas. Mój mąż, jak większość mężczyzn, rzucił okiem i stwierdził: Olejmy to, lepiej sprzedać.

Ale ja cóż, mam taki charakter uparta jak osioł! Wczepiłam się w ten kawałek ziemi. Już widziałam, jak tu będzie pięknie. Cały rok żyłam tym miejscem. Włożyłam w nie prawie wszystkie oszczędności i, oczywiście, mnóstwo pracy.

Samodzielnie malowałam dom, wynajmowałam robotników do naprawy dachu. Ale najważniejsze założyłam tu ogród. I nie zwykłe grządki, dziewczyny, ale prawdziwą małą Anglię! Róże, piwonie, hortensje Dbałam o każdy kwiat jak o własne dziecko.

Mąż początkowo się śmiał, ale gdy zobaczył efekt, choćby zaczął mnie podziwiać. No, Kasia, dasz radę! mówił, patrząc na moje kwitnące rabaty. I szczerze, byłam szczęśliwa. Miałam swoje miejsce mocy, ucieczkę od codzienności.

Ale sielanka nie trwała długo. O naszej posiadłości dowiedziała się siostra męża, moja szwagierka Ewa. Typowa miejska paniusia, której do ziemi daleko, ale wypoczynek na łonie natury? O, to co innego! Zwłaszcza jeżeli ktoś już to miejsce urządził.

Pewnej soboty, bez telefonu i uprzedzenia, podjeżdża pod działkę samochód. Wysypuje się z niego cała ekipa Ewy: ona, jej mąż i dwoje rozwrzeszczanych dzieci.
Kasiu, cze-ee-ść! Przyjechaliśmy na grilla! wrzasnęła już od progu.

Oczywiście, oniemiałam, ale co zrobić rodzina. Pokazałam im dom, zaproponowałam herbatę. A oni, choćby nie ściągając butów, od razu na świeżo pomalowany taras. I zaczęło się…

Dziewczyny, to nie był odpoczynek to była barbarzyńska inwazja. Jej mąż postawił wielki grill prosto na moją rabatę z różami pnącymi. Dzieci biegały po działce jak szalone, tratując piwonie i łamiąc gałęzie hortensji.

A sama Ewa chodziła jak królowa i wydawała rozkazy: Kasia, przynieś ogórki kiszone!, Gdzie macie czyste ręczniki?. Po nich zostawała góra śmieci, zadeptany trawnik i połamane rośliny.

Stałam pośrodku tego pogromu i ledwo powstrzymywałam łzy.

I to, moje drogie, był dopiero początek. Zaczęli przyjeżdżać co weekend. Bez żadnego wstydu! Nie sprzątali, nie zmywali naczyń. Raz przyjechałam, a oni użyli moich nowych rękawic ogrodowych do czyszczenia grilla! Jak wam się podoba?

Wieczorem próbowałam rozmawiać z mężem. Tłumaczyłam jak dziecku, iż wkładam w ten domek całą duszę, iż boli mnie, jak wszystko niszczą. A on, mój miękkoduch, tylko wzdychał.

Kasia, rozumiem cię. Ale wytrzymaj, to przecież siostra! Nie wypada odmówić. Jesteśmy rodziną. Bez awantur, dobrze?

Wtedy zrozumiałam: awantury nie uniknę. Bo moja mała Anglia zamieniała się w publiczny grillowy lokal. A moja rodzina wycierała o mnie nogi. Plan zemsty dojrzał w sekundę. Chłodny. Wysoki.

Następnego tygodnia wypłaciłam z naszego wspólnego konta sporą sumę. Gdy mąż wieczorem zobaczył SMS, oczy wyszły mu na wierzch.

Kasia, oszalałaś?! Na co te pieniądze?!
Na umocnienie rodziny, kochanie uśmiechnęłam się tajemniczo. niedługo sam zobaczysz.

Całą następną sobotę na działce wrzała praca przyjechała ekipa budowlana. Działali sprawnie, jakby wiedzieli, iż czas nagli. Mąż nerwowo krążył, nie rozumiejąc, co się dzieje. A ja, rozkoszując się w leżaku z kubkiem zimnej herbaty, obserwowałam i wydawałam dyspozycje.

O szóstej wieczorem, gdy wkręcono ostatnią śrubę, oddałabym wiele, by zobaczyć minę mojego małżonka. Pośrodku działki stanął solidny płot z blachy, wysoki na dwa metry, dzielący teren na pół.

Z jednej strony został nasz domek, taras i moje ukochane rabaty. Z drugiej zaniedbana strefa grillowa i stara szopa. W płocie zamówiłam furtkę niewielką, ale z solidną kłódką.

Co co to ma być? wybełkotał mąż.

To, kochanie, nasz rodzinny kompromis odparłam spokojnie. Ta część jest moja. Tu ja rządzę. A tamta wspólna, dla twojej ukochanej rodziny. Niech twoja siostra staje na głowie i piecze kiełbaski ma własne terytorium.

I wtedy, jak na zamówienie, pod bramę podjechał samochód Ewy. Wysiadła, zobaczyła nowy płot i zastygła. Jej mina dziewczyny, to była mieszanka szoku, niezrozumienia i świętego oburzenia.

Ewa zaczęła wrzeszczeć, dzwonić do męża, domagać się wyjaśnień A ja tylko w milczeniu przeniosłam swój leżak za płot tam, gdzie ja stanowię prawo.

Powiedzcie mi szczerze, drogie: postąpiłam za ostro? A może czasem, by ochronić swój mały raj, trzeba po prostu postawić bardzo, bardzo wysoki płot?

Idź do oryginalnego materiału