Teściowa, która nie umie usiedzieć w miejscu
Gdy moja teściowa, Barbara Nowak, oznajmiła, iż przeprowadza się do swojej mamy, babci Haliny, na wieś, a swój dom przekazuje nam z Mikołajem, mało nie skakałam z radości. Własny dom! Przestronny, z ogrodem, werandą, gdzie moglibyśmy wychowywać dzieci i urządzać grille w weekendy – to było marzenie! Już sobie wyobrażaliśmy z Mikołajem, jak urządzamy pokoje, malujemy ściany i zapraszamy znajomych na przyjęcie. Okazało się jednak, iż Barbara Nowak nie zamierza grzecznie siedzieć ani na wsi, ani gdziekolwiek indziej. Co chwila wraca, wywraca nasz dom do góry nogami i już nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Teściowa jest oczywiście kobietą pełną energii, ale jej nawyki i ciągłe wizyty zamieniają nasze marzenie w jakiś niekończący się cyrk.
Wszystko zaczęło się pół roku temu. Barbara, która ma już ponad 60 lat, nagle stwierdziła, iż chce być bliżej swojej mamy, babci Haliny, która, przypomnijmy, ma 85 lat. „Muszę pomagać mamie – oświadczyła. – A wam, młodym, dom się przyda.” Byliśmy z Mikołajem zachwyceni. Dom duży, solidny, z ogródkiem i choćby starą jabłonią w sadzie. Od razu zaczęliśmy planować remont, marzyć o pokoju dla naszego syna i gabinecie dla Mikołaja. Barbara spakowała swoje rzeczy, zostawiając nam połowę mebli, i wyjechała do wsi oddalonej o trzy godziny drogi. Pomyślałam wtedy: „No, teraz zaczniemy żyć!” Jakże się myliłam.
Dwa tygodnie później teściowa pojawiła się na progu. „Stęskniłam się za miastem!” – oznajmiła, ciągnąc za sobą ogromną walizkę. Naiwnie sądziłam, iż przyjechała na weekend. Ale nie, Barbara została na miesiąc. W tym czasie pozamieniała meble w salonie, bo „tak lepiej dla energii”, przestawiła moje kwiaty, twierdząc, iż „nieprawidłowo je podlewam”, a choćby zaczęła gotować obiady, przed którymi Mikołaj się teraz chowa. Jej specjalność to zupa z taką ilością cebuli, iż oczy łzawią, zanim wejdzie się do kuchni. Próbowałam delikatnie zasugerować, iż mamy swoje zwyczaje, ale tylko machnęła ręką: „Kinga, jesteś młoda, jeszcze się nauczysz gospodarować!”
W pewnym momencie straciłam cierpliwość. „Barbaro – mówię – jesteśmy wdzięczni za dom, ale to teraz nasz dom, pozwól nam żyć po swojemu.” A ona na to: „Oj, Kinga, nie marudź, przecież dla was się staram!” I wróciła na wieś. Odetchnęłam, myśląc, iż to jednorazowa wizyta. Ale nic z tego.
Od tamtej pory teściowa wciąż się wtrąca. Przyjeżdża bez zapowiedzi, czasem na kilka dni, czasem na tygodnie. I za każdym razem to jak huragan. Raz postanawia, iż nasz ogród jest „zaniedbany”, i zaczyna kopać grządki, wyrywając moje róże, bo „są bezużyteczne”. Innym razem robi generalne sprzątanie, wyrzucając moje stare czasopisma, które, nawiasem mówiąc, kolekcjonowałam. Pewnego dnia przywiozła ze wsi starą komodę, twierdząc, iż to „rodzinna relikwia”, i postawiła ją w samym środku salonu. Mikołaj tylko się śmieje: „Mamo, ale z ciebie projektantka wnętrz!” A ja już się nie śmieję. Jestem na granicy wytrzymałości.
Najzabawniejsze, iż na wsi u Barbary wszystko wydaje się w porządku. Babcia Halina, mimo wieku, jest w pełni sił – sama uprawia ogródek, doi kozę, a choćby plotkuje z sąsiadkami na ławce. Ale teściowa mówi, iż tam jej „nudno” i iż „musi sprawdzać, jak sobie radzimy”. Sprawdzać! Nie wspominając już o tym, jak uczy mnie wychowywać syna. „Kinga, jesteś za miękka, on powinien pomagać w domu!” – mówi, a sama rozpieszcza go cukierkami i pozwala oglądać bajki do północy. Nie wiem już, jak przekonać ją, iż chcemy być gospodarzami we własnym domu.
Ostatnio nie wytrzymałam i porozmawiałam z Mikołajem. „Mikołaj – mówię – twoja mama nas doprowadza do szału. Może poprosisz ją, żeby przyjeżdżała rzadziej?” A on na to: „Kinga, ona tylko chce być pomocna. Poczekaj, przyzwyczai się do wsi.” Poczekać? Ja już jestem na skraju wyczerpania! Barbara niedawno oznajmiła, iż chce przyjechać na całe lato, żeby „pomóc w ogrodzie”. Wyobraziłam sobie trzy miesiące jej „pomocy” i mało nie wpadłam w panikę. A wczoraj zadzwoniła i powiedziała, iż znalazła nam „idealnego psa” – jakiegoś kudłatego kundelka, którego znalazła na wsi. „Potrzebujecie przyjaciela!” – mówi. Mikołaj jest zachwycony, a ja przerażona. Mamy już wystarczająco dużo „przyjaciół” w osobie teściowej.
Zastanawiam się, jak rozwiązać ten problem. Może zaproponować Barbarze jakieś zajęcia w mieście? Hafciarstwo, taniec – byleby tylko była zajęta. Albo podarować jej wyjazd nad morze? Bo niedługo sama zacznę marzyć o przeprowadzce do innego kraju. Żartuję, oczywiście, ale sytuacja wymyka się spod kontroli. Mikołaj obiecał porozmawiać z matką, ale wiem, iż jej żal. A ja żałuję siebie i naszego marzenia o spokojnym rodzinnym gnieździe.
Ciekawe, czy inni też mają takie teściowe? I jak sobie radzą? Prawdopodobnie powinnam napisać poradnik: „Jak przetrwać z niesforną teściową”. Na razie staram się zachować zimną krew i przypominać sobie, iż dom jest nasz, a Barbara to tylko gość. Ale jeżeli naprawdę przywiezie tego psa, chyba zacznę pakować walizki. Albo przynajmniej schowam się w piwnicy do końca lata.