Od początku swojej drogi twórczej Michael Biber czerpie z inspiracji pop artowych. W pracach z pierwszej dekady XXI wieku wykorzystywał materiały przemysłowe – jak winylowe płachty stosowane w reklamie wielkoformatowej – i rozwijał serie minimalistycznych, wielobarwnych prac, łudzących wrażeniem przedmiotów masowej produkcji. W miarę upływu lat porzucił błyszczącą folię i zróżnicował swój wizualny język, w którym pojawiła się między innymi cała plejada motywów organicznych. Podtrzymując łączność z popartowym dziedzictwem, Biber zachował jednak seryjną logikę pracy. Jego najnowszy dorobek wciąż łatwo podzielić na cykle, które zwykle biorą początek ze studyjnych eksperymentów. Malując w pracowni, Biber opracowuje wciąż nowe wzory, oparte na niby-figuratywnych, kojarzących się z roślinami motywach. Niektóre z nich reprodukuje i przetwarza przy użyciu metod cyfrowych, miksując je z grafikami znalezionymi w sieci – zdjęciami, wizualizacjami danych, grafikami reklamowymi, reprodukcjami cudzych prac… W ten sposób powstają druki-podobrazia dla dalszych malarskich eksperymentów. Nowe motywy wzrastają nad poprzednimi, w ruchu przywodzącym na myśl przemianę materii organicznej i wzrost samych roślin czy grzybów. W działaniach z ostatnich trzech lat Biber jawi się jako „pop-artowy witalista”; romantyk o technofilskim, modernistycznym skrzywieniu.
Historia modernizmu zna, oczywiście, podobne połączenia technologicznych poszukiwań z organiczną wyobraźnią. Wystarczy przywołać poezję Tadeusza Peipera, który nazywał swe futurystyczne poematy rozkwitającymi – każdy „pączkował” bowiem od konkretnej, pozornie przypadkowej frazy, którą poeta powtarzał w kolejnych wersach: wersach-fraktalach, wersach-płatkach. Nowoczesność międzywojenna, którą wychwalał Peiper jako czas „miasta – masy – maszyny”, trudno porównywać jednak bezwiednie z cyfrową współczesnością. Znamiennie, Bibera interesuje nie tyle miasto, co las – ale nie las dosłowny; raczej las danych, w których natłoku łatwo zgubić drogę (lub siebie). Bardziej niż masa ciekawi go energia – ta, która podlega ciągłym przepływom i przemianie w sieciowych połączeniach. Zamiast ociężałej maszyny w jego pracach figuruje natomiast algorytm, który wędrowcom błądzącym w cyfrowym lesie dostarcza fałszywego poczucia sterowności. Czasami tylko w obrazach Bibera można napotkać złowieszcze momenty – prześwity, przedarcia, przegięcia – przywołujące, jak gdyby, obcy, cokolwiek niewspółczesny porządek. Są niczym światło, które przebija się przez korony drzew.
From the beginning of his artistic path, Michael Biber has drawn on pop art inspirations. In works from the 2000s, he used industrial materials – such as the vinyl sheets used in large-format advertising – and developed extensive series of minimalist, multicolored works, themselves reminiscent of mass-produced objects. As the years passed, he abandoned glossy PCV foil and diversified his visual language, which has come to include a wide array of organic motifs. Neverthelesss, in keeping with the pop art heritage, Biber maintained a serial logic in his practice. His most recent body of work is still easily divided into cycles, which usually originate from studio experiments. While painting in the studio, Bieber constantly develops new visual patterns based on quasi-figurative, plant-like motifs. In turn, he reproduces and processes some of them digitally, at times mixing them with visuals found on the web – photos, data visualizations, advertising, reproductions of other people’s works… In this manner, support is created for further painting experiments. New motifs bud over printed reproductions, in a movement reminiscent of the transformation of organic matter and the growth of plants or fungi. In the most recent endeavors, Biber appears as a „pop-art vitalist”; a romantic with a technophilic, modernist bent.
Sure enough, the history of modernism knows many similar couplings of technological savvy with organic imagination. Suffice it to recall the poetry of Tadeusz Peiper, who described his futuristic poems as “blossoming” – for each “blossomed” from a particular, seemingly random phrase, which the poet repeated in successive verses: verse-fractals, verse-petals. However, interwar modernity, which Peiper praised as a time of „city—mass—machine,” can hardly be compared with today’s digital age. Tellingly, Biber is not so much interested in the Peiperian city as in the forest – but not the literal one; rather, the forest of data, in the profusion of which it is all too easy to get lost (or to lose oneself). More than the mass, he is interested in energy – that which is subject to constant flow and transformation in contemporary social-technological networks. Last but not least – instead of the cumbersome machine, his works feature the algorithm, which provides wanderers in the digital forest with a false sense of direction. Only occasionally can one encounter ominous moments in Biber’s paintings – clearances, tears, or signs of excess – evoking, as it were, an alien, untimely realm. They resemble the light that pierces through the tree branches.